"A ona o tym wie?"

305 15 27
                                    

- To dziś? - zapytał sierżanta biorąc swój kubek z kawą. Całą noc buszował w raportach, aktach i innych dokumentach. Był zmęczony, mimo krótkiej drzemki, ale wynikało to bardziej z niepewności.

- Dziś. Uparła się, że chce wyjść. Poza tym będzie bezpieczniejsza w domu. - Odparł Voight, przechodząc do gabinetu. Wczorajszy dzień był dla niego jak rollercoaster. Po wszystkich tych złych rzeczach, jego córka uświadomiła go i swoja matkę, że zostaje w Chicago. Nie mógł się sprzeciwić, nie miał prawa. W zasadzie nawet się cieszył, w końcu mógł ją bliżej poznać. A dziewczyna była naprawdę fascynująca. Jego córka. Dorosła kobieta. Starał się nie myśleć, ile stracił nie będąc obecnym w jej życiu.

- Będzie mieszkać z tobą? - Jay stanął w progu gabinetu sierżanta. Z jedną ręką w kieszeni popijał gorący napój.

- Tak.

- A wie o tym? - sierżant nie rozumiał, dlaczego Jay o to pyta?  - Rozmawiałem z nią trochę i wydaje się, że nie lubi nadzoru. Poza tym ma chyba mieszkanie i pracę. -wyjaśnił.

- Potrzebuje ochrony.

- Ja to wiem. - odparł detektyw - Pytanie, czy ona wie?

- Lepiej powiedz, o czym chciałeś porozmawiać? - zmienił temat siadając na fotelu. Detektyw Halstead odsunął gorący napój od ust, robiąc zmieszaną minę. Nie wiedział czy powinien powiedzieć sierżantowi o poszlakach jakie ma. Chciał najpierw skontaktować się z Mousem. Potwierdzić to co wie, to co przypuszcza i to co jest faktem.

- Zastanawiałem się, dlaczego jeden gość ma coś do mnie i twojej córki. - zaczął. Sierżant słuchał go w skupieniu. Jay podszedł bliżej i usiadł na sofie obejmuje kubek dłońmi - Te ataki na mnie zdarzały się już przed pojawieniem się Avy. Ale jej porwanie i to, że zaraz po tym co stało się u mnie w mieszkaniu, znów ktoś ją napadł....

- Do czego zmierzasz? - Voight także analizował tą sprawę, dochodząc do tych samych wniosków co jego podwładny.

- Szukałem czegoś co łączy mnie i Ave. - spojrzał śmiało na sierżanta.

- Ja. - wyprzedził go odpowiadając - Ja jestem wspólnym punktem.

- Też o tym myślałem, ale.... Nie tylko ty nas łączysz. - wstał i wyjął z kieszeni poskładaną na cztery kartkę. Podał ją Hankowi i wrócił na sofę. Voight rozwinął ją i patrzył. Widniał na niej akt urodzenia Avy. Nazwisko i imię matki oraz ojca. Hank nie wiedział co ma na myśli Jay.

- Damien Rode. - powiedział detektyw. Tak nazywał się ojczym Avy podany w akcie urodzenia. - Właściwie pułkownik Damien Rode. Ranger w stanie spoczynku. - dodał smutno.

- Znasz go. - detektyw przytaknął - Skąd?

- Afganistan. - odparł - Nie chce mówić więcej, puki nie skontaktuje się z Mousem. On potwierdzi lub zaprzeczy. Niewiele pamiętam z tamtych czasów. Przynajmniej niewiele z tego co było mniej istotne od akcji.

- Myślisz, że on mógłby...

- Nie wiem, Hank, to jedyne co przychodzi mi do głowy.

- Dobrze. Sprawdź to, a jak coś będziesz mieć, daj mi znać. - Jay przytaknął i opuścił gabinet Voighta.


Wybiła godzina zero. W końcu mogła opuścić szpital. Była cała w skowronkach. Cieszyła się, że mama jakoś przełknęła informacje o jej zostaniu w Chicago. A jej ojciec, nie miał nic przeciwko. Wykonała jeszcze parę telefonów, aby upewnić się, że mieszkanie i praca, którą ma są nadal aktualne. Niestety, na jej miejsce znaleźli już kogoś nowego, na szczęście mieszkanie czekało na nią. Spakowana czekała na wypis.

