| 000 | how it started

2.8K 152 78
                                    

     
   
  — Od jak dawna masz te sny? — Kane przetarł twarz dłońmi. Był wyraźnie zmęczony, jednak Sage wiedziała nadwyraz dobrze, że nie ominie swojego procesu. Już dawno przyzwyczaiła się do myśli, iż wystarczy jeden wyskok, aby zginąć dryfując w kosmosie. — Sullivan!

Dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc krzyk. Nigdy jednak nie wpadłaby na pomysł, jakoby miała zostać ekspulsowana za przerażające koszmary nasenne, których doświadczała, odkąd przy pomocy przyjaciółce uderzyła się w głowę.

— Od czternastu dni — wymamrotała, tracąc jakąkolwiek nadzieję na powrót do celi więziennej. — Możemy wreszcie przejść do sceny, w której wylatuję w kosmos? Bo jakoś znudziło mi się to przesłuchanie.

— Jak to? — zaskoczony Marcus, nagle podniósł wzrok. — Na razie, zostaniesz przeniesiona do kabiny E-P-7, gdzie przeczekasz naradę. — Sage wybałuszyła oczy, przy tym czując mdłości. — Dozorcy cię tam zaprowadzą — skinął głową w stronę mężczyzn stojących przy drzwiach.

Strażnicy chwycili nastolatkę za ramiona, podnosząc ją z plastikowego krzesełka. Ruszyli korytarzem prosto, a następnie skręcili kilka razy. Sullivan starała się zapamiętać drogę, aby w razie ucieczki, dotarła w jakieś sensowne miejsce, jednak obijając się o podłogę oraz ściany, straciła orientację w terenie, co naprawdę było rzadkością u niej. 

Od małego świetnie radziła sobie biegając po korytarzach Arki, przy tym dezorientując wszystkich pracowników. Została nawet okrzyknięta królową chowanego, ale to tylko w kręgu swoich rówieśników. Jako pięciolatka, świetnie bawiła się na ukrytych spotkaniach z Misty, ponieważ wartownicy nie potrafili nigdy ich dogonić. Odkąd skończyła osiem lat, marzyła o bieganiu po polanach, zwiedzaniu lasów, gór, a także jeżdżeniu na koniach, goniąc dzikie zwierzęta. Wiedziała jednak, że ten sen nigdy się nie spełni, więc jej jedyną szansą na przebywanie tam, gdzie pragnie, były rysunki, które tworzyła wszędzie, gdzie tylko się dało. Była nie tylko kreatywna, ale również bystra. 

Żadna z tych cech jednak nie mogła okazać się pomocna, dopóki nie została wrzucona do celi, niczym szmaciana lalka. Wtedy poczuła, jak jej umysł wręcz staje w ogniu. Rozwinęła każdą, nawet najmniejszą myśl, ale nie była w stanie znaleźć rozwiązania pozwalającego na uwolnienie się z celi. Miała też świadomość tego, że nawet jakby uciekła, zostałaby powalona przez strażników lub samego kanclerza. A nie chciałaby spotkać ani Jahy, ani Kane'a. Oboje działali jej na nerwy.

Kolejny raz rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, posiadając już w głowie wyryty obraz. Nic się nie zmieniło. Nie było żadnego tajemnego wejścia, które ukazałoby się od tak, ani jakiejkolwiek rzeczy, która byłaby w stanie zająć jej rozum choć na moment. Myślała zbyt wiele i dobrze o tym wiedziała, choć nic nie mogła na to poradzić. 

— Projekt SOKÓŁ jest gotowy, kanclerzu. Czekamy na rozkazy — usłyszała, uderzając głową w ścianę pokoju po raz setny. Musiała przyznać, że bawiła się doprawdy wybornie. Momentalnie zrozumiała, że chcąc nie chcąc została wybrana na nieszczęśnika poddanego czemuś, co "ci dobrzy" uważają za odpowiedne lub konieczne. 

— Świetnie, Keller — odpowiedział Thelonious, wchodząc do celi. — Witaj, Sage, mam nadzieję, że jesteś gotowa?

— Nie wiem, co zamierzacie, ale przyrzekam, że jeśli przeżyję, znajdę was i zamorduję z zimną krwią — wysyczała, a jej głos opływał takim jadem, jakiego Jaha nigdy nie słyszał. Dała się skuć, choć miała ochotę przywalić wszystkim wokół. — Jeśli jednak  zginę, to będę was kurwa nawiedzać w snach. Za każdym razem, gdy zamkniecie oczy, będziecie widzieć moją twarz i błagać o litość! Ty, Gryffin, Kane, każdy, kto tylko zgodził się na to!

wanderlust ! ᵇᵉˡˡᵃᵐʸ ᵇˡᵃᵏᵉWhere stories live. Discover now