ep.1: Początek

211 20 6
                                    

Pulsujący ból skroni, dosłownie rozsadzał mu głowę. Uścisk w klatce piersiowej potęgował uczucie duszności, a boleść brzucha sprawiała, że blondyn zwymiotowałby całą zawartość żołądka, nawet jeśli byłaby to sama żółć.

Przyłożył dłoń do skroni, delikatnie je masując, żeby zniwelować dręczący go ból, przez który nawet nie potrafił dobrze złożyć myśli. Jęknął, kiedy spróbował wstać, a ból mometalnie przybrał na wadze.

Czuł jak z nosa cieknie mu krew, którą zaczął od razu szybko tamować rękawem bluzy. Otworzył oczy, widząc przed sobą pole wyschniętych słoneczników. Nie mógł sobie przypomnieć co się stało, jak się tu znalazł. Przetarł oczy, wzdychając. Usiadł na trawie, widząc przeżółkłe światło padające od księżyca i nielicznych, ledwo świecących latarni.

Słyszał szum roślin polnych, drzew i skrzypiących z daleka drzwi oraz strzelanie palących się w metalowych beczkach śmieci. Wziął dwa wdechy i lekkim trudem stanął na nogach, podpierając się o wielką, żelazną bramę, która była zamknięta. Otrzepał swoje czarne, delikatnie workowate spodnie, zauważając, że w niektórych miejscach są przetarte lub mają ponad pięcio centymetrowe dziury. Poprawił spadającą mu z ramienia również czarną bluzę i rozejrzał się dokładnie po okolicy.

Teren był otoczony murem, sama powierzchnia wydawała się mieć kilkanaście kilometrów. Z daleka było widać mały domek, niedaleko niego budowlę gospodarczą. Na terenie znajdowały się liczne opony, deski i zmielone śmieci.

Włożył do kieszeni bluzy dłonie, chcąc udać się do bramy i otworzyć ją, by w spokoju wyjść. Jednak jego dotyk wyczuł nie jego telefon, tylko złożoną w cztery części kartkę. Westchnął, po czym wyciągnął świtek i drżącymi rękoma zaczął go rozkładać. Papier był żółty, jednak mogłoby się tak wydawać, przez światło księżyca.

wyglądasz tak słodko jak płaczesz, więc czy mogę Cię zranić? zakrwawiony nos, spuchnięta warga, i podbite oko.

jesteś taki śliczny jak cierpisz, więc czy mogę Cię zabić? posiniaczone ciało, obdarta skóra i podcięty nadgarstek. zabójstwo Ciebie, to byłaby dla mnie słodycz.

jeśli chcecie przeżyć: znajdźcie, naprawcie, otwórzcie... i nie dajcie się zabić.

    Całość wyglądała tak, jakby została napisana krwią, niestarannym pismem. Blondyn dotknął liter, przesuwając po nich palcem, przez co atrament rozmazał się. Tak, to była krew. W dodatku świeża. Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc o co chodzi. Rozejrzał się jeszcze raz, nie widząc żadnych rzeczy, które musiałby zostać naprawione, oczywiście, te które doprowadziły by go do wolności. Jednak jego uwagę przykuło ostatnie zdanie. Chcecie? Znajdźcie? To musiało znaczyć, że nie jest tu sam! Ale co to wszystko ma znaczyć? Złożył ponownie kartkę i włożył do kieszeni. Jego wzrok spoczął na wyłaniającej się zza drzwa postaci. Odetchnął z ulgą, uświadamiając sobie, że to muszą być te inne osoby. Już miał ruszać w jej stronę, kiedy ta nagle wyciągnęła zza pleców siekierę i zaczęła biec w jego kierunku.

- Uciekaj! - wrzasnął drugi nieznajomy, którego zarysy zauważył w oknie domku. Niewiele myśląc, zaczął biec ile sił w nogach, ciągle słysząc za sobą w oddali łamanie gałęzi. Noga okropnie go bolała, przez co nie potrafił szybko biec. Kulał, starając się skumulować w sobie ostatnie resztki siły i wykorzystać je do ostatnich minut biegu i znalezienia kryjówki. Do jego oczu napłynęły łzy, które rozmazały mu cały widok na świat. Dlatego też nie zauważył jak jakaś postać gwałtownie łapie go za rękę i chowa się z nim za drzewem, po czym biegnie w tylko jej znanym kierunku.

Niespodziewanie Jimin upadł, łapiąc się za udo. Jęknął, kiedy poczuł jak osoba łapie go pod pachami i podnosi, po czym bierze go na plecy.
-Postaraj się nie zlecieć, bo wtedy marnie skończymy - wysapał, czując jak ciężar blondyna odbiera mu siłę. Jimin objął jego szyję i obrócił głowę, żeby zobaczyć czy "morderca" dalej za nimi biegnie. Nie zauważył go, ani żadnych cieni. Zgubili go. Teraz wystarczyło tylko schować się i przetrwać, co nie wydawało się zbyt proste. W każdej chwili mogli na tknąć się na zabójcę, który tylko czekał, aż w końcu ich dopadnie i brutalny sposób zakończy ich żywot.

______________________

witam ponownie 😌
ostatnio nie miałem ochoty na jakiekolwiek pisanie, ale w końcu wena(mimo że mała) powróciła do mnie. także możecie się spodziewać, jeśli oczywiście ktoś to czyta, rozdziału ✌
dzieki dobranoc


➤ [ dead by daylight ] jikook | taejin | hiatusTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang