~childhood~

2.9K 199 17
                                    

Brązowooka dziewczynka o porcelanowej twarzyczce chowała się za masywną, drewnianą szafą słysząc ciężkie kroki i uginające się pod ciężarem schody. Błagała w myślach by nie przyszedł właśnie tutaj. Niestety jej prośby nie zostały wysłuchane przez Merlina i w progu drzwi jej skromnego pokoju stanął zbudowany mężczyzna o krukoczarnych włosach z lekką siwizną po ich bokach.

- Emma tu sie chowasz.- powiedział nadwyraz spokojnym głosem. Zbyt spokojnym. Zapewne nie wróżył on nic dobrego. Była to tak zwana cisza przed burzą.

Dziewczynka nie odpowiedziała nic tylko ze strachem wpatrywała się w osobe stojącą przed nią która zdobywała miano jej ojca.

- Chodź ze mną. Chciałbym ci coś pokazać.- Nie miała wyboru. Stawiając się pogorszyłaby tylko swoją sytuacje. Niechętnie, powolutku powlokła się za mężczyzną który jak sie okazało zaprowadził ją do pomieszczenia gastronomicznego zwanego kuchnią.

Bała sie jaki obrót przyniesie ta sytuacja. Zważając na to że nie ma nikogo w domu prócz nich. Bała się. Bała się własnego ojca.

Ten wyciągnął pierwszy lepszy deserowy talerzyk po czym z impetem rzucił nim o ziemię co przy towarzyszącym mu huku spowodowało roztrzaskanie się go na niezliczoną ilość malutkich, ostrych kawałeczków.

- Widziałaś co tam było?! Nie możesz sie do tego dopuścić. Nie toleruje źle pozmywanych naczyć. Jesteś małą nic nie wartościową smarkulą. Rozumiesz? Nie znaczysz nic.- i w tym momencie Emma poczuła na twarzy wielką łape uderzającą ją z takim impetem że bezwładnie runęła na zimną posadzkę.

- Nie jesteś godna nazywać się moją córką. Cruciatus.- po ciele takiego drobnego jak i delikatnego dziecka przeszła niewyobrażalna fala bólu. Jej ciało wypełniło się ogromną dawką cierpienia. Ból rozsadzał ją od środka. Emanował nią tak mocno że zaczęła się niekontrolowanie a wręcz nienaturalnie wić po ziemi a jej oprawca który był jej własnym ojcem wpatrywał się w tą jakże kruchutką istote z bezemocjonalnym uśmiechem na twarzy.

Emma przeraźliwe krzyknęła na cały głos. Przeszedł ją ten sam ból który towarzyszył jej właśnie wtedy. Jej krzyk był tak autentyczny i przepełniony żalem ,że nadał by się wręcz idealny do podkładu w dobrym horrorze.

Poczuła że nie jest w stanie się podnieść. Kiedy próbowała poruszyć ręką nie była w stanie. Zorientowała się że nie może wprowadzić w ruch żadnej kończyny. Jej całe ciało zostało sparaliżowane.

Jak przez mgłę usłyszała gwałtowne trzaśnięcie drzwiami. Przez chwile usłyszała nawet głos Leona. Musiał być blisko.

Kiedy biźniak ze wszystkich sił próbował przemówić do świadomości siostry ta jedyne co widziała to w kącie pokoju małą dziewczynke odzianą w białą sukienkę z widniejącymi na niej plamami czerwonej cieczy. Posiadała bladą nieskazitelną cerę z lekko zadartym nosem. Miała bystre, piwne widocznie podbite oczy a na jej wychudzone obojczyki kaskadami spadały gęste kasztanowe włosy. Po jej równie białych jak sukienka rajstopkach stróżką ciekła krew kapiąca tuż na podłoge. To była ona. To była Emma.

Nagle dziewczynka zniknęła a jej oczom ukazał się wpatrujący w nią ze strachem Leon. Podniosła głowę. Poczuła że odzyskała czucie w rękach jak i w nogach. Z zaschniętymi na policzkach łzami podniosła się do pozycji siedzącej a jej brat nie spuszczał z niej wzroku.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie mówiłaś że paraliż wrócił?- spytał z wyrzutem jak i z troską. Nie odpowiedziała mu. Niewiedziała jak. Miała mu powiedzieć że nie chciała go martwić? Że myślała że to przejdzie? Jednak teraz uświadomiła sobie jak grubo sie myliła.

- Ile to trwa?- zrezygnowany westchnął opierając się o wpadającą w jasny odcień szarości ściane zerkając na nią kątem oka.

