"Nie rób tego."

358 17 8
                                    

Ona


Biegła, z myślą o tym, jak bardzo lubi powiew wiatru na twarzy. Szkolne wychowanie fizyczne każdy uważał za czas, w którym może zrobić coś dla siebie. Ona biegała. Uwielbiała biegać. To było jej powołanie. Miała piętnaście lat i marzyła o zostaniu mistrzem olimpijskim. Miała długą drogę przed sobą, ale nie planowała porażki. Biegła czwarte okrążenie szkolnego boiska, kiedy zabrakło jej tchu. Stanęła nagle opierając dłonie o kolana. Czuła jakby jej płuca miały wyskoczyć. Nabrała powietrza ostatni raz i zobaczyła tylko ciemność. 

***

Oddech, sprawiał jej tak samo ból, jak poruszanie się. Wciąż przywiązania do krzesła nie mogła zmienić pozycji. Dalej czuła prąd, który sprawił, że jej mózg pracował jak po kofeinie. Serce pracowało niemiarowo, co też powodowało trudności z oddechem. Wszytko było nie tak. Wróciło to, co czuła po chemii. Najgorsze dziesięć lat jej życia.

***

- Panie doktorze... - zawołała jej mama wychodząc z jej sali - Co z tym zrobimy?

- Musimy najpierw postawić trafną diagnozę. - wyjaśnił spokojnie - Zrobimy tomografie oraz zlecenie na badania krwi. Cała reszta już została zrobiona. Musimy być dobrej myśli. - słyszała to leżąc w łóżku. Wciąż nie była w stanie oddychać sama, więc miała założona maskę tlenowa. Patrzyła jak jej mama płacze, a doktor ją pociesza. Nie przypuszczał, że takie będzie jej życie... Szpital, płacz, troska i walka. Walka z wrogiem, którego szansę na pokonanie było bliskie zera.

***

Poczuła ukłucie. Zerknęła na lewą rękę. W nią wbity wenflon, wywołał kolejne wspomnienia, które oddaliła. Nie mogła pozwolić sobie na utratę przytomności, musiała wiedzieć co nastąpi dalej. Napastnik wysunął z wenflonu zatyczkę i wpiął w nią rurkę, która prowadziła do woreczka zawieszonego na stojaku. Kroplówka. Ten widok znała bardzo dobrze. Spadające kropelki w dozowniku, nie wróżyło to nic dobrego.

- Co to? - zapytała mimowolnie

- Coś, po czym będziesz chciała latać. - zadrwił, gdy pierwsza dawka weszła w jej ciało.

Po kilku sekundach, poczuła jak mięśnie wiotczeją i ciało staje się bezpłatne, głowa opadła jej do tyłu. Czułą ma jak ogarnia ją coś na kształt chmury i niesie w górę...

***

Kropla, po kropli wpadła do dozownika. Pierwsza jej chemia. Wciąż nie wierzyła, że to, co się stało przydarzyło się właśnie jej. Była zdrową nastolatką, kochającą sport. W ciągu kilku dni stała się chora na raka? Niemożliwe! Nie chciała w to wierzyć. Cały czas starał się wyprzeć ze świadomości, że tamten bieg, może być jej ostatnim. Lekarze co rusz wchodzili i wychodzili sprawdzając jak reaguje na podany lęk. Tak mówili, ale dla niej było to czymś innym. Trucizną. Trucizną, którą sprawiała, że nie czuła się dobrze. Która ją osłabiała.

***

Połowa woreczka za nią. Widział jak w mgnieniu oka zniknęła pierwsza połowa. Czuła się okropnie otępiała. Mimo braku władzy nad ciałem, umysł miała jeszcze w ryzach. Nauczyła się tego z czasem. Tak jak prąd sprawił, że jej myśli szalały, tak teraz nie mogła wymusić na sobie jakiegokolwiek ruchu. Nim pomyślała i ta myśl doszła do mięśni, minęła wieczność. Więc, gdy chciała odwrócić wzrok na wchodzącego mężczyznę, zobaczyła go dopiero, gdy stał tuż obok niej.

- Jak się czujesz? - zapytał ironicznie porywacz - Jeszcze ci coś przeniosłem. - pokazał strzykawkę, a niej ciemnobrązowa ciecz. - Karak, często to złoty strzał.... Ale ty nie odlecisz. - zaśmiała się i wyszedł...

***

Wymiotowała cały dzień. Myślała, że wypadnie jej cały żołądek. Nie mogła się ruszyć. Myślała tylko o tym, aby przestało boleć. Płakała i nic nie mówiła. Depresja ogarnęła ją doszczętnie. Jej mama była zrozpaczona jej stanem. Nawet psychiatra nie pomógł w dotarciu do niej. Na domiar złego, jej ojczym zdawał się nie dostrzegać powagi jej stanu. Może to dlatego, że nigdy nie traktował jej jak córki? A może dlatego, że nie lubił mięczaków. Jako były wojskowy uznawał, że nie ważna jest płeć, każdy powinien być twardy. Nie rozumiał przez co przechodziła.

- Zostaw mnie! - warknęła na mamę, gdy ta próbowała poprawić jej poduszkę - Nie dotykaj mnie! 

- Kochanie ja...

- Trzeba było mi pozwolić umrzeć! Po co mnie torturujesz? Po co mi to robisz?  - otarła łzy z policzków, przeczesując jednocześnie włosy. Kiedy spojrzała na dłonie, zobaczyła kilka kępek swoich brązowych fal. Ten szok sprawił, że wyrwała sobie wenflon z ręki i wbiegła ze sali.

***

Wyrzuciła z siebie wszystko. Cała zawartość jej żołądka wylądowała obok krzesła. Czuła jak serce bije słabiej. Ten narkotyk zatruwał ją. Tak jak chemia, którą brała. Tyle, że tym razem nie mogła się uwolnić. Nie mogła się poddać temu co jej robią. Starała się zostać na tyle przytomna, aby móc ocenić co jest racjonalne, a co nie. Widziała zamazujący się obraz kamery. Jej wszystkie zmysły zawodziły. To mógłby być koniec, gdyby nie to, że nim nie był.

***

Stała na balustradzie,  pod nią osiem pięter. Patrzyła w dół starając się utrzymać równowagę. Wbiegając na to piętro, wiedziała o tarasie w tym miejscu. Z impetem wyskoczyła na ławkę, a później złapała za metalowy drążek. Wtedy zwątpiła. Czy tak chciała umrzeć? Czy to było jej celem? Śmierć na oczach setki gapiów. Nie. Śmierć nie była w jej planach. Ale teraz... Kiedy i tak miała umrzeć? Było jej wszystko jedno. Stała skupiając się na czarnym pikapie stojącym pod szpitalem. Uderzy w niego. To nie będzie miłe. Chemia jaką dostawała, też nie będzie. Kilka minut i obok niej zjawiło się tuzin osób, które chciała, aby zeszła.

- Proszę. Nie rób tego! - krzyczała jej mama starając się dojść do niej powoli - Jesteś silna. Dasz radę. Nie rób tego!

- Chce mieć nad tym kontrolę!!! - warknęła- Nie chce umrzeć. - zaczęła płakać. Noga usunęła jej się z balustrady i bezwładnie zaczęła spadać 

***

Otworzyła oczy. Coś mocno ściągnęło ją na ziemię. Wiedziała, że to ostatnie wspólnie nie było prawdziwe. Inaczej skończyła się tamta przygoda z tarasem widokowym. Nie miała na tyle odwagi, aby skoczyć. Chciała żyć i wolą walki wygrała. Pokonała chorobę, więc dlaczego teraz miała się poddać? Zobaczyła jak jeden z nich staje przy stoliku i gotuję dla niej kolejna partie czegoś.

- Zabijesz mnie? - zapytała. Zaskoczony odwrócił się zostawiając strzykawkę na blacie. Nie odpowiedział, ale uważnie się jej przyglądał - Nie mam nic wspólnego z waszym biznesem, jestem nowa...- na te słowa mężczyzna wyjął broń, przyłożył jej lufę prosto do czoła. Nie wystraszyła się. Nic gorszego nie mogło ją spotkać. - Po tym wszystkim mnie zastrzelisz? - Chciała, aby to zrobił, podświadomie tego właśnie pragnęła. Nie chciała umierać, ale perspektywa dalszych tortur, była nie do zniesienia. W końcu to był nie pierwszy raz, gdy miała zamiar się poddać. A tym razem nie było przy niej nikogo, kto mógłby jej powiedzieć, że to tymczasowe. I że przyjdzie dzień, kiedy zobaczy słońce i powie: "To było warte wszystkiego, co przeszłam.".


Kolejny!

Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam taka forma tekstu...

:)

Zagubiona - FF Chicago P.D.Where stories live. Discover now