Rozdział 14

289 32 1
                                    

Jackson i Belle dogadywali się coraz lepiej.

Wystarczyły dwa tygodnie, by wilkołak praktycznie całkowicie zrewidował swoje zdanie o dziewczynie. Kiedy już poznał ją bliżej, stwierdził, że jest ona świetnym towarzyszem.

Z początku obawiał się, że będzie musiał znosić jakieś irytujące zachowania, charakterystyczne dla przedstawicielek płci pięknej. Nastawiał się też na wywoływane hormonami huśtawki nastrojów. Jednak nic takiego nie miało miejsca.

Belle nie krytykowała jego dość luźnego podejścia do porządków w mieszkaniu. Nie toczyła z nim wojny o pilota, podczas wieczornego oglądania telewizji; dzięki czemu mógł śledzić transmisje sportowe, zamiast przysypiać na komediach romantycznych.

Whittemore przyzwyczaił się nawet do muzyki klasycznej, której to dziewczyna słuchała z zamiłowaniem przed zaśnięciem i ilekroć zostawała sama, gdy wychodził na zajęcia.

Nie miał też oporów, aby spełniać jej drobne zachcianki, więc prawie codziennie kupował dla niej kilogram twardych, kwaśnych, zielonych jabłek.

Jackson był wobec niej uprzejmy i pomocny.

Gdyby któryś z jego znajomych z Beacon Hills go teraz spotkał, zapewne nie uwierzyłby, że to naprawdę on.

W Californii był inny. Ukrywał swoją łagodną naturę; przez co ludzie uważali go za samolubnego dupka, z poczuciem wyższości,który terroryzuje słabszych od siebie.

Ale tutaj nie było McCall'a czy Stiliskiego. Nie musiał nikomu nic udowadniać. Ani nikomu nie musiał pokazywać, gdzie jego miejsce.

W Anglii mógł wykreować się na nowo. W nowej szkole również należał do grupy popularnych uczniów. Szybko wpasował się w otoczenie, a dzięki wypraktykowanym sposobom, miał kontrole nad tym, jak postrzegają go inni.

Bardzo mu to odpowiadało.

Przy Belle, we własnym mieszkaniu, z dala od reszty świata, mógł być sobą. Znała jego niechlubną przeszłość, ale nie osądzała go. Akceptowała go takim, jakim był.

Pewnie dlatego, tak dobrze czuł się w jej towarzystwie.

Często rozmawiali.

Powoli dziewczyna otwierała się przed nim coraz bardziej i niekiedy opowiadała mu o swoim dawnym życiu. Z reguły były to jedynie fragmenty. Historie i wspomnienia, które wracały drogą skojarzeń za sprawą aktualnych wydarzeń.

Jadnak nawet dysponując zaledwie okruchami informacji, mógł ją lepiej poznać. Rozumiał jej rozterki i niepokój.

Jackson poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby jej pomóc.

A kiedy Jackson Whittemore coś sobie postanowi, zawsze osiąga swój cel.

Zawsze.


***


Annabelle spojrzała na zegarek, po czym wróciła do pisana.

Jackson kończy trening o 16:40, więc nie musi śpieszyć się z przygotowywaniem kolacji. Ma czas na to, by uzupełnić zapiski w notesie.

Odkąd dowiedziała się, że zostanie matką, zaczęła prowadzić swoistego rodzaju dziennik. Miało to pomóc jej w przygotowaniu się na mające nadejść zmiany. Próbowała też w ten sposób,uporządkować swoje emocje i stworzyć jakiś plan na przyszłość.

Jednocześnie, zawarte tam zapiski były niemym świadkiem jej wewnętrznych zmagań. Strażnikiem jej obaw i dylematów. Jej spowiednikiem.

W kalendarzu umieszczała istotne fakty dotyczące tego, co działo się z jej ciałem. Obserwowała i notowała, co raz bardziej uświadamiając sobie beznadziejność własnej sytuacji.

