2.20 Jedno słowo za dużo

195 15 2
                                    

Miałam to dać za kilka dni, jak już może miałabym napisane ciut więcej, ale nie mogę się doczekać wasze reakcji z racji tego, że to jednak pierwszy rozdział od roku, a odzew też mnie zaskoczył :D

*Sasori*

Przyglądałem się butelce bourbona, która kusiła mnie od dłuższego czasu, ja jednak popijałem wodę, by w razie czego nie stracić trzeźwości myślenia. Rzadko przebywałem ostatnio w tym klubie, a szczerze mówiąc, od kilku miesięcy w ogóle mnie nie było nawet w pobliżu tego miejsca. Nie mniej, Akatsuki było dla mnie swoistego rodzaju powrotem do spokojnej przeszłości, w której plany były dużo prostsze i spokojniejsze. Wtedy nikt się nie spodziewał, że wszystko wywróci się do góry nogami przez Sasuke, który postanowi postawić się ojcu. Tym bardziej nikt nie spodziewał się, że wciągnie w to mnie i dzięki temu ja i bracia Uchiha zdecydujemy się przejąć 'podziemie' miasta. A mieliśmy się bawić w małą, prywatną dzielnicę, która byłaby naszym placem zabaw. Zabawa w rozprowadzanie narkotyków, alkoholu i zapewnianie doznań małolatom, które chciałyby zakosztować nieco więcej zabawy niż codzienna nauka. 

- Cholera - mruknąłem i spojrzałem na telefon. 19:43. Nie wiedziałem na co czekałem, liczyłem na jakieś oświecenie, na jakiś sygnał, że działania, które podjąłem w ostatnim czasie przyniosły jakiś efekt. Nie byłem zabijaką jak Sasuke, miałem zostać prawnikiem, zatem moje działania musiały być zupełnie inne niż jego. 

- Może jednak napijesz się czegoś? - zasugerowała Konan, która dla przyjemności przesiadywała za barem. Nie należało to do jej obowiązków, jednak czasem lubiła postać po drugiej stronie lady i sprowokować kogoś do mówienia. Między innymi dzięki temu grupa kontrolująca ten klub wiedziała bardzo dużo o tym, co działo się w mieście.

- Nie - odpowiedziałem zdecydowanym tonem i odstawiłem szklankę z wodą. Nie miałem zamiaru 'spowiadać się' jej. Akatsuki nie było w całą tę sytuację zamieszane i tak musiało pozostać, w innej sytuacji mogliby dostać kilka ważnych, dodatkowych asów, które utrudniłyby mi życie. Kolejni w mieście, którzy poczuliby się ważni. Gdy zadzwonił mój telefon, uśmiechnąłem się delikatnie.

- W końcu - wyszeptałem i odebrałem. Osoba po drugiej stronie nie siliła się na wyjaśnienia i długie elaboraty, była to krótka informacja, którą ja krótko podsumowałem: - A to przewidywalny gnój. - Rozłączyłem się i wstałem od baru. - Żegnaj Konan. Mam coś do zrobienia - powiedziałem spokojnie i ruszyłem do wyjścia. Pora jechać do szpitala rozpocząć przedstawienie. 

*Sasuke*

Czułem strach, wściekłość i determinację. Wystarczyło jedno słowo zbyt dużo, żebym dosłownie wskoczył do samochodu i pędził do szpitala. Nie wiem, jak dokładnie znalazłem się w aucie, nie wiem, czy zamknąłem za sobą drzwi, nie wiem nawet, co robiłem na minutę przed usłyszeniem tych słów. "Suigetsu był widziany w pobliżu szpitala". Jak to możliwe, że po kilku dniach wypełzł z kryjówki i postanowił znów kręcić się w pobliżu Sakury? 

Nie wierzyłem w ochronę zapewnioną przez Itachiego. Nie wierzyłem w ochronę policji, która była przy jej drzwiach, w końcu sam miałem plan zabrać ją ze szpitala, by w końcu mieć ją pod swoją opieką. Dodałem gazu i pokazałem środkowy palec kierowcy, który na mnie zatrąbił, ponieważ musiał hamować z mojego powodu. 

~ Już niedaleko ~ pomyślałem i skręciłem gwałtownie w prawo. 

Po dojechaniu na miejsce zatrzymałem się w pierwszym wolnym kawałku przestrzeni i wyszedłem z wozu, wyjąłem broń i ruszyłem do szpitala. Wchodząc do budynku od razu usłyszałem krzyki, które jasno dały mi do zrozumienia, co się dzieje na jednym z wyższych pięter, dlatego ruszyłem schodami w górę. 

StudentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz