Rozdział 36

200 25 2
                                    

Łowcy wywieźli Annabelle i Jacksona daleko za miasto, do jakiegoś niszczejącego domu. Zaprowadzili do piwnicy i zamknęli w jednym z pomieszczeń.

Belle pomogła chłopakowi usiąść pod ścianą i zaczęła oglądać jego ranę.

- Czy kula przeszła na wylot? - spytała z nadzieją.

Perspektywa wyciągania pocisku gołymi rękami nieco ją przerażała; wątpiła, żeby oprawcy dali jej jakiekolwiek narzędzia.

- Nie – odparł blondyn – Musiała utknąć...

- O Boże... – szepnęła – Nie wiem czy dam radę ją wyjąć. Jeśli wbiła się w kość...

- Dasz radę – przekonywał, ale jego obawy zdradzał pot na twarzy oraz niedający się ukryć grymas.

- To będzie cholernie bolesne – ostrzegła, pamiętając własne doświadczenia.

Skinął na znak zrozumienia.

Przysunęła się bliżej niego. Lewą dłoń położyła na udzie chłopaka,dociskając obszar przy ranie. Uniosła nieco prawą rękę, by po chwili zanurzyć dwa palce w zakrwawionym kraterze.

Jackson zagryzł wargi, aby powstrzymać się od krzyku.

Amerykana starała się szybko wykonać niewdzięczne zadanie, ale nie było to łatwe. Gmeranie w miękkich tkanka przyprawiało ją o mdłości. Trzęsła się i nie mogła wyczuć kuli we wnętrzu ciała przyjaciela.

Whittemore walczył z samym sobą, by pozostać nieruchomo. Ciężko dyszał, a jego oczy zaczęły błyszczeć na niebiesko.

Szatynka nie ustawała w wysiłkach i raz za razem szeptała słowo„przepraszam", próbując usprawiedliwić zadawanie mu bólu.

W końcu, jakby po całych wiekach, Belle dosięgnęła pocisk i – z  niemałym trudem – wyciągnęła go z rany. Odrzuciła zdeformowany metal za siebie i dotknęła twarzy chłopaka, równocześnie dociskając krwawiącą ranę drugą dłonią.

- Udało się – powiedziała – Już po wszystkim, Jackson... - chłopak spojrzał na nią nieobecnym, wzrokiem - Tak bardzo przepraszam, że zadałam ci tyle cierpienia.

Zerknęła na ranę. Wiedziała, że w końcu się zagoi. Potrzeba tylko czasu.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do środka wrzucono nieprzezroczystą butelkę.

Przez chwilę łowca, który przyniósł pojemnik, przypatrywał się wilkołakom z nieodgadnioną miną, po czym zatrzasnął drzwi.

Annabelle ostrożnie wstała i podeszła po butelkę.

- Obmyję ranę, a potem pomogę ci się napić – oznajmiła, odkręcając korek.

Gdy tylko strumień krystalicznej cieczy spłynął na nogę chłopaka, ten odzyskał pełnię świadomości.

Wrzasnął na całe gardło, odtrącając Belle od siebie. Wysunął zęby i pazury, warcząc złowrogo.

- Jackson... – wystraszona ciężarna z lękiem patrzyła jak blondyn traci kontrolę.

Whittemore drapał pazurami po posadzce. Pod zamkniętymi powiekami dostrzec można było niebieski blask.

Amerykana poczuła też piekący ból lewej dłoni. Spojrzała na nią i z strachem odkryła, że w niektórych miejscach pokrywają ją pęcherze.

- Co się dzieje? - płaczliwym głosem rzuciła pytanie w przestrzeń.

Tymczasem Jackson zaczął rozdzierać pazurami ranę na nodze.

Podążając wilczymi śladamiWhere stories live. Discover now