Wiedziała,że nie może zbyt długo odkładać na później pewnych spraw. Czas płynął nieubłaganie i musi podjąć decyzję.

Nie może zwlekać z wyborem lekarza prowadzącego ciążę. Chodzi o zdrowie dziecka. Musi wybrać, gdzie urodzi. W Londynie, czy w Stanach?

Brzemię odpowiedzialności za życie nienarodzonego maleństwa, przytłaczało ją niczym stutonowy głaz.

Nieustannie towarzyszący jej lęk sprawiał, że nie potrafiła odczuwać nawet krztyny radości związanej ze swoim błogosławionym stanem. To z kolei wywoływało u niej potworne poczucie winy.

Annabelle bała się, że mały człowiek, którego nosi pod sercem, będzie rósł w poczuciu, że jest niechciany.

Chciałaby, aby czuł się kochany. A nade wszystko bezpieczny.

W tej chwili, to wydawało się nierealne. Zwłaszcza, że nie była wstanie nawet przekonać samej siebie, że wszystko się dobrze ułoży.


***


Zapach pomidorów i bazylii wychwycił jeszcze nim wszedł do domu.

Belle kręciła się po kuchni, z zaangażowaniem szykując posiłek. Jackson oparł się o lodówkę i przyglądał się jej staraniom.

Pomyślał, że dziwnie będzie wrócić po zajęciach i nie zastać jej w mieszkaniu. Przyzwyczaił się do jej obecności.

- Sos musi się jeszcze troszkę zredukować – powiedziała, nie odrywając się od mieszania łyżką w garnku – Zdążysz wziąć szybki prysznic...

Chłopak mruknął na znak zgody, ale nie ruszył się z miejsca. Wciąż uważnie studiował postać dziewczyny.

Czując na sobie jego wzrok, spojrzała na niego.

Przez klika sekund jego twarz Whittemore'a wciąż jeszcze rozpromieniał szczery uśmiech, lecz po chwili zniknął.

- Jak się dziś czułaś? - spytał, nim zdążyła cokolwiek do niego powiedzieć.

- W porządku... – odparła.

Już miała zapytać go, o co chodzi, gdy blondyn dodał:

- To dobrze – ruszył w stronę łazienki – Wracam za 5 minut – zawołał, znikając za drzwiami.


Kolację zjedli w milczeniu.

Szatynka czuła, że coś jest nie w porządku. Jackson bardziej gmerał widelcem w swoim talerzu niż pałaszował tradycyjne spaghetti.

Zgodnie z nieformalnym zwyczajem – który zakładał, że zmywa ten, kto nie robił jedzenia – wilkołak zabrał się za mycie naczyń.Dziewczyna cierpliwie czekała, aż skończy i powie jej, co go trapi.

Widząc, jak odstawia talerz na suszarkę i wyciera mokre ręce, zaczęła rozmowę.

- Miałeś męczący dzień?

- Nie szczególnie – odpowiedział.

- Coś wydarzyło się na treningu?

- Nie, było spoko... - wzruszył ramionami.

- Widzę, że coś jest nie tak – rzuciła bez ogródek – Jackson, co się dzieje?

- To nic takiego... - zbył ją.

Jednak widząc jej zaniepokojona minę, podszedł do niej i położył jej obie dłonie na ramionach.

- Belle, nie ma powodów do stresów – zapewnił – Ja... – zawahał się przez chwilę.

Jeśli jej powie, to wszystko między nimi może się zmienić.

- Ja spotkałem dzisiaj kogoś – wyznał w końcu. Szatynka patrzyła na niego wyczekująco – Poznałem wilkołaka ze stada...

Widział, jak w jej niebieskich oczach rozpala się iskierka nadziei.

 Tymczasem w tej samej chwili, gdzieś w głębi jego serca, coś zgasło.  

Podążając wilczymi śladamiOnde as histórias ganham vida. Descobre agora