|| Rozdział 7 - Całowanie jak strzelanie. Cudowne. ||

Start from the beginning
                                    

Alec widział, jak Magnus marszczy brwi, a później wystukuje coś pospiesznie na ekranie, jednocześnie odpowiadając Catarinie na jakieś pytanie.

Może dam radę poprawić ci humor <3.

Zagapił się przez moment na serduszko, które Bane dopisał na końcu wiadomości.

Wątpię.

Podważasz moje umiejętności, Alexandrze. Czuję się urażony.

Gdyby ktoś inny nazwał go pełnym imieniem, Alec pewnie by się skrzywił. Przy Magnusie jednak nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo – Bane był chyba jedyną osobą, która potrafiła sprawić, by to imię brzmiało całkiem w porządku, a nie tak, jakby miał zamiar wysłać go na przymusowe roboty.

To też było nowe.

Mam naprawdę paskudny humor.

Więc pozwól go sobie poprawić. Za szkołą?

Alec zastanowił się przez chwilę. W sumie mógł nakryć ich każdy – uczniowie chodzący tam na papierosa, dyrektorka próbująca tychże uczniów złapać na gorącym uczynku, albo ktokolwiek, komu nagle przyszło na myśl poszwędać się na tyłach budynku. Ale...naprawdę miał paskudny humor.

Dobrze.

Alec szybko wyciągnął potrzebne książki i upchnął je w torbie. Spojrzał w miejsce, w którym przed chwilą stał Magnus i spostrzegł Catarinę Loss, patrzącą w jego stronę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona, a Alec zakłopotany zamrugał oczami.

Za szkołą było pusto. Alec upewnił się dwa razy, że nikogo tam nie ma i na pewno nikt za nim nie idzie. Isabelle lubiła dopadać go w różnych miejscach, a on nie mógł pozwolić, by zobaczyła go w towarzystwie Magnusa. Na samą myśl zaciskał mu się żołądek. Czuł się trochę jak przestępca, wymykając się z budynku, ale w sumie to, co robił, było nieodpowiednie i wiedział, że nie powinien być taki... lekki idąc na spotkanie z Magnusem. Z chłopakiem, nieważne, jak dobrze by całował.

Już, już miał zawracać, dopadnięty nagle tą samą natrętną myślą, co na imprezie, ale wtedy dostrzegł Magnusa, a Bane wypatrzył jego i uśmiechnął się. Serce obiło się o żebra w nagłym porywie, a Alec pomyślał, że może do tej pory był w błędzie. W końcu jak coś, co sprawiało, że czuł się tak dobrze mogło być w jakikolwiek sposób złe? Dopóki nikt nie wie...Dopóki nikt nie ma pojęcia może przecież przez chwilę udawać, że to zupełnie normalne. Że ludzie nie będą patrzeć krzywo, kiedy się dowiedzą.

Koło Magnusa wszystko było takie proste. Alec nie był pewien, czy to osobisty czar chłopaka, czy po prostu to on był omamiony wspomnieniem świetnej kawy i późniejszych pocałunków, ale chciał tu być, mimo że strach, że ktoś się dowie, paraliżował go od środka.

— Alec. — Magnus zmrużył oczy na jego widok. Był w samym, ciasnym podkoszulku i luźno zarzuconej na nagie ramiona zwiewnej i bardzo wzorzystej koszuli. — Faktycznie wyglądasz, jakbyś miał paskudny humor.

Alec łypnął na niego tylko, obciągając rękawy ciepłego swetra.

— Nie jest ci zimno?

Magnus wyglądał, jakby zaskoczyło go to pytanie. Alec przyłapał się na myśli, że Magnus bardzo często sprawia wrażenie zdziwionego w jego towarzystwie.

— Nie, nieszczególnie — odparł Magnus, a Alec nie wnikał w to kłamstwo. Dostrzegał wyraźnie gęsią skórkę na karmelowych dłoniach chłopaka. — Ale miło, że się troszczysz, kwiatuszku.

Alec jęknął, wiedząc że znowu się czerwieni. Ugh. Cholerny Magnus i jego głupi kwiatuszek.

— Dlaczego mnie tak nazywasz?

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now