Rozdział 5

1.9K 77 4
                                    


Mimo iż wysokie szczyty rozchodziły się praktycznie z każdej strony, to zielona wyspa kwitnących roślin znalazła dla siebie miejsce, ciesząc oczy jedynie wybrańców. Sophie siedząc na drewnianej ławeczce z rzeźbionym metalowymi nóżkami, podziwiał to miejsce z zapartym tchem. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Równo przycięta trawa, labirynt uformowany z iglaków, staw, nad którym rozciągał się drewniano – kamienny mostek zachęcający do spaceru po jego wiekowych deskach, kwiaty, które nie powinny rosnąć w takim miejscu i słońce delikatnie muskające jej delikatną skórę. Było to pierwsze miejsce pozbawione mroku, który chwilami potrafił przerażać. Odkąd postawiła nogę na terenie tego zamku, nie przypuszczała, że znajdzie miejsce przepełnione krztą światła.

Głowę Sophie zaprzątały wydarzenie mające miejsce podczas śniadania. Bez przerwy zastanawiała się nad sensem słów króla. Któryś z mężczyzn siedzących przy stole był jego synem, z rozmowy wynikało, że owym był ten pokryty siwizną, ale jej umysł nie przyswajał sobie tej wiadomości. Nie było to zgodne z żadną logiką. Wyglądał, co najmniej na dziadka Nicolasa.

Zamykając oczy, odchyliła głowę i wzięła głęboki wdech.

– Przestań o tym myśleć, bo jaki ma to sens? – powiedział do siebie.

Wyprostowała się i przeczesała rękoma opadające na twarz rudawe pasma.

Próbowała uspokoić swoje wyboiste myśli i przestać doszukiwać się dziury w całym, ale coś jej na to nie pozwalało i nie do końca wiedziała co takiego.

Czując na swoim ramieniu nagły dotyk, podskoczyła w miejscu i cicho pisnęła. Nie spodziewała się tego. Odwróciła powoli głowę i zobaczyła stojącego tuż obok Thomasa. Wyglądał zupełnie inaczej niż rano. Jasne włosy były roztargane, a sportowy ubiór nie pasował do jego poważnej postawy, jaką prezentował zaledwie kilka godzin wcześniej.

– Dlaczego siedzisz tu sama? – zapytał, siadając tuż obok dziewczyny.

– Jakoś tak wyszło. – Wzruszyła lekko ramionami. – Gdy tylko tu usidłam nie błam w stanie oderwać oczu od tego wszystkiego. Mam wrażenie, jakby to był sen – mówiła z zachwytem, wpatrując się w krajobraz rozciągający się tuż przed nią.

Thomas spojrzał na nią z zaciekawieniem. Dla niego ten widok nie był czymś nadzwyczajnym i ciężko było mu zrozumieć, jak ktoś mógł się nim tak zachwycać. Całe życie widział go zza okna swojego pokoju i nieraz próbował się w nim ukrywać przed nauczycielami, chcąc uniknąć kolejnych nudnych lekcji z savoir-vivre'u, historii czy polityki państwa. Jako jeden z dziedziczących koronę musiał wiedzieć praktycznie wszystko i być przygotowany na wszelką ewentualność, ale niekoniecznie sprawdzało się to w praktyce. Bronił się przed tym wszystkim, jak tylko mógł, ale nie znaczyło to, iż był, to skuteczny bunt.

– Został wybudowany jako prezent dla siódmej królowej w podzięce za wydanie na świat syna. – Wyciągnął przed siebie nogi i założył za głowę ręce, układając się wygodniej na twardej ławce. Sophie spojrzała na niego wyraźnie zaciekawiona historią. – Niestety ta historia nie kończy się wesoło. Książę został zamordowany w młodym wieku. Tocząca się wojna doprowadziła do prawdziwego barbarzyństwa. Była to jedynie kropla w morzu przelanej krwi, a zrozpaczona matka popełniła samobójstwo. Ponoć ból, jaki odczuwała po stracie jedynego syna, był tak silny, że jej serce pomału pękało, a ona nie wytrzymała i skoczyła z zachodniej wieży.

– Ta historia, jest straszna – odparła z przejęciem.

Sophie przypuszczała, że to miejsce kryje swoje legendy i tajemnice, zapewne nie jedną.

– Bywają znacznie bardziej krwawe i ciekawsze – wyznał jak niby nigdy nic. – Ale to teraz nie jest istotne. – Spojrzał na Sophie wpatrującą się w niego z zaciekawieniem. – Powinnaś iść już do swojego pokoju i się szykować. Za niedługo wzejdzie księżyc, a ty masz być gwiazdą dzisiejszego wieczora.

Poślubiona mroku - Szkarłatny pocałunek  Tom 1Where stories live. Discover now