Rozdział 20

258 21 4
                                    

Mój miły,

Bardzo za tobą tęsknię. Chciałabym, żebyś był teraz przy mnie. Brakuje mi twojego uśmiechu i roziskrzonego spojrzenia twoich zielonych oczu.

Patrzę na telefon z nadzieję, że zadzwonisz w tej właśnie chwili. Wyczekuję wiadomości od ciebie, niczym pierwszych promieni słońca po długiej, nieprzespanej nocy.

Dlaczego pozwoliłam ci wyjechać? Dlaczego cię nie zatrzymałam?

Wszystko się tak skomplikowało... A ja, choć mogę liczyć na pomoc londyńskich wilkołaków, wciąż nie potrafię uwolnić się od wspomnień, gdy byliśmy w jednym stadzie.

Diana i Roger są wspaniali! Przygarnęli mnie pod swój dach, przyjęli do rodziny. Ani ty, a ni ja – wiedząc jak okrutny potrafi być świat i ile jest na nim zła – nie spodziewalibyśmy się, że można otrzymać tak wiele dobroci od praktycznie obcego człowieka.

Czuję olbrzymią wdzięczność, staram się nie przysparzać im kłopotów. Jest to niekiedy trudne, bo ich starsza córka – Atremis – nie przepada za mną. Na każdym kroku okazuje swoją niechęć do mnie. Staram się nie dać ponieść się emocjom i milczę, jednak niekiedy mam ochotę wykrzyczeć wszystko co mi leży na sercu.

Młodsza z dziewczynek jest urocza. Często prosi, aby się z nią pobawić, czy choćby pooglądać bajki. Uwielbia księżniczki i zna na pamięć większość piosenek z filmów Disney'a, a ma dopiero pięć lat!

Kiedy spędzam z nią czas, przypominają mi się własne dziecięce lata. Ten cudowny okres, kiedy życie było o wiele prostsze niż teraz. Gdy wypełniała je radość, śmiech i miłość.

Lubię też rozmawiać z Lucy – przyjaciółką rodziny i członkinią stada – a zawodowo barmanką (choć ukończyła studia psychologiczne). Za każdym razem, gdy zauważy, że coś mnie trapi,przysiada się i wsłuchując moich zwierzeń, stara się mi pomóc. A przy tym nie narzuca się i nie prawi żadnych kazań czy morałów.

Jest naprawdę świetna. Ciągle powtarza, że pracując w klubie, może pomagać innym uporać się z ich problemami, bez konieczności wydawania fortuny – w końcu drink kosztuje mniej niż terapia. W dodatku większa liczba ludzi woli iść się napić i wyżalić barmanowi, niż lekarzowi na kozetce. I chyba coś w tym jest...

Często z wizytą wpadają też Will i Raven – rodzeństwo, dzięki któremu trafiłam do stada. William (warto zaznaczyć: seksowny strażak) jest kimś w rodzaju „prawej ręki" alfy, a jego siostra to całkiem sympatyczna – choć niewątpliwie charakterna – siedemnastolatka.

To stado jest zupełnie inne od naszego. Prowadzą normalne życie rodzinne, chodzą do pracy (i szkoły), spotykają się w weekendy.

Nikt tu nie musi trenować walki czy sztuki przetrwania. Nie zagrażają im psychopatyczni łowcy i druidzi, Oni, Nogitsune, berserkowie czy stado alf.

Byłabym tu naprawdę szczęśliwa, gdybym tylko miała ciebie u swego boku.

Ciebie i Dereka.

Ale on jest gdzieś na drugim końcu świata, a ty we Francji...


Annabelle przerwała pisane listu do Isaac'a.

Tak. Jej najlepszy przyjaciel był wprawdzie bliżej niż Derek,jednak wciąż i tak był za daleko.

Przebiegła wzrokiem treść i westchnęła.

Nie wyśle tego listu. Nie może ryzykować, że przeczyta go ktoś niepowołany. Nie była też pewna, czy Isaac w ogóle jeszcze o niej pamięta.

Niby minęło tylko nieco ponad pół roku, ale przy ich trybie życia – to mogło być nawet jak kilka lat. Na pewno miał swoje sprawy na głowie i nie potrzebował jeszcze zajmować się kłopotami innych.

To byłoby nie fair, gdyby obarczyła go swoimi problemami. Nie ma prawa angażować w to również i jego.

Może za jakiś czas, po porodzie, znajdzie w sobie odwagę i skontaktuje się z chłopakiem. A jeśli Lahey będzie chciał odnowić znajomość, Annabelle zrobi wszystko, by odzyskać przyjaciela.


***

Caleb miał wzrok utkwiony w ekranie komputera, ale w ogóle nie zwracała uwagi na wyświetlane tam informacje.

Intensywnie rozmyślał nad sposobem wyeliminowania wilkołaków.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest to łatwe. Te podstępne kreatury są lepiej przystosowane do życia niż zwykli ludzie.

Nie da się więc ich pozbyć od tak. Na nich potrzeba specjalnych metod.

W dodatku nie miał pewności ilu ich tak naprawdę mieszka w Londynie. Może ich być kilkaset, a może i kilka tysięcy.

Był jednak pewien, że gdyby udało mu się zlokalizować chociażby jedną z grup – których było za pewne wiele – to byłby wstanie wyciągnąć z nich potrzebne informacje.

Trudno jednak prowadzić polowanie, kiedy ten głupi staruch stale patrzy mu na ręce. Jego wnuczek, ten godny pożałowania adwokacina, jest tak samo ograniczony.

Na szczęście w tej rodzinie jest ktoś, kto nie pozwolił na odebranie sobie prawa do własnego zdania. Ktoś, kto nie kieruje się przestarzałymi zasadami, a zdrowym rozsądkiem.

Christina potrafiłaby dostrzec to, co Caleb. A co ważniejsze - zrozumiała by to samo co i on. Wilkołaki to zagrożenie i należy je zgładzić.


  Wszystkie. Bez wyjątków.

Podążając wilczymi śladamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz