2.11 obietnica opieki

Comenzar desde el principio
                                    

Sasori posprząta po mojej ostatniej akcji, w której odzyskałem samochód. Ja w tym czasie sprzątnę Suigetsu, a później zajmę się mniejszymi problemami i w końcu będę mógł się żyć normalnie.

*Sakura*

Obudził mnie jakiś ciężar, który właśnie opadł na mój brzuch. Na początku jedynie zmarszczyłam brwi i próbowałam wybadać to jedynie dotykiem. Gdy jednak pod palcami poczułam coś miękkiego i... kudłatego, zaczęłam poważnie zastanawiać się, o co chodzi. Sasuke miał miękkie włosy, ale nie aż tak i nie był tak... puchaty, jakkolwiek to nie brzmi. Uchyliłam powieki i niemal od razu je zamknęłam przez promienie słońca, które świeciły prosto na moją twarz,. Podniosłam się, ocierając twarz dłońmi i w końcu zlokalizowałam kudłaty ciężar, którym był psiak, którego wczoraj wpuściłam do domu.

- Ach, to ty – powiedziałam i spojrzałam na miejsce obok siebie, jednak w łóżku byłam tylko ja i szczeniak. Po Sasuke nie został żaden ślad. Miałam szczerą nadzieję zobaczyć go na dole, w salonie lub w kuchni, dlatego nałożyłam szlafrok i zeszłam na dół, jednak wszystkie pomieszczenia pozostawały puste. Przygryzłam wargę, próbując się nie rozpłakać. – A więc mnie zostawił – wyszeptałam do szczeniaka i wtuliłam się w miękką sierść.

Nie wytrzymałam, popłakałam się, rzucając się na kanapę w salonie. Dlaczego znów tak postąpił? Razem moglibyśmy coś wymyślić, a on... On potraktował mnie jak jakąś chwilową odskocznię, by znów zniknąć. Zostawić mnie samą. Nie wiem, ile tak trwałam, jednak w końcu dopadł mnie sen, który przerwało pukanie do drzwi wejściowych. Otarłam opuchnięte od łez oczy, licząc, że przybysz nie zorientuje się, że przepłakałam sporą część poranka. Szczeniak, biegał po domu szczekaniem oznajmiając, że mam gościa, a ja szczelniej opatuliłam się szlafrokiem i otworzyłam.

- Co ci się stało? – przywitał mnie zszokowany głos Sasoriego.

- Nic – powiedziałam beznamiętnie i ruszyłam w głąb domu, licząc, że chłopak sam się ogarnie.

- Dlaczego płakałaś? – zapytał chłopak, wchodząc do salonu i obserwując moje powolne, zmęczone ruchy, gdy starałam się ogarnąć nieco salon, by nie było takiego bałaganu.

- Dlaczego tu przyszedłeś? – zapytałam, a on odchrząknął.

- Nie pojawiłaś się w pracy, obawiałem się o twoje bezpieczeństwo – wyjaśnił i spojrzał na psa, który co jakiś czas drapał nogawkę jego drogiego garnituru. – Dlatego postanowiłem przyjechać.

- Przepraszam, że zaniedbałam obowiązki – mruknęłam ze smutkiem i skierowałam się do kuchni. Musiałam napić się kawy.

- Mam gdzieś twoje obowiązki. I ty też powinnaś się tym nie przejmować. Zjadłaś coś? – zapytał, krocząc za mną do pomieszczenia. Uważnie obserwował każdy mój ruch podczas przygotowywania kawy.

- Wypiję kawę – odpowiedziałam i spojrzałam na psiaka. Może i ja nie miałam ochoty na jedzenie, ale jemu z pewnością od wczoraj burczało w brzuszku. – A potem pojadę na zakupy – dodałam, a Sasori przewiercał mi dziurę w policzku. – Możesz tak na mnie nie patrzeć?!

- Po prostu nie rozumiem, co takiego mogło się tu stać – odpowiedział, odwracając ode mnie na chwilę wzrok. Przynajmniej tyle. – Pojadę z tobą.

- Nie musisz, masz swoje obowiązki – odpowiedziałam, a on wywrócił oczami.

- Obowiązki nie zając, nie uciekną. A mi zależy na tobie i twoim szczęściu – odpowiedział podchodząc do mnie trochę bliżej, Jego usta wygięły się w łagodnym uśmiechu. Złapał mnie za rękę i przetarł kciukiem jej wierzch. – Dlatego nie daj się prosić.

StudentsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora