Rozdział 16

3.6K 169 5
                                    




Rachel

Kiedy pociąg zniknął w tunelu, stałam na peronie jeszcze dobre pięć minut. Nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić. Zajęcia zaczynały się dopiero po południu, a czekać na Amber nie było sensu. Pewnie sama nie wiedziała kiedy wróci.

Martwiłam się o nią. To tylko jej ojciec, wiedziałam o tym. Ale przecież z tego co mówiła był niepoczytalny. Wolałabym jechać z nią. Czułabym się wtedy o wiele spokojniejsza.

Tylko, że to nie o mnie tutaj chodziło. A Amber chciała jechać sama. Zresztą ona zawsze wszystko wolała robić sama.

Więc co mogłam zrobić? Gapić się w ciemny, głęboki tunel, przeszkadzać śpieszącym się nowojorczykom, kręcić się wokół jak obłąkana? Bo właśnie to robiłam. W końcu stwierdziłam, że było tylko jedno miejsce, gdzie mogłam pójść. Najlepsze w całym Nowym Jorku.

***

- Hej, jest tu kto? - krzyknęłam wychylając głowę przez drzwi. 

Jak zwykle niezamknięte.

- Hej Rache - pierwszy przywitał mnie promienny uśmiech Aidena, stojącego przy blacie. 

Majstrował coś przy dużej, sportowej torbie. Ubrany był w jeansy i biały t-shirt, zapewne już wychodził do pracy. Cieszyło mnie, że znalazł coś, czego robienie sprawiało mu przyjemność i satysfakcję. Niektórzy ludzie nie potrafią tego doświadczyć przez całe życie. Dla Aida było to najwidoczniej trenowanie koszykarzy. Gdyby ktoś mijał go na ulicy, pomyślałby, że sam gra w jakiejś drużynie, ta myśl aż się nasuwała. Pokołtunione, jasne włosy związane w kucyk lub koka, luźny styl bycia typowy dla sportowca, no i ten wzrost. 

Mało kto wiedział, że Aiden był kiedyś gwiazdą koszykówki w swojej szkole i uczelnie wręcz biły się o niego. Dostał wiele propozycji stypendiów sportowych. Jako jedyny z naszej paczki, nie chodził z nami do liceum, poznaliśmy go przy innej okazji. Scott i Marshall szukali współlokatora no i on jako jedyny znalazł z nimi wspólny język. Ze swoimi 25 wiosnami na karku, był starszy ode mnie i Marshalla o trzy lata, od Scotta o dwa, a od Amber o całe pięć lat. Dopiero jakiś czas później podzielił się z nami swoją historią. Niestety straszny wypadek w ostatniej klasie liceum pokrzyżował mu plany i skończył jako (żeby nie było, jeden z najlepszych) trener w jednym z klubów koszykarskich na Manhattanie. 

- Co ta torba ci zrobiła? - spytałam siadając na stołku po drugiej stronie blatu.

- Nie chce się zapiąć - odpowiedział wracając do szarpania zamka. 

Zauważyłam, że już pobielały mu kostki od zaciskania ich na suwaku.

- Daj to - powiedziałam odbierając od niego źródło problemu.

- Zaraz się spóźnię przez to wszystko na trening - powiedział wzdychając. 

Uśmiechnęłam się pod nosem, odsuwając przeszkadzający materiał z drogi suwaka. Typowy facet. Wolał się siłować, niż pomyśleć. Aiden miał najniższy baryton jaki u kogokolwiek słyszałam, może poza Barry Whitem. Pomyślałam, że to zabawne. Taki wielki, z takim groźnym głosem, a zachowywał się jak chłopczyk, który nie umiał sobie zapiąć plecaczka do szkoły.

- Proszę bardzo - uśmiechnęłam się do niego przesuwając torbę przez blat. - a nie zaczynałeś przypadkiem nieco później zajęć? 

Spytałam jeszcze, gdy zakładał już buty na stopy. Pewnie rozmiar 89.

- Yyy.... - wyraźnie się speszył. 

Kolejna rzecz zupełnie niepasująca do jego wizerunku. Nieco zwolnił proces zakładania butów. Wręcz widziałam jak się męczy z wymyśleniem jakiejś odpowiedzi. 

Nic już nie ogarniamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz