Rozdział 26

1.5K 83 13
                                    

Rachel

Chciałabym móc powiedzieć, że obudziły mnie delikatne promienie słońca, przedzierające się przez namiot, deliketnie muskając moją twarz. To byłoby naprawdę miłe.

Jednak niestety rzeczywistość zazwyczaj nas rozczarowuje. Z zewnątrz dobiegały dźwięki rozmów, śmiechy, brzdęk naczyń. Niechętnie otworzyłam oczy i obróciłam głowę na bok, gdzie zobaczyłam tylko puste miejsce. 

No tak, pewnie wszyscy już dawno wstali, w tym Amber. Przetarłam oczy i zajrzałam do śpiwora, w którym leżałam. 

Oczywiście, że byłam całkiem naga. Nienawidziłam tego uczucia, kiedy coś bezpośrednio dotykało mojej skóry. Ale po wczoraj... Po wczoraj byłam zbyt wyczerpana, by choć na siebie coś zarzucić. 

Poprzedni wieczór był bardzo dziwny. Było inaczej niż zawsze. Próbowałam odpychać od siebie te myśli, jednak coś mi po prostu okropnie nie pasowało. 

Ale czy ja jej nie kochałam? Nie... Na pewno nie. Kochałam ją całym moim sercem. Tylko dlaczego w takim razie po każdym naszym... Bliższym kontakcie, czułam dziwne drapanie w brzuchu? I to nie takie jak na przykład za każdym razem gdy spałam, albo chociaż całowałam się z Adamem. Próbowałam ignorować ten głos w mojej głowie, ale on wykrzykuje wszystkie swoje wątpliwości tak głośno, że chyba już nawet Amber go słyszała.

Chrsyte, w co ja się wpakowałam? 

Nie. W nic się nie ,,wpakowałam". Po prostu byłam w swobodnym, luźnym związku z wspaniałą dziewczyną. I orientacja seksualna nie ma tu nic do rzeczy. Bo czym w końcu ona jest? Zakochujemy się w duszach, nie w płci. 

Siedziałam na śpiworze, gryząc paznokcie i przekonywałam samą siebie, że naprawdę tak jest i nie dzieje się nic złego. A te dziwne uczucia to tylko moja wina. Amber zawsze mi powtarzała, że za dużo analizuję. I to było właśnie to! Jak zwykle nie mogłam zostawić sprawy w spokoju tylko ją rozgrzebuję i rozkładam na czynniki pierwsze. Bez sensu, zupełnie bez sensu.

- Hej, Rache! Wstawaj, bo nie zostanie dla ciebie nic z... - nie zdążyłam jakkolwiek zareagować, kiedy w namiocie pojawiła się głowa Aidena - o Boże piersi na widoku! - zawył wytrzeszczając oczy i natychmiast wycofał się, upadając finalnie na ziemię. 

- Aiden, ale z ciebie idiota - usłyszałam jak mówi Amber. - Nikt nie nauczył cię pukać? 

Szybko włożyłam na siebie t-shirt i majtki od stroju. Co za żenada... Jedyne czego mi brakowało to striptiz przed Aidenem. Obudziłam się jakieś 10 minut wcześniej, ale już wiedziałam, że ten dzień będzie beznadziejny. 

- Wszystko ok? - Amber weszła do namiotu ostrożnie zamykając za sobą wejście. Poza namiotem znów rozbrzmiały rozmowy i chichoty.

- Tak, nie przejmuj się niczym. - odpowiedziałam, uśmiechając się najszczerzej jak potrafiłam. 


Amber

Ranek minął mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiła się 15 i zaczęliśmy szykować obiad. 

Nie wiedziałam kiedy minęło te parę godzin, szczególnie, że nic konkretnego nie robiliśmy. Rachel i Erin opalały się, ja chwilę grałam z chłopakami w siatkę, obgadywaliśmy wszystkich naszych wspólnych znajomych, no i wypaliliśmy razem całą paczkę papierosów. 

Ale wcale mi to nie przeszkadzało, miło było nic nie robić. Tylko gadać, leżeć i nie przejmować się niczym. 

- Znowu sphagetti z puszki? - spytał z kwaśną miną Marsh - Mmmm...

Nic już nie ogarniamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz