Rozdział 21

19.1K 543 163
                                    

Czy dzisiaj jest trzynasty piątek?...
 
Patrząc na chłopaka siedzącego w domu obok, coś mi się przypomniało. Niestety nie byłam z tego zadowolona. Oznaczało to ponowne spotkanie z Alanem Matthewsem. Idealnie.
Wszystko przez to, że zostawiłam u niego moją torebkę. Znaczy, on ją ze sobą wziął. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie zauważyłam nawet, że nie mam przy sobie telefonu. Westchnęłam. Wolę to załatwić teraz i mieć to z głowy. Wstałam więc i zbierając siły, ruszyłam w stronę drzwi. Cały czas obmyślałam w głowie plan naszej, mam nadzieję, krótkiej rozmowy. Chwilę później byłam już na dole. Nie chciałam być zauważona, ale musiałam poinformować rodziców o swoim wyjściu. Albo może niekoniecznie ich...

Stanęłam na ostatnim stopniu schodów, więc od salonu oddzielała mnie tylko ściana. Upewniłam się, że Leo nadal siedzi na swoim miejscu. Tak, ustawiony był przodem w moją stronę i chyba właśnie rozmawiał z Marthą. Lekko się wychyliłam, by mnie zobaczył. Po dwóch minutach osiągnęłam sukces. Chłopak spojrzał się na mnie, a ja zrobiłam błagalną minę.

- Za chwilę wrócę, idę do toalety - usłyszałam głos brata.
Po kilku sekundach był już przy mnie.

- Co tam, mała? - zapytał, oglądając się za siebie.

- Proszę, gdyby rodzice o mnie pytali, powiedz, że usnęłam i nie chcesz mnie budzić... - ładnie poprosiłam, patrząc, czy nie patrzą w naszą stronę.

- Dlaczego? - zapytał zdziwiony, a ja westchnęłam.

- Mam pewną sprawę do załatwienia. Spokojnie, nie odejdę dalej niż 50 metrów - zaśmiałam się cicho, wiedząc, że brat się domyśli, o co chodzi.

- No dobra, chyba rozumiem. Nie ma problemu, mała - uśmiechnął się w moją stronę.

- Dzięki, bardzo cię kocham. Jak ja ci się odwdzięczę... - cicho się zaśmiałam.

- Nie musisz, rodzina jest od tego, żeby sobie pomagać. Leć już - uśmiechnął się.

Również się uśmiechnęłam i cicho pobiegłam w stronę drzwi.
Wyszłam, a raczej wybiegałam z domu. Nie zważałam nawet, czy jest ciepło, czy zimno. Chwilkę później stałam już pod drzwiami tego głupka. Jeszcze raz przeanalizowałam wszystkie punkty zaplanowanej przez mnie rozmowy. Zapukałam z całej siły. Drzwi niespodziewanie otworzyła mi Olivia, o rok starsza siostra Alana. Odkąd pamiętam, była ciepłą, kochaną i wrażliwą osobą oraz moją przyjaciółką, której mogłam powierzyć wszystkie tajemnice. Z tego, co wiem, jest także najlepszą przyjaciółką swojego brata, Alan bardzo jej ufa.

- Roxanne?! Ty tutaj? Jak ja cię dawno nie widziałam. Tak tęskniłam... -mówiła rozradowana, przytulając mnie.

- Ja też starsznie bardzo za tobą tęskniłam... - mówiłam, czując, jak łza spływa mi po policzku.

- Kochana, musimy się jak najszybciej spotkać. Teraz akurat się spieszę, muszę... - nie zdążyła dokończyć, bo ja jej przerwałam.

- Leć już, nie martw się. Przychodź do mnie, kiedy tylko chcesz. Drzwi zawsze są dla ciebie otwarte - powiedziałam, obdarzając ją szerokim uśmiechem.

- Obiecuję, że postaram się wpaść jak najszybciej - powiedziała dziewczyna, żegnając się - To ja już faktycznie lecę, wchodź do domu i czuj się jak u siebie. Alan śpi na górze. Ja zamykam drzwi.

Weszłam więc do budynku i nie chcąc budzić Matthewsa, cicho zdjęłam buty. Potem od razu skierowałam się w kierunku schodów. W pokoju chłopaka było ciemno, co wskazywało na to, że faktycznie śpi. Zaczęłam iść w stronę jego łóżka. Miałam już chytry plan na obudzenie go. Usiadłam obok śpiącego Alana i zaczęłam go łaskotać. Tak, to było tym moim chytrym planem. On nienawidził łaskotek. Musiałam się pilnować, żeby się nie zaśmiać. To by mnie zdradziło.

Książę bez uczućWhere stories live. Discover now