Łowcy wywieźli Annabelle i Jacksona daleko za miasto, do jakiegoś niszczejącego domu. Zaprowadzili do piwnicy i zamknęli w jednym z pomieszczeń.
Belle pomogła chłopakowi usiąść pod ścianą i zaczęła oglądać jego ranę.
- Czy kula przeszła na wylot? - spytała z nadzieją.
Perspektywa wyciągania pocisku gołymi rękami nieco ją przerażała; wątpiła, żeby oprawcy dali jej jakiekolwiek narzędzia.
- Nie – odparł blondyn – Musiała utknąć...
- O Boże... – szepnęła – Nie wiem czy dam radę ją wyjąć. Jeśli wbiła się w kość...
- Dasz radę – przekonywał, ale jego obawy zdradzał pot na twarzy oraz niedający się ukryć grymas.
- To będzie cholernie bolesne – ostrzegła, pamiętając własne doświadczenia.
Skinął na znak zrozumienia.
Przysunęła się bliżej niego. Lewą dłoń położyła na udzie chłopaka,dociskając obszar przy ranie. Uniosła nieco prawą rękę, by po chwili zanurzyć dwa palce w zakrwawionym kraterze.
Jackson zagryzł wargi, aby powstrzymać się od krzyku.
Amerykana starała się szybko wykonać niewdzięczne zadanie, ale nie było to łatwe. Gmeranie w miękkich tkanka przyprawiało ją o mdłości. Trzęsła się i nie mogła wyczuć kuli we wnętrzu ciała przyjaciela.
Whittemore walczył z samym sobą, by pozostać nieruchomo. Ciężko dyszał, a jego oczy zaczęły błyszczeć na niebiesko.
Szatynka nie ustawała w wysiłkach i raz za razem szeptała słowo„przepraszam", próbując usprawiedliwić zadawanie mu bólu.
W końcu, jakby po całych wiekach, Belle dosięgnęła pocisk i – z niemałym trudem – wyciągnęła go z rany. Odrzuciła zdeformowany metal za siebie i dotknęła twarzy chłopaka, równocześnie dociskając krwawiącą ranę drugą dłonią.
- Udało się – powiedziała – Już po wszystkim, Jackson... - chłopak spojrzał na nią nieobecnym, wzrokiem - Tak bardzo przepraszam, że zadałam ci tyle cierpienia.
Zerknęła na ranę. Wiedziała, że w końcu się zagoi. Potrzeba tylko czasu.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do środka wrzucono nieprzezroczystą butelkę.
Przez chwilę łowca, który przyniósł pojemnik, przypatrywał się wilkołakom z nieodgadnioną miną, po czym zatrzasnął drzwi.
Annabelle ostrożnie wstała i podeszła po butelkę.
- Obmyję ranę, a potem pomogę ci się napić – oznajmiła, odkręcając korek.
Gdy tylko strumień krystalicznej cieczy spłynął na nogę chłopaka, ten odzyskał pełnię świadomości.
Wrzasnął na całe gardło, odtrącając Belle od siebie. Wysunął zęby i pazury, warcząc złowrogo.
- Jackson... – wystraszona ciężarna z lękiem patrzyła jak blondyn traci kontrolę.
Whittemore drapał pazurami po posadzce. Pod zamkniętymi powiekami dostrzec można było niebieski blask.
Amerykana poczuła też piekący ból lewej dłoni. Spojrzała na nią i z strachem odkryła, że w niektórych miejscach pokrywają ją pęcherze.
- Co się dzieje? - płaczliwym głosem rzuciła pytanie w przestrzeń.
Tymczasem Jackson zaczął rozdzierać pazurami ranę na nodze.
YOU ARE READING
Podążając wilczymi śladami
FanfictionUgryzienie zmieniło Annabelle w wilkołaka. Wybory, których dokonała, uczyniły ją omegą. Bez alfy i stada. Bez rodziny i przyjaciół. Została całkiem sama. Pomimo najszczerszych chęci i zapału, nie dane jej było zacząć wszystkiego od nowa. Wydarzenia...