Prawdziwa Moc Boga

178 32 15
                                    


Gorączkowo próbowałem zebrać myśli i nawet w tym beznadziejnym położeniu znaleźć jakieś wyjście. Co mogę zrobić? Czy wiem coś, co może mnie uratować, jeżeli odpowiednio to sprzedam chciwemu tłumowi? 

- Zdrajca! Zdrada! - krzyczały kukły dookoła nas, w akompaniamencie wzroku króla stanowiącego idealną mieszankę odrazy i rozczarowania moją osobą. Przez ten jazgot nie słyszałem własnych myśli, a co dopiero mówić o jakiejś strategii! 

- Kto na mnie doniósł? - zapytałem, bo jakby się sprawy nie potoczyły, już ja dorwę tą gnidę i nawet po śmierci znajdę sposób, aby się jej naprzykrzać. - Mam prawo to wiedzieć. 

- Czyżbyś naprawdę się nie domyślał, stary druhu? Pobyt na Ziemi aż tak ci stępił zmysły, zakrył oczy i uszy i stępił pazury? 

- Kto?! - wydarłem się, aż echo niosło się wzdłuż czarnych, kamiennych ścian Mrocznego Dworu. Nawet Asmodeusz wydawał się zaskoczony takim obrotem sprawy. Spojrzał na mnie tak, jakby mnie nie rozumiał. 

- Ktoś, kto martwi się o twoją przyszłość, książę - tu zrobił pauzę, ale wyczuwając, że nie odpuszczę, powiedział mi w końcu - Malfas. 

Nie wierzyłem własnym uszom. Zdradził mnie, chociaż mi wcześniej pomagał? Dlaczego? Co chciał osiągnąć? Tak bardzo chciał mnie rozdzielić z Malwiną? Przecież on nawet by jej nie zrozumiał! Zabawiały się nią z tydzień czy dwa, by potem oświadczyć, że w zasadzie nadszedł czas na zmianę i że już nie jest nią zainteresowany. Chciał mi zrobić na złość? To bardziej w jego stylu. Wówczas żaden z nas by jej nie dostał. Tak nędzna pobudka nim kierowała? 

- Zapłaci za to - mruknąłem bardziej do siebie. Wtem przypomniałem sobie o sztyletach, pierścieniu i mieczu. Szkoda, że są antyanielskie, ale zawsze to nie atak gołymi pięściami na grupę demonów. 

- Śmiem wątpić, a w twoim położeniu zamiast gróźb lepiej byś powiedział, jeżeli masz cokolwiek na twoją obronę lub potrafisz to nam wiarygodnie przedstawić, że nasze domniemania względem ciebie są fałszywe - zwrócił się do mnie spokojnie Asmodeusz, z niebywałą jak na niego cierpliwością. - Słuchamy. Dlaczego twoje skrzydła zmieniają kolor?

Piekła nie zdradziłem (teoretycznie). Praktycznie to jednak tak, bo chroniłem anioła, przedstawiciela naszych śmiertelnych wrogów. Jeżeli udowodnię, że zarzuty są fałszywe, Malfas poniesie karę za zniesławienie, i to bardzo srogą. Nie będę mógł wykazać swojej niewinności, nie wplątując w to Malwiny. Jeżeli ją w to wplącze, jej życie będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jeżeli zgodzę się z zarzutami, to tym razem mi grozi śmierć, a w najlepszym wypadku banicja. Szefuńciu, co wybrać? Umierać to mi się wcale nie spieszy! 

Postanowiłem zaryzykować. Pod latarnią najciemniej, prawda? Czas się o tym przekonać. 

- Podczas mojego pobytu na ziemi odkryłem towarzystwo zajmujące się eliminacją demonów. To dowód - mruknąłem, rzucając na podłogę łuskę antydemonicznego naboju, jakim ostatnio do mnie celowano. 

Pomruk ciekawości upewnił mnie, że zmierzam w dobrą stronę. Jeden ze strażników od razu wziął łuskę po naboju, uważnie ją oglądając i potwierdził moje słowa, pokazując ją królowi. 

- Obserwuję ich - kontynuowałem, co wszakże było prawdą. - Zajmują się eliminacją. Z kilkoma z nich stoczyłem pojedynek - dodałem głośniej, wodząc wzrokiem po obecnych tutaj - a skrzydła najwyraźniej zareagowały na jakieś ich techniki. Podejrzewam, że mogą mieć Lemegaton - dodałem na koniec, licząc, że to zdoła ich przekonać, bo jeżeli nie, to wszelkie moje nadzieje w tym momencie zawiodą. 

Siła nieczysta też cierpi | Kuroshitsuji [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz