- Olivia, proszę, przestań... - powiedział zaspanym głosem.

Czyli nie tylko ja mam takie pomysły, Olivia też na takie wpada. Teraz nie posłuchałam jednak chłopaka. A poza tym... ja Olivią nie jestem.
Gdy narzekanie i proszenie nic mu nie dało, też zaczął mnie łaskotać. Oj, teraz nieśmianie się było coraz trudniejsze. Łaskotaliśmy się, aż w końcu wylądowałam obok niego. Chłopak mnie przytulił i powiedział, że jestem jego najukochańszą siostrą. Teraz już nie wytrzymałam i powiedziałam przez śmiech:

- Ja to nie Olivia!

Chłopak chwilę się nie ruszał, lecz po chwili odskoczył jak oparzony.

- Skąd ty się tu wzięłaś? - ton jego głosu diametralnie się zmienił.

- W zasadzie to przyszłam tylko po swoją torebkę - odpowiedziałam szybko, odsuwając się. Zapanowała niewygodna cisza.

- Nie mogłaś tego zrobić jutro?- westchnął, zakrywając twarz rękoma.

- Nie, w tej torebce jest na przykład mój telefon - wytłumaczyłam przyczynę mojej wizyty.

- Dziewczyno, nie masz nic innego do roboty... - mruknął jakby sam do siebie, po czym wstał z łóżka - Schodzimy na dół, jest w samochodzie.

- Gdybyś nie zabrał mi torebki, to by mnie teraz tutaj nie było - zauważyłam, próbując mu uświadomić, że to tylko i wyłącznie jego wina.

- A gdybyś jej nie zostawiła na sali, to ja bym jej nie zabrał. Powinnaś mi teraz dziękować, bo gdyby nie ja, mogłabyś już jej nie odzyskać - westchnąłuż, schodząc po schodach.

Faktem jest to, że miał trochę racji. Gdyby torebka została na sali, pewnie ktoś już by ją sobie przywłaszczył.
Po chwili byliśmy już w kuchni. Zapaliłam światło, bo było już ciemno. Zauważyłam, że chłopak nie ma na sobie koszulki. Odwróciłam się, nie chcąc być przyłapaną na patrzeniu się na niego.

- Znalazłeś już te kluczyki? - zapytałam, chcąc już wracać do domu.

- Chyba masz problem - mówiąc to, zaczął się śmiać, a ja popatrzyłam na niego, żądając wyjaśnień.

- Olivia pojechała dzisiaj moim samochodem. Kompletnie o tym zapomniałem. Będziesz musiała trochę poczekać na tę swoją torebkę - powiedział, wzruszając ramionami.
Obdarzyłam go zimnym spojrzeniem. Podeszłam do niego bliżej.

- Jutro masz mi ją przynieść od razu, jak wstaniesz - powiedziałam powoli, kładąc nacisk na każde słowo, by dokładnie zrozumiał.
Nagle zauważyłam, że ma siniaka na policzku.

- Co ci się stało?- zapytałam, podchodząc bliżej i lekko dotykając jego twarzy.

- Zostaw mnie - warknął, strącając moją rękę - Ciekawe kogo to wina. Następnym razem się hamuj.

- To ja już pójdę - stwierdziłam cicho, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Złapałam za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Spróbowałam jeszcze raz, ale innych skutków niż takich samych, jak przed chwilą nie było.

- Alan, proszę, otwórz drzwi - powiedziałam, mając wrażenie, że mam w rękach za mało siły.

- To są zamknięte?... - chłopak zapytał sam siebie i poszedł w stronę pewnej szafki, w której zapewne trzymali klucze.
Nagle stanął w bezruchu.

- Na pewno są zamknięte? Sprawdź jeszcze raz... - polecił zamyślony, szybko idąc w moją stronę.

Sprawdziłam, lecz nic się nie zmieniło. Nadal były zamknięte.
- Nic z tego. Przynoś klucze - odpowiedziałam lekko zdenerwowana.
Czułam, że coś jest nie tak.

- Rodzice wzięli jedne klucze, a tutaj drugich nie ma... - powiedział i popatrzył na mnie.

- No chyba nie myślisz, że to ja je zabrałam - odpowiedziałam rozczarowana.
Nagle coś mi się przypomniało, a mianowicie słowa Olivii.

- Ja ich rzecz jasna nie mam, ale wiem, gdzie są...- powiedziałam, przełykając ślinę.
Chłopak popatrzył na mnie pytająco.

- Olivia, gdy wychodziła z domu powiedziała, że zamyka drzwi - westchnęłam, zakrywając twarz rękoma.
Znowu byłam na niego skazana.

- No świetnie. Kolejne kilka godzin z tobą w jednym domu - warknął zdenerwowany i wyjrzał przez okno - Nie zanosi się na to, żeby rodzice się zbierali. No to sobie jeszcze poczekamy...

- Czy dzisiaj jest trzynasty piątek?... - zapytałam sama siebie.

- To ja idę do siebie. Ty rób, co chcesz, tylko nic nie rozwal - westchnął i wychodząc z kuchni, zgasił światło.

No cudownie. Kilka godzin nudzenia się w domu Matthewsów. Rozejrzałam się po mieszkaniu i zaczęłam iść w stronę salonu, by zapalić światło, które on przed chwilą zgasił.
Nagle poczułam, że tracę równowagę...

Książę bez uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz