Rozdział 41

1.2K 78 29
                                    


Miesiąc później 

Amber

AUĆ...

Myślę, że można to już gdzieś oficjalnie ogłosić. Pobudka wywołana bólem głowy zalicza się do TOP 10 najgorszych uczuć. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że sama byłam sobie winna. Picie shotów nadal będąc na lekach przeciwbólowych... Ktoś by mógł, ale na pewno nie ja. Wczorajsza noc była warta nawet tego  kaca. 

Aby utwierdzić się w tym przekonaniu obróciłam się na prawy bok. Obok mnie nadal spała i nawet trochę pochrapywała dziewczyna, którą poznałam wczoraj  w barze. W mojej białej pościeli wyglądała przeuroczo. Jej czarny kolor skóry bardzo kontrastował z bielą prześcieradła. Efekt ten wzmacniały jeszcze jej tatuaże, których miała, niby mnóstwo, ale nie wiedziałabym tego, gdyby się przede mną nie rozebrała. I do tego jasnobrązowe afro. 

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam z siebie dumna, że sypiałam z kobietami, które wcale nie przypominały Rachel. To byłoby niezdrowe, dlatego specjalnie zwracałam uwagę na to, by nie uwodzić, albo nie poddawać się uwodzeniu, przez wysokie, szczupłe blondynki. I wcale nie myślałam o tym, jak idealnie w moim łóżku wyglądałaby ona i jak nic inne nie byłoby już dla mnie wtedy ważne, ani o tym jak mogłabym żyć tylko o chlebie i wodzie, byle tylko być obok i widzieć, że nic jej nie jest i, że mogę ją w końcu spokojnie, prawdziwie kochać.

Tak, całe szczęście, że o tym nie myślę i, że wpadłam wczoraj wieczorem na...

Na...

Cholera jasna, nie pamiętałam jej imienia. Do czego to doszło? Kiedy stałam się TAKIM typem osoby? Pomyślałam, że trzeba będzie to szybko odkręcić. Najciszej jak potrafiłam, podniosłam się z łóżka, wzięłam z drzwi swoje ciemne kimono i ostrożnie wyszłam na korytarz. 

Z kuchni dało się słyszeć ściszone głosy, więc domyślałam się, że Ernie już nie śpi. Swoją drogą, okazała się być współlokatorką idealną. Płaciła zawsze na czas, sprzątała po sobie, robiła dla mnie dużo drobnych, acz uroczych przysług. Takich jak zrobienie dla mnie kawy na chwilę zanim wstanę, małe liściki  i tym podobne. 

Poza tym była bardzo, bardzo miła, zabawna i tak dalej. Zdawała się jednak być też naprawdę tajemnicza i zamknięta w sobie. Zamknięta jeśli chodziło o osobiste sprawy i jednocześnie bardzo towarzyska. Chyba to właśnie to wzbudzało we mnie sympatię do niej, widziałam w niej sporo siebie. 

Mieszkałyśmy razem już ponad miesiąc, a ja cały czas wiedziałam o niej tylko tyle, że miała 21 lat, pochodziła z Petersburga, nie miała rodzeństwa, większość życia tańczyła balet... No i po sposobie w jakim opowiadało o sobie oraz po tym ile decydowała się mówić, można było się domyśleć, że nie miała dobrych relacji z rodzicami i być może miała nawet za sobą jakieś trudne przeżycia. Może coś co popchnęło ją do przyjechania do Stanów? 

Kiedy weszłam do kuchni, Ernie siedziała przy stoliku z kubkiem kawy w dłoniach, ubrana w dres, niepomalowana, z burzą rudych loków nieco ujarzmioną, bo spiętą w niedbałego koka. Takiego koka, którego za żadne skarby nie potrafiłam stworzyć na swoich prostych jak drut włosach. 

Obok przy barze stał Scott i siekał warzywa. O czymś rozmawiali, ale na tyle cicho, że nie zdołałam nic usłyszeć. A gdy tylko mnie zobaczyli momentalnie ucichli. Wydało mi się to nieco podejrzane, ale z drugiej strony moi przyjaciele właśnie tak ostatnio się zachowywali. Szeptali o mnie, o Rachel, o tym co się stało. Ale nikt nie rozmawiał o tym ze mną. Jakby się mnie bali, albo jakby to był jakiś zakazany temat. 

Nic już nie ogarniamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz