Kiedy chciałam się poruszyć, zmienić pozycję coś mi to uniemożliwiło. Szarpnęłam rękami, ale szybko tego pożałowałam. Sznury, który były na moich nadgarstkach, jak i później się okazało również moich kostkach, zaczęły się wżynać. Byłam uwięziona w jakieś śmierdzącej piwnicy.

Z trudem zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą i doczołgałam się do jakiś wielkich czarnych worków, by się oprzeć. Wzrokiem szukałam jakiegoś wyjścia stąd. Dostrzegłam zabarykadowane drzwi i kraty w oknach jak w jakimś bunkrze.

Ostatnią rzeczą jaką pamiętałam było pójście się przebrać. Schyliłam się chyba po koszulkę i reszty już nie pamiętam. Jeszcze, żebym miała przy sobie torebkę, wtedy zadzwoniłabym do Harry'ego, a tak nie mam jak nawet po policję zadzwonić. Mogłam posłuchać narzeczonego i swoich własnych przeczuć, że coś się stanie, ale nie bo ja byłam mądrzejsza. Obiecuję, że jeśli uda mi się stąd wydostać, będę już zawsze słuchać Styles'a. Tylko problem w tym, że nie mam nawet pomysłu jak stąd uciec, a przede wszystkim kto mnie tu przyprowadził.

Jak na zawołanie zamek w drzwiach ustąpił, a w nich zagościł, sądząc po budowie ciała, jakiś mężczyzna. Kiedy stanął ze mną twarzą w twarz, zobaczyłam jedynie jego niebieskozielone tęczówki. Był cały na czarno i miał na sobie kominiarkę. Podkuliłam nogi do klatki piersiowej, gdy sięgnął do kieszeni swoich czarnych spodni. Po chwili w prawej dłoni trzymał błyszczący scyzoryk, a ja prawie umarłam ze strachu.

- Kim jesteś? - spytałam z wyraźnym przerażeniem w głosie.

Zero odpowiedzi. Przykucnął obok mnie i rozciął nożem sznury. Natychmiast zaczęłam rozmasowywać obolałe nadgarstki.

- Czego chcesz? - bez zastanowienia wymierzył błyszczący przedmiot w moją stronę.

- Mnie? Dlaczego akurat mnie? - pytałam spanikowana.

W ogóle nic nie mówił. Pewnie nie chciał, abym rozpoznała go po głosie. Kim on w ogóle mógł być?

Nim zdążyłam nad tym pomyśleć, złapał mnie za ramię i pociągnął do góry, tak, że stanęłam na równe nogi. Szarpnął mną, ciągnąc do tych samych drzwi, którymi wszedł. Był dosyć wyższy ode mnie. Otworzył je i wszedł do pomieszczenia na wprost. Było tam znacznie cieplej, a przede wszystkim jasno. Na środku pokoju stało duże podwójne łóżko, bardzo ładnie posłane. Kiedy popatrzyłam na podłogę dostrzegłam płatki białych róż. Mężczyzna rozluźnił uścisk na moim ramieniu i odszedł ode mnie. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować. Wyszedł z pokoju, ale na moje nieszczęście zamknął na klucz drzwi za sobą.

Westchnęłam przeciągle i zakłopotana usiadłam na miękkim łóżku. Rozglądając się nie mogłam nawet ocenić w jakiej okolicy jestem, ponieważ nie było tu żadnego okna, ani niczego dzięki czemu mogłabym skontaktować się z Loczkiem.

Nagle światło zgasło, a drzwi otworzyły się ponownie. Słyszałam jego zbliżające się kroki. Skuliłam się w kłębek, nie wiedząc co zamierza robić.

Poczułam jak jego duże dłonie przebiegają po moich rękach.

- Zostaw mnie - zaczęłam się wyrywać z jego objęć.

- Shh - przystawił mi nóż do brody, a kiedy go próbowałam odepchnąć. przejechał nim po mojej brodzie, tym samym ją rozcinając. Zaczęłam płakać i kopać go, gdzie popadnie.

- Przestań, proszę! - załkałam głośno, gdy ściągał ze mnie spodnie. - Proszę nie rób mi krzywdy - wymierzył mi cios w twarz.

Mój policzek strasznie pulsował, a słone łzy spływały po policzkach. Moje słowa w ogóle na niego nie działały. Kiedy go prosiłam, żeby odpuścił coraz bardziej na mnie napierał swoim ciałem. Przez materiał koszulki ściskał moje piersi i głośno jęczał. Wszystko co robił sprawiało mi ból. Nie tylko ten fizyczny, ale i psychiczny. Złapał moje dłonie i uniósł je nad moją głową, by następnie je przywiązać sznurem do barierki łóżka. Ciągle miał na sobie kominiarkę.

Szarpnął za moje majtki i gwałtownie je ze mnie zerwał. Modliłam się w duchu, żeby ktoś mnie uratował od tego oprawcy. Rozsunął moje kolana, przetrzymując je ręką, by sam mógł pozbyć się swoich dolnych części ubrań. Wiedziałam co mnie czeka i to było najgorsze. Broniłam się jak tylko mogłam by odwlec to wszystko. Rzucałam się po łóżku i wołałam o pomoc, ale to wszystko było na marne. Poczułam jego członka w sobie i miałam ochotę zwymiotować. Jego ruchy były gwałtowne i bolesne. Sprawiał mi niewyobrażalny ból. Zaciskał dłonie na moich ramionach, z pewnością zostawiając po sobie spore siniaki. Chciałabym, aby to się skończyło. Dlaczego to nie może być koszmar, z którego zaraz się obudzę, a Harry przytuli mnie do siebie.

Z  moich oczu, ciągle wypływały łzy, a z ust wydobywało się zduszony szloch. Nie mogłam pojąć, dlaczego to akuratnie mnie spotkało. Czyż nie mało już wycierpiałam w swoim tak krótkim życiu? W tym momencie chciałabym, aby mój brat zabrał mnie do siebie. Może wtedy wszystko byłoby normalne, a ja nie musiałabym tak ciągle cierpieć? Dlaczego to mnie spotyka zawsze taka kara? Czy Bóg nie mógłby mi już w końcu odpuścić?

Kiedy skończył, a ja zawyłam z bólu, poczułam, że opadam ze wszystkich sił, które dotychczas miałam. Walczyłam do ostatniego końca, ale niestety nie skutecznie. Zostałam zgwałcona w brutalny sposób, przez okropnego człowieka, którego nawet nie znałam i miałam nadzieję nigdy go już nie poznać. Chciałam zapomnieć, a najlepiej uciec z tego miejsca.

Ubrał się i wyszedł jakby nic przed chwilą nie miało miejsca, zostawiając mnie samą. Chciałabym to wszystko z siebie zmyć. Czułam się taka brudna i nic nie warta.

Czy ja naprawdę nie zasługuję na to co dobre?

Envy || H. S. ✔Where stories live. Discover now