- trzy miesiące.- powiedziała drżącym głosem a ten pokręcił głową z wyraźnym niedowierzaniem.

- Wracamy do terapi.- Postanowił dobitnie a ta skierowała w jego strone zaskoczone piwne tęczówki.

- Co? Nie. Poradze sobie sama.- Clark starała się zapewnić brata lecz ten niekoniecznie wierzył w prawdomówność jej słów.

- Właśnie widze jak sobie radzisz. Wybacz ale nie chce cie znowu znaleźć krzyczącą w szafie z potarganymi ubraniami i zakrwawionymi oczami.- burknął ponuro.

- Ale...

- Zadecydowane

***

- Masz współpracować.- brunet szepną do ucha swojej siostry na co ta niechętnie pokiwała głową.- W takim razie ja zostawiam was już samych. Dozobaczenia.- Leon pożegnał się z zajmującym miejscem na przeciw Emmy profesorem. Mike Andres. Był to wieloletni profesorek który zdaniem Emmy już dawno powinien przejść na emeryture. Był swego rodzaju uzdrawicielem psychicznym w świecie magii czyli robił identyczne rzeczy co nasz mugolski psycholog. Spokojnym wzrokiem przez grube szkła swoich okukarów spojrzał raz jeszcze na Emme mówiąc:

- Opowiedz mi prosze wszystko szczegółowo od początku do końca. Pozwolisz że użyje pióra samonotującego?

Clark jedynie pokiwała głową i w tym momemncie kiedy wypowiedziała pierwsze słowa pióro zaczęło zawzięcie kreślić litery na obszernym pergaminie.

- Pewne wspomnienia nie dają mi spokoju. Objawiają się głównie przez sny lub wizje.- wyjaśniła patrząc się w jakże niezwykle interesującą posadzke.

- Jakie konkretnie wspomnienia?- dopytywał się siwobrody znad sterty rozmaitych papierów.

- Głównie z czasów dzieciństwa. O moim ojcu. Matce. Która swoją drogą już nie żyje. Ale nie oto chodzi. Mój ojciec...On mnie gnębił. Napastował, torturował, gwałcił. Miałam wtedy zaledwie siedem lat. To była okropna trauma którą mam do teraz.- Powiedziała powstrzymując drgania ciała. Miała tak zawsze kiedy wspominała o ojcu. Czuła jego dotyk. Jego natarczywe łapska błądzące po jej bezbronnnym ciele. Nieumiała sie tego pozbyć.

Profesor jedynie kiwał głową ze zrozumieniem. Emma pozwoliła sobie zerknąć na słowa pisane przez pióro i wtedy doznała nie małego szoku.

- Ej ja wcale nie miałam omamów z powodu tęsknoty nad matką!- wstała natychmiast obruszona.

- Przykro mi ale tak właśnie było.- Andres nie zdawał sobie sprawy jaką fale złości wywołał u niej tymi słowami.

- Nie jestem idiotą. Dobrze wiem co sie wtedy działo.- wysyczała w stronę starszego mężczyzny.

- Byłaś mała. Twój mózg przez tęsknote płatał ci figle.- kontynuował swój wywód.

- Do cholery to przez niego moja matka nie żyje!- krzyczała niemogąc sie opanować.

- Zmyślasz.- skwitował niewzruszony. Emma obdarowała go nienawstnym wzrokiem. Zabrała pod pache swój żakiet łapiąc za klamke od drzwi.

- Gówno Pan wie. Dowidzenia.- trzasnęła tak mocno że przez chwile można było pomyśleć że drzwi wylecą z zawiasów. Hardym krokiem ruszyła w strone wyjścia by jak najszybciej uwolnić się w strone świeżego powietrza.

Jej włosy pod wpływem wiejącego wiatru zostały potargane na wszystkie możliwe strony świata lecz to teraz nie było jej głównym zmartwieniem. Poruszała się marszobiegiem sama tak naprawde dokładnie nie wiedząc gdzie prowadzą ją nogi. Po jakimś czasie zorientowała się ,że jest w jakimś parku.

Słyszała głosy. Jej ojca. Matki. I wszystkich tych z tego fatalnego dla niej okresu życia. Nieumiała sie tego pozbyć w żaden sposób.

Zaczęła biec. Biegła usilnie dysząc z powodu przemęczenia. Starała sie od tego wszystkiego uwolnić. Bezskutku. Ostatecznie upadła z bezsilności na mokre jesienne liście.

Wspomnienia żyją. I nawet jak przez chwile o nich zapomnimy to z czasem wrócą ze zdwojoną siłą.

Death EaterWhere stories live. Discover now