Rozdział 2

532 33 2
                                    

Noc była dość chłodna. Co nie było niczym nadzwyczajnym zważywszy na to, że był marzec.

Jednak dookoła panowała nienaturalna cisza. Żadnych odgłosów zwierząt, żadnego szumu wiatru w pobliskich drzewach. Tylko cisza.

Kilku uzbrojonych w karabiny mężczyzn patrolowało teren wokół posesji. Z lekkim niepokojem, patrzyli na podnóże pobliskiej góry, gdzie prawdopodobnie czaiła się ich zwierzyna.

Nie, nie polowali na rzadkie okazy dzikich kotów ani egzotyczne małpki dla bogatych kolekcjonerów. Polowali na bardziej wyrafinowane gatunki. Na zmiennokształtne istoty, które ukrywały się wśród zwykłych ludzi, podszywając się pod nich.

Powierzchowne człowieczeństwo utrudniało wyeliminowanie celu. Niepokoiło sumienie. Zwłaszcza, gdy miało się do czynienia z osobnikiem młodym lub płci żeńskiej.

Ale kiedy już uświadomisz sobie, że pod tą maską kryje się potwór- odbierająca niewinne życie bestia - pociągasz za spust bez wahania.

Nagle usłyszeli szelest.

Najmłodszy z mężczyzn zbliżył się w stronę gęstych krzaków, rosnących na skraju drogi. Końcem lufy trącił jedną z gałązek. Nic. Już miał wrócić do kompanów, gdy dobiegło go warczenie. Głębokie i groźne.

I wtedy je zobaczył. Jarzące się niczym neony, niebieski oczy.

Nie zdążył krzyknąć i ostrzec innych. Nie zdążył pociągnąć za spust. W ułamku sekundy wielki czarny wilk rzucił się na niego i obalił na ziemię.

Powietrze przeszył świst wystrzelonego pocisku, ale zwierze było szybsze. Skoczyło na następnego bandytę i również go przewróciło. Padły kolejne strzały, tym razem z naprzeciwka. Po chwili cała piątka strażników o wątpliwej reputacji, leżała nieprzytomna przed kryjówką swojego szefa, handlarza narkotyków.

Nieproszony gość minął bramę i skierował się do domu. Wyważył drzwi kopniakiem i wszedł do środka.

Sprawdził pomieszczenia na parterze i nie odnalazłszy tego, po co przybył, udał się na piętro. Tam również niczego nie znalazł.

Nie było nikogo i niczego - żadnych narkotyków, żadnej broni.

Spóźnili się.


Braeden czekała przy samochodzie i uzupełniała braki w magazynku. Kątem oka dostrzegła czarne zwierzę przemykające za autem.

- Kolejny ślepy trop - rzuciła, nie próbując nawet ukryć irytacji. Który to już raz wracali z pustymi rękoma?

- Kate tam była - odparł Derek, który powrócił już do ludzkiej postaci - Wychwyciłem jej zapach - oznajmił, zakładając spodnie.

Kobieta odłożyła broń, do leżącej na tylnym siedzeniu torby. Hale zdążył już ubrać buty.

- Mam wrażenie, że ścigamy ducha. A ja już kiedyś to przerabiałam - przypomniała, patrząc na niego z wyrzutem - Znam ciekawsze rozrywki...

- Chcesz się wycofać? - zapytał i znieruchomiał z koszulką w dłoniach, czekając na jej odpowiedź.

- Szukamy jej my, Calaveras i Argent. To sporo kotów i tylko jedna mysz - przekonywała go - Nie uważasz, że tracimy czas uganiając się za nią?

- Muszę ją wytropić - odpowiedział gniewnie Derek, wciągając na siebie T-shirt - Nie musisz mi towarzyszyć, jeśli nie chcesz... - obszedł ją, ale nim usiadł za kierownicą, odwrócił się i dodał - I jestem wilkiem, nie kotem...

Podążając wilczymi śladamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz