Rozdział 28

205 23 1
                                    

Ludzie Caleba – nawet jeśli się nad tym zastanawiali – nigdy nie spytali, jaki jest powód jego wielkiej nienawiści do wilkołaków.

Mogliby. Policjant nie robił z tego żadnej tajemnicy.

Zresztą i tak uważał, że pewnie by tego nie zrozumieli. Żeby tak się stało, musieliby przeżyć to, co on i jego rodzina.

W swojej ojczyźnie, w Niemczech, rodzina Hess od pokoleń zajmowała się tropieniem wilkołaków.

Byli najlepszymi spośród łowców. Wyszkoleni. Nieustraszeni. Skuteczni.

Tym bardziej niewiarygodne wydawało się, że mogą zostać pokonani.



Potwory nadciągnęły zewsząd, część przywędrowała nawet z sąsiadujących krajów. Zupełnie jakby odpowiedziały na czyjeś wezwanie.

Przybyły, by zgładzić swych odwiecznych wrogów.

Myśliwi byli bez szans.

Umiejętności nie mogły równać się z przeważająca liczbą przeciwnika. Bestie rozszarpały wszystkich mężczyzn i chłopców. Wymordowali też znaczną część kobiet.

Nie miał przeżyć nikt, kto mógłby w przyszłości pomścić ofiary tej ohydnej zbrodni.

To była rzeź.



Gdy kilkadziesiąt lat później Caleb poznał krwawe dzieje swojego rodu, poprzysiągł sobie, że zgładzi te piekielne istoty. Postanowił poświecić życie, byle tylko znaleźć sposób na wyeliminowanie ich z tego świata.

To jego obowiązek względem wszystkich niewinnych ludzi, którzy padli ofiarami tych wybryków natury; swoich przodków i przede wszystkim – jego brata.

Dlatego zrobi wszystko co będzie konieczne. Zniszczy ich. Potwora po potworze, stado po stadzie.

Nie będzie przebierał w środkach, nie okaże im litości. Musi być tak samo bezwzględny jak te zwierzęta.

Te monstra nie mają prawa chodzić po tej samej ziemi co ludzie. Należy je zniszczyć.

Za wszelką cenę.


***


Jackson zadbał o to, aby podczas wizyt u niego, Belle czuła się komfortowo.

Przed każdymi jej odwiedzinami, szedł na targ po jej ulubioną odmianę jabłek oraz inne owoce.

Kupił poduszki (te same, które oglądała w sklepie) i rozłożył je na kanapie. Dzięki temu mogła dowolnie modyfikować kształt siedziska, dostosowując go do wymagań jej ciążowego ciała.

Wilkołak siadywał natomiast w rogu sofy lub na podłodze, skąd mógł lepiej widzieć dziewczynę.

Patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność.

Często kiedy coś opowiadała, jej oczy błyszczały z emocji, a policzki ozdabiał szeroki uśmiech. Niekiedy gestykulowała, innym razem –zupełnie nieświadomie – gładziła się po brzuchu.

Whittemore nie potrafił odkryć, dlaczego dziewczyna tak go fascynuje. Nie czuł czegoś takiego przy Lydii.

Od jakiegoś czasu zastanawiał się, czy jest sposób aby przekonać Belle do siebie. Sprawić, żeby została z nim, zamiast wracać do stada.

Za kilka dni skończy osiemnaście lat i dostanie pieniądze z polisy ubezpieczeniowej biologicznych rodziców.

Mógłby wtedy kupić większe mieszkanie.

Amerykanka dostałaby własny pokój, a Jackson pomógłby jej też urządzić pokoik dla dzieci. Zapewniłby im wszystko, czego będą potrzebować.Wszystko co najlepsze.

Ciekawe,czy Belle przyjęłaby jego oświadczyny?


- Myślisz o czymś miłym?

Pytanie dziewczyny przywołało go do rzeczywistości.

Uśmiechnął się do niej.

- Zdaje się, że mnie nie słuchasz – wypunktowała – Patrzysz nieobecnym wzrokiem, a kąciki twoich ust chyba wypowiedziały wojnę grawitacji – szturchnęła go lekko nogą – O czym tak myślisz?

- O tobie – odparł dziarsko – A konkretnie o tym, że lubię jak wpadasz z wizytą.

- Też lubię te nasze spotkania – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech – Dobrze mi w stadzie, jednak dzięki tobie czuję się bliżej mojego dawnego życia. A przez to jestem mniej zagubiona w całej tej sytuacji...

- Mam pytać, co dokładnie masz na myśli?

- Nie – zaśmiała się i dodała – Nie wiem nawet, czy umiałbym to wyjaśnić... Najlepiej będzie, jak po prostu ci podziękuję – posłała mu kolejny uśmiech – Dziękuję, Jackson...

- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł.

Po krótkiej chwili chłopak odezwał się ponownie.

- Belle, jest coś o czym chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął, przybierając poważną minę – Wiem, że znamy się stosunkowo krótko... To, co o mnie słyszałaś od innych oraz to, jak czasem się zachowuję, to nie wszystko – nerwowo wypuścił powietrze nosem – Robię głupie błędy, ale nie jestem zły – przysunął się bliżej niej – Naprawdę cię lubię...

Dziewczyna z uwagą obserwowała jego zachowanie, zastanawiając się do czego to wszystko zmierza.

- Umówiliśmy się, że nie będę pytał cię o ojca dzieci – przypomniał – Ale to ma bezpośredni z nim związek, więc... – chwycił jej dłoń – Pewnie ciężko ci będzie o tym myśleć, jednak ja muszę to powiedzieć. A ty musisz to usłyszeć – spojrzał jej w oczy – Nie wiem w jakim stopniu i czy w ogóle, będziesz mogła liczyć na ojca dzieci...

Na kilka sekund zapadła między nimi całkowita cisza.

Nie słyszał nawet niespokojnego bicia jej serce.

Nie chciał jej zasmucać, czy sprawiać przykrości. Pragnął tylko uzmysłowić jej, że bez względu na to, jakie ma oczekiwania wobec tamtego faceta – jej wizję mogę nie sprostać brutalnej rzeczywistości.

Świat jest okrutny, zwłaszcza dla samotnych matek.

Belle była zbyt ważna dla Jackson, aby mógł godzić się na jej krzywdę. Dlatego musi wyznacz jej swoje uczucia.

- Na mnie możesz polegać – zapewnił – Zawsze – dodał, po czym ucałował jej rękę, którą wciąż trzymał w delikatnym uścisku – Chcę, abyś o tym pamiętała...

Podążając wilczymi śladamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz