Rozdział 1

826 38 9
                                    


Ból ją oszałamiał.

To nie była melodia piekła, lecz symfonia krzyków, których nikt nie słyszał. Nie rozumiała, co się właściwie działo. Ciało próbowała odrzucić ten ból, ale on powracał ponownie i ponownie i jeszcze raz. Cały czas tak w kółko. Miała wrażenie, jakby ktoś zafundował jej kąpiel w kwasach i pozwalał bykom rozszarpywać jej ciało. Ostatkami sił próbowała chwytać się rzeczywistości.

Nie wiedział, czy to wszystko trwało minuty, godziny czy całe dni, ale pragnęła jedynie tego końca.

Gdy tylko dopadła ją ułuda, ból zelżał. Była ona czarna, jak noc niosąca jedynie krwiste obrazy drobnej kobiety beztrosko biegnącej korytarzami zamku. Miała wrażenie, że ją znała. Zatrzymała się ona przy jednym z płaskorzeźb w północnym skrzydle i przycisnęła jej oczy. Wąskie przejście ukazało się w ścianie pokrytej drewnem i cegłami. Za nim kryła się ciemność, w której zniknęła.

Ból powrócił na nowo. Rozżarzał jej ciało, pozwalając językom ognia pochłaniać ją kawałek po kawałeczku. Pragnęła jedynie śmierci, która dałaby upust jej cierpieniu.

Pozwólcie mi umrzeć! Niech ktoś mnie dobije! Błagam!

Oddałaby wszystko za oszczędzenie tej męki. Miła wrażenie, że skok z samego wierzchołka Wieży Aiffla czy kąpiel w lawie należały do znacznie przyjemniejszych doznań. Był to etap, na którym jedynie błagał o śmierć.

Myśl o tym, że tak naprawdę niczego w życiu nie dokonał, przygnębiała ją. Nie chciał zostać kolejną zapomnianą osobą; ale nie działała ona tak bardzo, jak ta, że nikt jej nie słyszał. Jak miała komuś dać znać, żeby w końcu wbił w jej serce kołek. Nie miała sił dalej walczyć. Chciała jedynie popaść w nicość i móc w końcu odpocząć. Pragnęła uwolnienia.

Wampirzy jad pomału rozprzestrzeniał się po jej organizmie. Miażdżył ją od środka, torując sobie drogę, pozostawiając po sobie ślad, wszędzie gdzie się tylko dało. Pochłaniał ją komórka po komórce. Ogień rozrastał się dalej, potęgując swoją siłę. Uszkodzona od poparzeń skóra powoli nabierał zdrowego wyglądu, włosy odzyskiwały dawny blask, a serce ponownie zabiło. Tym razem znacznie woniej, niemal niesłyszalnie.

Ból powoli ustawał, a do jej uszu zaczęły dochodzić pierwsze dźwięki wampirzej pieśni. Nastąpił powrót świadomości i przypływ nowych sił. Mogła poruszyć bez problemu palcami u dłoni i stóp, ale nie zrobiła tego. Z całych sił skupiła się na czymś zupełnie innym.

Powód jej agonii ustał, wzięła pierwszy wdech i otworzyła oczy. Na sali zapadła cisza.

Do jej uszu docierały stłumione okrzyki zadziwienia i dźwięk jej imienia, ale Sophie nie skupiała się na tym. Z całych sił usiadła na kamiennym stole i rozejrzała się po ubranych w szaty żałobne wampirach. Każdy z obecnych był osłupiały. Nikt nie wiedział, co się działo. Wszyscy wpatrywali się w swoją królową, pochylając głowy z wyrazami szacunku.

Białą różę wciąż zaciskała w dłoni, jakby była cennym skarbem. Stanęła na dywanie szkarłatnych kwiatów, ubrana na biało przypominała anioła. Wyprostowana i pełna gracji niepewnie spojrzała na Nicolasa, który już stal przy jej boku.

– Sophie? – Nicolas kolejny raz powtórzył jej imię, próbując zwrócić na siebie jej uwagę.

Nie odpowiedziała. Jej skupienie przykuło coś innego. Jej wzrok był znacznie bardziej wyostrzony. Kolory nagle zaczęły mieć znacznie soczystsze barwy. Odkryła, że wiele z nich znacznie się różniła od tego, co do tej pory znała. Wyraźnie widziała pyłki kurzu unoszące się w powietrzu czy subtelny podmuch wiatru, do jej uszu dochodziły najmniejsze szmery, przy skupieniu się bez problemu mogła określić, skąd dobiegały. Oszałamiało ją to.

Poślubiona mroku - Szkarłatny pocałunek  Tom 1Where stories live. Discover now