17. Zajęcia wyrównawcze z posłuszeństwa

435 27 4
                                    

*Giny*

- Pięć minut. Na PIĘĆ MINUT nie można cię zostawić samego! - Piotruś Pan chodził po altance wte i z powrotem, robiąc wykłady swojemu synowi i przy okazji mnie. Jakie stał spokojnie, obejmując mnie ramieniem i w ciszy słuchał słów swojego ojca. Jedyne, co mnie chodziło po głowie, to pytanie, kiedy ten koszmar się wreszcie skończy? - Ja już nie mam do ciebie siły. Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić, żebyś ty w końcu zaczął się mnie słuchać?!

- Zamknięcie mnie w więzieniu naprawdę wiele ci da. - mruknął pod nosem, jednak nie dało się go nie usłyszeć.

- Ale skoro sprawa z Charlotte została już wyjaśniona, nie rozumiem, dlaczego Jake nadal nie może się ze mną widywać. - wtrąciłam się, ze wszystkich sił próbując trzymać nerwy na wodzy.

- Z tobą nie rozmawiam. Wystarczająco mocno już zbuntowałaś mi syna. - ta, jakżeby inaczej?

- Nie czepiaj się jej! Ciągle dziwisz się, że nie chcę z tobą rozmawiać, ale jakoś sam nie starasz się mnie zrozumieć! Cioci Wendy to wychodzi lepiej, niż tobie!

- Skarbie, już wystarczy. - powiedziałam półszeptem, chwytając Jaka za ramię. Nie chciałam, żeby mój chłopak kłócił się z ojcem z mojego powodu. Już i tak z mojej winy nie jest między nimi najlepiej.

- Przykro mi Jake, ale lekcja posłuszeństwa zdecydowanie ci się przyda. Od jutra będziemy cię stale kontrolować. Pokoju nie opuścisz bez mojej wiedzy, nie wspominając już o całkowitym zakazie wyjścia z domu.

- Tato, ty chyba nie mówisz poważnie! - Jake się oburzył, natomiast ja posmutniałam. Teraz to już na pewno szybko nie zobaczę swojego chłopaka, ale co mogliśmy poradzić? Dalsze stawianie się mogło jeszcze bardziej pogorszyć całą sprawę.

- Nie pozostawiasz mi wyboru, synu. Ja już naprawdę nie wiem, jak inaczej mam do ciebie dotrzeć. Zbieraj się, lecimy do domu.

- Nie, nigdzie z tobą nie lecę! - wyczułam, że za chwilę może zrobić się tu naprawdę mało ciekawie, więc postanowiłam wyręczyć Piotrusia w rozmowie z Jakiem.

- Da nam pan chwilę, zaraz pójdzie. - ojciec mojego chłopaka nic nie odpowiedział, więc uznałam, że możemy iść. Pociągnęłam Jaka za rękę w stronę zarośniętego terenu, a chłopak bez oporów ruszył za mną.

W lasku

Zatrzymałam się, obracając przodem do swojego chłopaka. Spojrzałam smutno w jego oczy, jednak nie zdążyłam się odezwać, bo Jake zaczął rozmowę:

- Znam to spojrzenie. Nie myśl sobie, że będę stosował się do jego chorych...!

- Skarbie uspokój się, po pierwsze.

- Jak mam się niby uspokoić, skoro jemu już całkiem odwaliło?! - zbliżyłam się do swojego chłopaka i oplotłam jego rękami swoją talię, po czym zaczęłam głaskać jego policzka, cały czas patrząc mu w oczy. Jake po chwili jednak spuścił wzrok, a ja instynktownie go przytuliłam. - Przepraszam cię, skarbie. Tak bardzo cię przepraszam. - wyszeptał, ściskając mnie bardziej.

- Kochanie, ty nie masz mnie za co przepraszać. - pogłaskałam Jaka po włosach.

- Ta cała sytuacja jest mega powalona, a ja nie potrafię znieść tego, że nie pozwalają mi się z tobą widywać. Kocham cię najmocniej na świecie.

- Ja też cię kocham najmocniej na świecie i równie mocno boli mnie ta cała sytuacja, ale... - rozluźniłam uścisk, by móc spojrzeć na swojego chłopaka. -  Jakie nie kłóć się ze swoim ojcem, bardzo cię proszę. To tylko pogarsza całą sprawę.

Następcy : Między nami piratamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz