Rozdział 29

18K 525 75
                                    

Tak, właśnie o tym marzę, głupku.

Gdy się rozłączyłam mój telefon zawibrował. Jednak tym razem nie była to Lauren, a sms od nieznanego numeru. Tak, to był ten sam numer. Zapomniałam zmienić nazwy na "Matthews".

Matthews:

Pamiętasz o dzisiejszym basenie?

Nie, kompletnie o tym zapomniałam. A miałam nadzieję, że to były tylko żarty...

Ja:

Jasne, ale chyba nie o tej godzinie.

Matthews:

Chyba powinnaś dopasować się do trenera. Ale niech ci będzie, wolisz wieczór?

Ja:

16:00 może być.

Matthews:

To był pierwszy i ostatni raz kiedy to ty wybierałaś godziny treningu. Następnym razem decyduję ja.

Ja:

O ile następny raz w ogóle będzie.

Napisałam tą wiadomość i schowałam telefon do kieszeni. Westchnęłam i zeszłam na dół. Rodzice i Leo w ciszy przygotowywali śniadanie. Zrobiło mi się przykro, nie lubiłam, gdy ktoś z ważnych dla mnie osób był smutny. Wiedziałam, że powrót do Australii był dla nich ważny. A tymczasem prawie cały kontynent płonie. Mama odwróciła się, najwyraźniej usłyszała moje kroki.

- Co u Lauren? - zapytała, próbując się uśmiechnąć.

- Przejeżdżają teraz w bezpieczniejsze miejsce - powiedziałam, patrząc w jej oczy.

- Tak bardzo mi przykro - mówiła, mama zakrywając twarz rękoma.

- Wszystko będzie dobrze - powiedziałam, przytulając ją, w duchu nie będąc pewna swoich słów.

Chwilę później dołączyli do nas także tata i brat. Nagle Leo podskoczył do góry, a my popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem.

- Jajecznica... - powiedział tylko i szybko podbiegł do kuchni.

Udało mu się wywołać śmiech rodziców. Popatrzył na mnie zwycięsko, na co ja tylko przewróciłam ze śmiechem oczami. Kilka minut później siedzieliśmy już przy stole.

- Jak tam u dziadków? - zapytałam, biorąc do ręki kubek z herbatą.

- Wszystko dobrze. Pytali, czemu was nie ma - mówiła mama, posyłając mi spojrzenie.

- Mówili, że pewnie już ich nie kochacie i nie chcecie przyjeżdżać - dodał tata, że śmiechem sięgając po kawałek chleba.

- Przecież doskonale wiedzą, że tak nie jest - powiedziałam, patrząc na rodziców, doskonale znając tę wymówkę dziadków.

Chwilę później usłyszałam kroki i głosy dobiegające ze schodów, z których właśnie wyłonili się David i Vicky. Wstałam od stołu, by się przywitać.

- Cześć kochani - powiedziałam, uśmiechając się.

- Cześć mała - odpowiedzieli.

- Chodźcie na jedzenie! - powiedział Leo, kładąc dwa talerze na stole.

Po śniadaniu zostałam z moim bratem, by pomóc mu zmywać.

- Przez ciebie muszę iść dzisiaj na lekcje pływania - powiedziałam niezbyt zadowolona.

Książę bez uczućWhere stories live. Discover now