Rozdział 7

22.3K 563 14
                                    

Miałam łzy w oczach, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy

Mój bagaż na szczęście nie przekraczał dozwolonej wagi. Uff, nie będę musiała wracać statkiem. Uśmiechnęłam się do siebie. Już tak bardzo chciałam być w moim kochanym Chicago. Pragnęłam, aby ten lot zleciał jak najszybciej. Stwierdziłam więc, że pójdę spać. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam spokojną muzykę, dzięki której szybciej nadszedł sen.

Obudziłam się, nawet nie wiedząc, o której godzinie. Popatrzyłam w bok. Leo spokojnie spał, rodzice także. Praktycznie wszyscy spali, tylko pojedyncze osoby jeszcze toczyły walkę z zamykającymi się powiekami. Spojrzałam przez okno. Było ciemno, lecz księżyc i miliony jasnych gwiazd rozświetlały bezchmurne niebo. Wszystko było takie piękne... Patrzyłam przez małe okno samolotu i rozmyślałam. Z czasem po mnie znowu przyszedł sen, zabierając mnie do swojej krainy.

Tym razem obudził mnie głos pilota, który informował, że niedługo lądujemy. Otworzyłam oczy, przeciągając się. Moi rodzice też już nie spali, lecz rozmawiali. Lot minął szybciej, niż się spodziewałam. Wyjrzałam przez okienko i ujrzałam moją kochaną Amerykę. Jak ja bardzo chciałam tu wrócić... Spojrzałam na rodziców z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Kochanie, co cię tak ucieszyło? - zaśmiała się mama.

- Tak bardzo chciałam tu wrócić... - odpowiedziałam i jeszcze raz spojrzałam za okno, a łzy spływały mi po policzku.

Spojrzałam na brata, którego nawet głos pilota i innych ludzi nie był w stanie obudzić. Zaśmiałam się lekko, po czym potrząsnęłam jego barkami, próbując przerwać twardy sen, który go dosięgnął.

- Już wstaję.... - wymruczał i również się przeciągnął.

- Za chwilę lądujemy! - uświadomiłam go, widząc, że jest dość zacofany, jeżeli chodzi o to, co dzieje się poza jego snem.

- Tak! - krzyknął, przyciągając tym uwagę innych pasażerów.
Zorientował się, że nie jesteśmy tu sami i ściszył swój ton głosu, co mnie rozbawiło.

- Rodzice śpią? - zapytał, rozglądając się.

- Nie, tylko ciebie nic nie obudziło - odpowiedziałam, śmiejąc się z zachowania brata.

Niedługo potem wylądowaliśmy. Gdy wstałam, poczułam, że wszystkie moje kości tego potrzebowały. Przeciągnęłam się, rozprostowując ciało. Zanim wszyscy wyszliśmy z samolotu, chwilkę się zeszło. Gdy stanęłam na ziemi, doszło do mnie, że właśnie wróciliśmy do Chicago. Dostałam wielkiego napadu radości, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który ma nie znikać do końca dnia.

Na lotnisku na szczęście wszystko poszło w miarę szybko i sprawnie. Właśnie mieliśmy wrócić do naszego rodzinnego domu. To brzmi niemalże nierealnie. Miałam łzy w oczach, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie byłam tu tak dawno... Wszystkie wspomnienia wróciły. Każde miejsce, które mijaliśmy, o czymś mi przypominało. Jeszcze chwila i będziemy na miejscu. Zastanawiałam się, jaką minę będzie miała Vicky, gdy nas zobaczy. Akurat dzisiaj ma urodziny. O tej niespodziance jeszcze nikt jej nie powiedział. Tak bardzo chciałabym już zobaczyć jej uśmiech...

Książę bez uczućWhere stories live. Discover now