Rozdział 24

707 34 2
                                    

Harry's P.O.V.

Po wspólnie spędzonej nocy u mnie, odwiozłem Sky do domu. Margaret wraz z moim ojcem, po raz kolejny gdzieś wyjechali. Skylet w ten sposób została sama, co mi się niezbyt podobało. Na szczęście Amber postanowiła wpaść do niej z wizytą. Przyniosło mi to nie małą ulgę. Z nią będzie bezpieczna, tak przynajmniej sobie myślę.

Wyścig Deana zbliżał się nie ubłagalnie wielkimi krokami. Miałem zbyt mało czasu, by dobrze go wytrenować. Wiecznie przekładał nasze treningi. Twierdząc, że Amber się źle czuje i musi się nią koniecznie zaopiekować. Zaczynało mnie to już powoli irytować. Podczas ciąży to normalne, że nie czuje się zbyt dobrze. No dobra, pewnie tak samo postępowałbym, jeśli chodziłoby o moją dziewczynę. Byłbym na każde skinięcie jej palca. Cieszyłbym się jak skurwysyn, że zostanę ojcem.

Przypomniałem sobie mój ostatni sen, to znaczy koszmar. Straciłem w nim swoją ukochaną wraz z dzieckiem. Na samo wspomnienie, moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jest to ten jeden ze snów, który z pewnością nie chciałbym by się spełnił. Nigdy. Przysięgałem sobie, że nikomu nie pozwolę skrzywdzić osób, które kocham. Wolałbym sam umrzeć, niżeli by im miałaby się stać krzywda.

Czekałem na Lemona w miejscu, gdzie zawsze mamy jazdy przygotowujące-pobliże autostrady. Spóźniał się jakieś dobre pół godziny. Nienawidziłem, jak ktoś się spóźniał. Dziewczyny jeszcze przeboleję, ale chłopaków nie.

Wystukiwałem palcami rytm piosenki The Beatles-Help! Co chwilę patrzyłem na zegarek, chcąc wiedzieć, ile ten kretyn jest mi winny mojego cennego czasu. Oparłem głowę o zagłówek siedzenia i przymknąłem oczy. Wyobrażałem sobie uśmiechniętą twarz mojej prześlicznej dziewczyny. Boże, miała najpiękniejszy uśmiech na całym świecie. A jej oczy? Mógłbym patrzeć w nie całe swoje życie. Jest dla mnie perfekcyjna. Tak się zastanawiałem, że aż wywnioskowałem, że nigdy nie byłem z nią na takiej prawdziwej randce. Może pora to zmienić?-Odezwał się głos w mojej głowie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i pozbędziemy się ze swojego życia Malika i tych innych niepotrzebnych pionków; zabiorę ją na randkę. Taką wyjebaną w kosmos, że rozkocham ją w sobie jeszcze bardziej. Kurwa, zamiast tu ślęczeć, mógłbym być z nią i robić z nią same pożyteczne rzeczy. Ekhem, wiadomo jakie.

Otworzyłem oczy, gdy nagle usłyszałem jak do mojego czarnego-wspaniałego-Range Rovera, podjeżdża -mniej wspaniałe- czarne Audi Q7. We wstecznym lusterku zauważyłem, Pana Spóźnialskiego, wychodzącego z pojazdu. No pięknie, czterdzieści minut spóźnienia! Pokręciłem głową z niezadowolenia i opuściłem moje cudeńko.

Idąc w jego stronę, wskazywałem na mój niewidoczny zegarek. Chłopak z potarganymi włosami ledwo co patrzył na oczy, jakby dopiero co wstał.

-Dean, czy ja mam ci kupić zegarek na twoje kolejne urodziny, żebyś się nie spóźniał?-Warknąłem zażenowany na jego osobę.

-Siema, Styles. Sorry, ale trochę mi się przysnęło jak stałem w korku-wzruszył ramionami, a mnie już powoli krew zalewała. Mogę go zabić za jego głupotę?

-Może jeszcze budzik mam ci kupić, albo poduszkę wraz z kocem?-Zadałem retoryczne pytanie.-Dobra, następnym razem nie będę taki wyrozumiały-uśmiechnął się z ulgą wymalowaną na twarzy na co przewróciłem oczami.

-Za ile kończymy?-Zapytał mając poważną minę. On tak serio? Serio, stary?

-Żarty sobie robisz?-Pokręcił przecząco głową.-Nawet jeszcze nie zaczęliśmy, a ty już pytasz kiedy kończymy? Stało ci się coś w ten durny łeb?-Powiedziałem nie dowierzając, jak głupie pytanie zadał.

-Słuchaj, nie mogę tu być za długo. Amber może nabrać podejrzeń, a mi się naprawdę po raz kolejny nie chce się jej okłamywać. Wiesz, że ją kocham i nie mogę mówić jej ani o wyścigu ani o czymkolwiek z tym związanym-powiedział bardzo przeciągle jak to miał w zwyczaju.

Envy || H. S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz