Rozdział 26

737 34 1
                                    

Harry's P.O.V.

Delikatne promienie słońca przedostawały się do celi poprzez więzienne okna. Było czuć nieprzyjemny zapach, a brud był widoczny gołym okiem. Siedziałem na twardym starym tapczanie. Pościel była wyplamiona. Nawet nie chcę wiedzieć czym. W rogu pomieszczenia znajdowała się mała zardzewiała umywalka z małym zamazanymi palcami lustrem nad nią, a nieopodal niej stał sedes. To było obleśne wypróżniać się, gdy w każdej chwili może ktoś wejść. Przy drzwiach stał stół z dwoma krzesłami.

Siedziałem tak i zastanawiałem się nad tą dziwną sprawą. Dlaczego ja właściwie tutaj byłem? Nic nie zrobiłem, a to, że w moim domu znaleźli dragi nie świadczy o tym, że należały do mnie. Ktoś mi je podrzucił. A pierwszą osobą, która obraca się w tym środowisku był pierdolony Bieber. Przez jego głupią żądzę zemsty siedzę w pierdlu. Jeśli tylko wyjdę, zabiję go gołymi rękami.

W ogóle wszystko wydaje mi się dziwne. Zabrali mnie na przesłuchanie i wciskali mi, że to moje dragi. Ale, kurwa, nie są moje. Ciągle powtarzałem, że ktoś mi je podrzucił, ale oni widzieli lepiej. Nie znaleźli nawet dowodów na to, że ktoś włamał mi się do domu. Wszystko dla nich było jasne - to ja byłem przestępcą. Kiedy mówiłem, że przypuszczam kto może za tym stać, nie słuchali mnie. Może ich ktoś przekupił żeby tak zachowywali się w stosunku do mnie? Z tego co wiem należało mi się wykonać jedno połączenie do adwokata, czy też do kogoś z rodziny. Ten przywilej również mi odebrali. To było po prostu śmieszne. Chciałem zadzwonić do Sky i powiedzieć o zaistniałej sytuacji, żeby mnie stąd wyciągnęła i się nie martwiła. Nawet nie chcę wiedzieć co sobie pomyśli, jeśli zobaczy, że nie odbieram jej telefonów, a mój dom stoi pusty. Kurwa. Moja komórka leżała w samochodzie. Może sąsiedzi będą na tyle mili i powiedzą jej co widzieli. Oby tak było. Inaczej pomyśli, że ją zostawiłem. Najgorzej się boję, że została bez mojej opieki i stała się łatwym kąskiem dla Malika czy też Biebera. Groziło jej cholerne niebezpieczeństwo, a ja nie mogłem jej od niego uchronić, siedząc w tej pierdolonej celi.

Wstałem z tapczana i chodziłem po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Próbowałem wymyślić jak się stąd wydostać, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nikt nie wiedział o tym, że tutaj byłem. Nie mogłem nawet nikogo zawiadomić. Kurwa mać. Wpadłem w jakieś gówno.

Moje ciało spięło się, gdy usłyszałem zbliżające się kroki. Miałem wielką nadzieję, że przyjdzie ktoś do mnie i powie, że mogę wracać do domu. Zamek w drzwiach ustąpił, a drzwi pancerne otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna po trzydziestce ubrany w skrojony garnitur z teczką w prawej dłoni. Miał czarne bardzo wymodelowane włosy, a na jego nosie widniały duże okulary z czarnymi oprawkami. Za nim zobaczyłem strażnika, którego po chwili odprawił gestem dłoni. Drzwi się zamknęły, a mężczyzna usiadł na krześle przy stole i zaczął wyciągać jakieś dokumenty z teczki. Od chwili wejścia żaden z nas nic nie powiedział. Stałem tak i przyglądałem się temu co robił. Wziął do rąk jakąś teczkę i przeglądał zawarte w niej dokumenty.

- Harry Styles? - Uniósł na mnie swój wzrok.

- Tak - odparłem. - Mogę się dowiedzieć o co tutaj chodzi i ile jeszcze spędzę czasu w tym okropnym miejscu? - Zapytałem na co mężczyzna delikatnie się zaśmiał. Kolejny zjeb.

- Nazywam się Olivier Thredson i zajmuję się twoją sprawą, która nie jest zbyt ciekawa. - Wskazał abym zajął miejsce na krześle naprzeciw niego i tak też zrobiłem.

- Wyciągnie mnie Pan stąd? - Spytałem głosem przepełnionym nadzieją. Prawdopodobnie był moim adwokatem przydzielonym z urzędu.

- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe - popatrzył na mnie litościwie.

Envy || H. S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz