~nothing~

2.1K 154 47
                                    

Day 10

Subtelne ziewnięcie nieco rozbudziło martwy nastrój jakby pozbawionego dusz mieszkania. Horędalna ilość tańczących na wietrze płatków śniegu pragnęła przebić się przez szklaną warstę do wewnątrz, co jednak dodawało im jedynie zgubnej nadzieji.

Emma smętnym wzrokiem kryjącym się pod nabrzmiałymi powiekami ,zbadała obcującą przez nią przestrzeń. Wnioskowała iż na salonowej kanapie nieplanowanie przespała cały wieczór nie zapominając o uwzględnieniu nocy. Dominującym powodem było wycieńczenie.

Na zaledwie ułamek sekundy zaprzestała dogłębnej analizy każdego najmniejszego szegółu pomieszczenia zawieszając swoje spojrzenie na klasycznym, mugolskim kalendarzu. dwudziesty czwart grudnia-oto data ot co widniejąca na popielato szarawej kartce pergaminu.

Święta. Dziś są święta. Zerwała się gwałtownie pozastawiając za sobą jedynie szelest alabastrowej kołdry. Poprzez całkowite zatracenie się w wykonywanej misji najzwyczajniej zapomniała o istnieniu tego uroczystego wydarzenia. Kto by pomyślał ,że ten cały gwar, sztuczne budowanie świątecznego nastroju, konsupcjonizm i wiele innych czynników mogły tak poprostu przejść Clark mimo uszu.

Jednakże święta to nie jedyna decydująca uroczystość. Ostatni dzień. Ostatni dzień dziesięciodniowego niezwykle wyczerpującego jak i okrutnego maratonu, którego inscanizatorem był sam Pan Śmierci- Tom Riddle. W tym wypadku prezent gwiazdkowy może przeistoczyć się w świadectwo prawdy bądź jej własną śmierć. Ewidentnie gra warta świeczki.

Zza jej głowy przemknął świszczący trzepot sowich skrzydeł. Zaraz potem hebanowy ptak ze skrawkiem pergaminu w rażąco żółtym dziobie zasiadł po jej prawicy. Emma niewinie wyciągnęła dłoń w stronę skrzydlatego przyjaciela, okrężnymi ruchami delikatnie gładząc czubek jego głowy. Gdy wnet przechwyciła starannie zawiniętą wiadomość zaadresowaną bezpośrednio do jej osoby.

W trakcie wnikliwego studiowania pisma w którym zawarte były nieco sztucznie zestawione życzenia świąteczne zaprzestała na zdaniu poprzedzającym koniec:
Emmo, nie zawiedź nas~zakon"

Zaledwie jednym, zwinnym ruchem ręki zgięła w pół pergamin uznawany za jakże trwały materiał, rzucałąc jego szczątki w losowy kąt pomieszczenia. Otwierając z rozmachem drewniane drzwi, hardyn krokiem ruszyła wprost przed siebie. Ruszyła w stronę Starej Chaty.

***

Perliste płatki śniegu żądały bilskości z jej ciałem natrętnie atakując każdy jego skrawek. Niemal w każdej uliczce w przelotnym oknie dało się ujrzeć charaktersystyczny gwar który przeplatał się przez roześmiane twarze domowników. Gdzieś w oddali do jej uszu dotarło echo triumfalnie śpiewanej kolędy, która tchnęła ciepłem każdą osępiałą uliczkę. Mugole wychodzący z kościoła z niewytłumaczalnym dla Emmy entuzjajzmem składali wzajemne życzenia nawet tym z którymi od laty żyli w niezgodzie. Wszystko zaczęło się na nowo reaktywować  a dawne żale uleciały w zapomnienie. Jednym słowem- Idą Święta.

A ona? Clark markotnie szła przedzierając się przez całą tą otoczke dobroci, miłości, oraz bezpieczeństwa którego nigdy nie dane jej było doświadczyć. W czeluściach jej duszy zazdrościła tym prostym ludziom, którzy potrafili dawać jak i przyjmnować potęgowaną dobroć. Kiedy ci ludzie beztrosko celebrowali Narodzenie Pańskie, ona szła na spotkanie z diabłem.

***

Jakiś abstarkcyjny głos z tyłu głowy szeptał jej by drogą do miejsca docelowego stał się Zakazany Las. Czuła jak niewidzialny magnez niemal wciąga ją w odchłań tego pogrążonego w mroku miejsca, który nawet w świetle kolorowych światełek i rodzinnej atmosfery nie gubił swego marazmu. Nim zdążyła głębiej rozpatrzeć postawioną przed nią decyzje, jej smukłe nogi mimowolnie kroczyły już zaśnieżoną ścieżką skupiska drzew, pozostawiając za sobą jedynie niedbale odciśnięty ślad oraz nieśmiałe skrzypnięcia.

Death EaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz