Rozdział 4

2.4K 29 1
                                    

Melania przygotowuje się do wyjścia. Trwa to już prawie dwie godziny: najpierw kąpiel i peeling całego ciała, później trzy kwadranse na wysuszenie długich włosów i ułożenie fryzury, czyli pozornie niedbałego koka upiętego nad karkiem, kolejne dwa na makijaż (obowiązkowo czerwona satynowa pomadka do ust), ostatnie dwadzieścia minut na założenie uprzednio wybranego stroju. Dzisiaj wygrywają mała czarna od Diora, cieliste pończochy z szerokim pasem i wysokie szpilki w kolorze crème fraîche.

Panna Duvall podziwia się w wielkich lustrach, zamocowanych pod odpowiednim kątem na przeciwległych ścianach holu. Są dobrze oświetlone gęstym szpalerem halogenowych żarówek, dzięki czemu może dokładnie zobaczyć, czy wszystko jest bez zarzutu. Podoba się sobie, jest niewysoka, ale ma zgrabną, kobiecą sylwetkę typu „90–60–90". Od kiedy pamięta, faceci zachwycają się jej atutami: mocno wciętą talią, jędrnym tyłkiem, sterczącym wysoko i stanowiącym kontrę dla dosyć sporego biustu, uniesionego przez genialnie dobrany stanik. Już od kilku lat korzysta z usług prywatnej brafitterki, która odwiedza ją raz w tygodniu i przywozi kilkanaście lub kilkadziesiąt kompletów ekskluzywnej francuskiej bielizny.

Paradoksalnie to właśnie niski wzrost i niewielka waga (niecałe sto piętnaście funtów) przyciągają mężczyzn do Melanii. Niestety dla nich, choć wydaje się słaba i bezbronna, dosyć szybko pokazuje pazury i większość panów ucieka z podkulonym ogonem.

Kobieta wchodzi do sypialni, w której całą noc spędziła może dziesięć razy. Ogarnia wzrokiem wnętrze, sprawdza, czy wszystko w porządku. Wprawdzie nie zamierza dzisiaj korzystać z tego pomieszczenia, ale jak często mawiał jej germanista, der kluge Mann baut vor. Otwiera szufladę szafki stojącej tuż obok wezgłowia łóżka. Żadnych niespodzianek: kilkanaście prezerwatyw, pojemnik z lubrykantem (nieużywany) i paczka chusteczek higienicznych. Kontrola wypada pozytywnie. Melania opuszcza sypialnię i wychodzi z mieszkania, gdy tylko portier daje jej znać, że taksówka już przyjechała.

Zgoda obejmowała wyłącznie wypad na kawę, ale Mel i tak odmawiała Adamowi przez kolejne cztery dni od pamiętnej wizyty w biurze. W tygodniu kończy pracę o dwudziestej i nie może wyrwać się na dłużej niż godzinę. Harding nie ustępuje i czeka cierpliwie do piątku.

Panna Duvall lojalnie informuje natręta, że zwyczajowo nie chadza na randki w dni robocze, bo oprócz pracy w kancelarii i wtorkowych spotkań z szefem ma jeszcze inne obowiązki, związane z (jak to mówi Jess) bieżącą konserwacją: pływanie i ćwiczenia w JOY, niewielkim klubie fitness tuż za rogiem Siedemdziesiątej Czwartej. Dopiero dzisiaj ma pierwszy wolny wieczór i w ramach rekompensaty za zwłokę zgadza się, żeby mężczyzna postawił jej kolację.

– Jean-Georges – podaje kierowcy nazwę restauracji w Central Parku.

Melania lubi to miejsce, bywa tam często ze względu na świetną kuchnię i wyjątkowy klimat.

Po dwóch kwadransach wysiada i przez chwilę stoi przed wejściem do hotelu Trump. Nie wie dlaczego, ale przypomina sobie jedną z wcześniejszych randek. Wtedy też umówiła się w Jean-Georges, to było jakieś cztery lata temu. Mężczyzna, z którym miała się spotkać, trzydziestoletni biznesmen poznany na jakimś raucie, wystawił ją. Później sprawa się wyjaśniła, wypadło mu coś ważnego, przeprosił, ale nic z tego. Miły John Starhawk nie otrzymał drugiej szansy od panny Duvall, jednak ona do dziś pamięta, jak skończył się tamten wieczór. Wylądowała w pokoju hotelowym z jednym z kelnerów. Dlaczego? Uwiodło ją to, w jaki sposób trzymał butelkę z winem. Pięć mocnych i długich palców obejmujących wyłącznie denko, na tyle stabilnie, żeby nie uronić ani kropelki w trakcie napełniania kieliszka. Przystojny chłopak, Algierczyk, pieprzył się z nią całą noc. „Był nie do zajechania" – wspomina Melania z przyjemnością. Spotkali się jeszcze kilkanaście razy, lecz gdy smagłolicy Ali wyraził chęć ożenku, natychmiast wymiksowała się z tego krótkiego, acz bardzo intensywnego układu. Przestała odwiedzać restaurację, żeby nie prowokować zawiedzionego kochanka. Na szczęście kilka miesięcy później ciemnoskóry macho opuścił Nowy Jork.

Anatomia uległościWhere stories live. Discover now