"Nie rób mi tak!"

318 17 10
                                    

Utonęła w zieleni jego oczu. To czego słuchała było najpiękniejszą rzeczą na świecie. Myślała, że nic nie przebije informacji o tym, że jest zdrowa. A tu proszę. Ten zwykły glina z Chicago staną przed nią i mówiąc dwa słowa przechylił szalę na swoją korzyść. Chciała, żeby to powtórzył i powtarzał w kółko, jak pozytywna, ale nie była w stanie mówić. Z pewnością powiedziałaby za dużo, więc może i dobrze, że ją zatkało. Teraz on czekał na jej reakcje. Ale co miała powiedzieć skoro nie mogła. Zostało jej tylko jedno. Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przytuliła. Oboje zaśmiali się jak małe dzieci.

Poczuł spokój. Mimo, iż nie powiedziała mu tego, jej reakcja była jednoznaczna. Kocha go tak, jak on ją. To uczucie było znajome, ale nowe na swój sposób. Dziewczyna była tym czego potrzebował. Usłyszeli chrząknięcie i wrócili na ziemię. Odsunęli się na chwilę od siebie i spojrzeli na sierżanta. Stał na skraju salonu i patrzył na parę z zaplecionymi rękoma na piersi. Miał nieodgadnionym wyraz twarzy. Nic nie mówił. Ava odeszła od Jaya i stanęła na przeciął ojca, też zaplatając ręce jak on. Chwilę wpatrywali się w siebie, aż udzielił mu się jej optymizm.

- Jesteś szczęśliwa? - zapytał całkiem poważnie

- W tym momencie, bardzo szczęśliwa. - odparła, na co oboje się zaśmiali. Hank przytulił Ave i patrząc na Jaya, posłał mu spojrzenie pełne aprobaty.

Obudził ją jak zwykle sygnał telefonu. Nie był to budzik, a SMS. Sięgnęła zaspana po telefon, zobaczyła godzinę i miała ochotę cisnąć telefonem w ścianę. Jednak to, że wiadomość była od Halsteada, uchroniło urządzenie. Otworzyła wiadomość i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Zasypywał ja takimi wiadomościami od prawie dwóch tygodni. Od następnego poranka po swoim wyznaniu uczuć. Co dzień ta wiadomość była inna. Na początku były to te dwa słowa. Kocham Cię było właściwie w każdej wiadomości. Jednak co dzień dodawał coś jeszcze. Mówił jej nie tylko komplementy ale także informował o tym że żyje. Szczególnie po akcji która miała miejsce kilka dni wcześniej.

Wybierała się do Halsteada. Po jego służbie mieli iść razem na koncert lokalnego bandu, który polecił im Will. Jay kupił bilety niechętnie, ale czego nie robi się dla ukochanej. Ona wytrzymała trzy tercje Blackhawks i nie zająknęła się ani słowem, że wynudziła się za wszystkie czasy, więc spokojnie przyjął fakt, który oznajmił mu brat.

- Mam iść na koncert? Serio? - zapytał stojąc na środku SOR-u.

- Ava lubi muzykę. - oznajmił Will - Bądź elastyczny.

- Elastyczny? Chyba będziesz mi musiał załatwić dawkę adrenaliny, żebym nie zasnął... Albo dwie. - powiedział na odchodne.

Mimo wszystko był szczęśliwy, gdy zobaczył jak Ava z zachwytem przyjęła do wiadomości gdzie ją zabiera. Była szczęśliwa. Z resztą gdziekolwiek była z nim, była szczęśliwa. Zabrała kurtkę i zeszła na dół. Zadzwoniła jej komórka na blacie w kuchni. Dziękowała za to, że dzwoni, bo inaczej by ją zapomniała. Później przeklęła przedmiot przez informacje jaką dostała.

- Ava? - Hank wydawał się zdenerwowany - Jesteś w domu?

- Tak, ale zaraz wychodzę. Coś się stało? - ojciec kazał jej zostać i poczekać na patrol. Nie chciał wyjaśnić jej co się stało. Zdenerwowana czekała na to gdzie ją zawiozą. W dodatku Jay nie odbierał, już zdążyła się domyślić, że coś jest nie tak. Stanęli przed Med i prosili, aby udała się na izbę przyjęć. Wpadła w drzwiach na Erin.

- Co się stało? - zaczęła pytać nerwowo - Gdzie Jay?

- Ava spokojnie. - Lindsey miała zakrwawioną koszulkę - Will się nim zajmuje.

- Ale co się stało? - Dziewczyna zaczęła tracić kontrolę nad emocjami, łzy pojedynczo spadały po jej policzku.

- Hank ci wyjaśni. - kazała wejść jej się środka. Tam zobaczyła jak jej ojciec chodzi, w te i z powrotem, przy drzwiach na SOR.

- Tato! - zawołała, a ten w mgnieniu oka zjawił się obok.

- Spokojnie kochanie. - gładził jej ramiona widząc w jakim stanie przyjechała - Jay wpadł w zasadzkę. Został postrzelony, ale miał na szczęście kamizelkę.

- Co? Jak to się stało?

- Opowiem Ci później teraz chodźmy. Na pewno chciałby cię zobaczyć. - Dziewczyna otarła łzy i doprowadziła do względnego porządku. Weszła śmiało na teren SOR-u i poszła za ojcem. W jednej z sal, na łóżku leżał Jay. Bez koszulki z owinięty bandażem na bicepsie i wokoło klatki piersiowej. Trzymał się prawą ręką za żebra po lewej. Na twarzy miał siniaki, rozcięty łuk brwiowy i zadrapania, to samo na knykciach. Wyłapywała te detale z drżeniem serca. Wreszcie Will wyszedł do nich.

- Możesz wejść. - powiedział uśmiechając się do dziewczyny. Drżąc puściła ramię ojca i prawie wbiegła do sali. Od razu się rozpłakała mimo, iż nie chciała tego robić. zakryła nawet usta dłonią, aby nie szlochać. Jay otworzył oczy i spojrzał na zapłakaną dziewczynę. Był zły, że Hank ją zawiadomił. Nie chciał by się martwiła.

- Hej. Co się stało? - wyszeptała głaszcząc jego włosy.

- Mój błąd. - wyznał - Chciałem go złapać, ale mi nie wyszło. - dodał smutno. Ava widział w jego oczach wściekłość. Zastanawiała się kogo tak bardzo chciał złapać, że nie zważał na swoje bezpieczeństwo.

- Kogo? - zapytała krótko, spojrzał w jej zapłakane oczy i milczał. Nie był pewny, czy powinien jej powiedzieć?

- Wyatt West. - odpowiedział.

- Kim jest Wyatt West?

- To gość, który próbował cię zabić. - Jay cały czas badał reakcję dziewczyny, widział jak ciemnieją jej oczy, gdy usłyszała kogo ścigał. Szybko jednak zamrugała parę razy, odganiając tą czarną dziurę, która zaczęła ją wciągać. Złapała jego dłoń i przyciągnęła do swojej twarzy.

- Nigdy więcej mi tego nie rób! - zażądała - Nie obchodzi mnie, czy będziesz ścigać samego szatna. Nigdy więcej nie narażaj się dla mnie! Zrozumiałeś!? - była stanowcza, znów przypominała mu szefa. Badawczym spojrzeniem starał się zrozumieć całkowite znaczenie jej słów, mimo to przytaknął i obiecał, że będzie na siebie uważał.

- Przepraszam za ten koncert. - wypalił nagle gdy zabierali go na tomografię

- Mam w nosie koncert. - odparła - I tak nie chciałeś tam iść. - wyznała z triumfalnym uśmiechem.

- Jak to? Ale... - wiedziała, tak dobrze go znała, nie musiał się przyznawać.

- Jay, może i jesteś gliną z Chicago, ale nie słuchasz Bluesa. - nachyliła się nad nim i podarowała mu pocałunek - Poza tym, doceniam samą chęć poświęcenia się.


Tak, siedzę i myślę... chyba będzie więcej niż 35 rozdziałów....

Zagubiona - FF Chicago P.D.Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu