Rozdział 6

2.3K 27 3
                                    

Siedem punktów spisanych atramentem w kolorze oczu mojego nowego, intrygującego kochanka. Adam nawet charakter pisma ma piękny. Lekko pochylone litery są idealnie równe i kształtne. Wyglądają jak wzór ze starego podręcznika do kaligrafii.

– Przeczytałaś? – pyta po chwili.

– Tak.

– Zasady... – przeciąga – ...trzy pierwsze to moje obowiązki wobec ciebie, czwarta, piąta i szósta wspólne, ostatnia to twoja powinność względem mnie. Rozumiesz?

– Nie – zaczynam chichotać.

Chyba zbyt mocno zadziałał na mnie koktajl „Wieczór z Hardingiem". Ktoś sobie życzy przepis? Pani w różowej sukni, siedząca w trzecim rzędzie? Proszę bardzo: prawie cała butelka sassicai plus seks i wiadro adrenaliny. Zamieszać, podawać w temperaturze pokojowej...

– Nie? – Adam lekko unosi brwi.

– Mam uwagi co do dwójki i siódemki – werbalizuję swoje obawy.

Słowo „dyscyplina" dziwnie mi się kojarzy i nie potrafię dojść, co może oznaczać w tym kontekście. Punkt siódmy też nie wzbudza zachwytu, jest chyba jeszcze gorszy.

– Wytłumaczę ci, ale tylko raz. I proszę, nie przerywaj. Popatrz na mnie. – Adam obraca się w moją stronę. – Od momentu, gdy zgodzisz się na związek ze mną, zapewnię ci bezwzględne poczucie bezpieczeństwa. Dołożę wszelkich starań, żebyś zawsze czuła się bezpieczna, nie tylko w chwilach, gdy będę obok, ale również kiedy będziesz sama: w pracy, na wakacjach, u kosmetyczki i na zakupach. Będę się o ciebie troszczył i otaczał cię opieką w każdym możliwym aspekcie twojego życia. Rozumiesz?

– Tak. – Zagryzam wargi. Powiedział to wszystko tak stanowczym głosem, że aż dostaję gęsiej skórki. Czuję, jak moje brodawki twardnieją, cieniutkie włoski na karku i rękach podnoszą się i łaskoczą. Pocieram dłońmi przedramiona. – Trochę mi zimno – uzasadniam swoje zachowanie.

Idiotyczne wytłumaczenie, w pokoju są co najmniej dwadzieścia trzy stopnie. Mimo to Adam sięga po marynarkę i narzuca ją na moje plecy. W nos uderza mieszanka zapachów: lekka nuta kosmetyków (mydła?), mocniejsza jakiejś wody toaletowej i główna, czyli woń ciała mojego kochanka. Kołnierz marynarki ociera się o szyję przy każdym ruchu. Oblewa mnie fala gorąca, płynie od piersi aż do samej cipki. Jeśli Adam liczył na to, że zrobi mi się cieplej, może czuć się zadowolony.

– Lepiej? – upewnia się.

Za wszelką cenę próbuję powstrzymać drżenie. Wsuwam dłonie w rękawy, a później mocno się obejmuję.

– Tak. Dziękuję – odpowiadam po chwili.

– Świetnie. Punkt drugi: dyscyplina. Od chwili, gdy zawrzemy umowę, konsekwentnie będę wymagał od ciebie przestrzegania zasad. W przeciwnym wypadku cię ukarzę. Masz prawo do jednokrotnego złamania każdej z nich. Kolejne takie sytuacje będą rozliczane, a ty zostaniesz przykładnie ukarana. Rozumiesz?

– Nie do końca.

– Co jest niejasne?

– Chwileczkę. – Podnoszę się. – Może napijemy się wina? – Wpadam na pomysł genialny w swojej prostocie.

– Usiądź. – Pociąga mnie za rękaw. Robi to delikatnie, ale stanowczo. – Prosiłem, żebyś mi nie przerywała. Ustalimy wszystko i wtedy będziesz mogła się napić.

– Przepraszam. – Siadam z powrotem. – Jaka to będzie kara? Finansowa? Dostanę mandat? Kuratora do domu? A może prace społeczne na twojej farmie? Postaram się zdobyć prawko na kombajn do zbioru ziemniaków, jakoś odpracuję. – Próbuję dowcipkami zatrzeć strach. Ta rozmowa coraz bardziej mnie przeraża, a dotarliśmy dopiero do drugiego punktu.

Anatomia uległościWhere stories live. Discover now