- Widzę, że spieszy ci się do domu. - Hank staną w drzwiach jej sali. Dziewczyna uśmiechnięta zapinała torbę.

- Nie lubię szpitali, za dużo czasu zmarnowałam leżąc w nich. - odpowiedziała, na te słowa jej ojciec spochmurniał. Czuł smutek gdy myślał, o jej chorobie.

- Żałuje, że mnie przy tobie nie było. - wyznał, Ava poczuła ciepło na sercu, te słowa wiele dla niej znaczyły. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 

- Cieszę się, że teraz jesteś. - odpowiedziała - Jeśli powiesz jeszcze, że moja żabka stoi przed szpitalem to będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu.

- Żabka?

- Mój garbus. Znaleźliście go? Prawda? - wystraszona, że jej autko przepadło o mało nie zemdlała.

- A, ten grat. - Hank zaśmiał się widząc dezaprobatę w jej oczach - Stoi na policyjnym parkingu. - wyjaśnił

- To dobrze. Mam nadzieję szybko go odzyskać. - rzuciła torbę na ramie, ale jej ojciec zabrał ją od niej. Była szczęśliwa. Patrzyła na Voighta jak na coś, co zaraz może zniknąć. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego mu tak ufa, skoro go nie zna. Ale on był jej ojcem. Nie mógł być złym człowiekiem, ratując innych ludzi i broniąc całego miasta. Zdążyła usłyszeć trochę o nim od pielęgniarek. Nie cieszył się dobrą sławą, ale nie brała na poważnie tego co usłyszała.

Już wychodząc ze szpitala Hank przekonał się, że Jay miał rację. Dziewczyna rozmawiała przez telefon z kimś, kto wynajął jej mieszkanie. Była wściekła, bo był z nim jakiś problem. A jeszcze chwile wcześniej było wszystko dogadane.

- Jak to dopłacić? Byliśmy umówieni... -mężczyzna jej przerwał - Nie interesuje mnie to. Była umowa, nie było mnie w tym mieszkaniu przez połowę miesiąca. Dlaczego mam dopłacać? - ze złości o mało nie zgniotła telefonu. - Aaa... Jacy ludzie są wredni. - warknęła rozłączając się.

- Coś nie tak? - zapytał z troską w głosie otwierając jej drzwi samochodu.

- Gość od wynajmu chce prawie sto procent więcej za następny miesiąc. Chyba oszalał. A w dodatku moją pracę szlak trafił. - wymamrotała wsiadając.

- Może dasz sobie chwilę na odpoczynek. - zasugerował jej wsiadając za kierownicę, spojrzała na niego

- Odpoczywałam przez ostatnie tygodnie w szpitalu. - powiedziała znudzona - Teraz chcę wrócić do mieszkania i wziąć się za szukanie pracy. - dodała

- Ava, dla swojego bezpieczeństwa zamieszkasz ze mną. - rzucił nim odpalił silnik.

- Słucham? - dziewczyna nie myślała, że jej ojciec mówi poważnie, dopiero gdy zobaczyła jego surową minę i tą powagę w oczach zdała sobie sprawę, że on też będzie ją kontrolował - Nie, ja wracam do siebie.

- Ava, musisz wiedzieć, że to co się stało nie było przypadkiem. Ktoś chcę cię skrzywdzić i...

- Nie będę się ukrywała. Nie mam zamiaru się bać. - odparła - Jesteś moim ojcem, ale nie staraj się mnie wychowywać. Na to już za późno.

- Nie robię tego. Chcę mieć pewność, że nikt już cię nie skrzywdzi. - starał się nie wybuchnąć, chociaż dziewczyna swoim uporem działała mu na nerwy

- Nie musisz się martwic.

- Ale się martwię! Dopiero co cię poznałem, nie chcę cię stracić. - wyznał. Zrobiło się jej głupio, ale wciąż chciała postawić na swoim

- Do pracy też mnie ze sobą zabierzesz? - rzuciła sarkastycznie, zapadając się w fotelu, odwracając wzrok do okna.

Zagubiona - FF Chicago P.D.Where stories live. Discover now