Rozdział 18

979 41 3
                                    

Niall's P.O.V.

Od kilku dni wciąż myślę o Sky i próbuje się z nią skontaktować, ale ona ciągle mnie olewa. Jeżdżę i dzwonię do niej, ale wciąż nie mogę jej zobaczyć. Stęskniłem się za jej widokiem. Kiedy ostatnio dzwoniłem, prosiłem by się spotkać, ale chyba o tym już zapomniała. Dzisiaj postanowiłem, że nie odpuszczę i choćbym miał czekać całą wieczność aż mi otworzy, pojadę do niej i nie odpuszczę tak łatwo. Może jestem dla niej natrętny? Możliwe, że Styles zabrania jej się ze mną spotykać, ale niby z jakiej racji? Nie są razem, czy coś, więc nie mam żadnych przeszkód, by się o nią starać. Chcę jedynie jej przyjaźni, bo to naprawdę świetna dziewczyna i zasługuje na kogoś lepszego niż Harry. Pragnę by na jej twarzy zawsze gościł uśmiech, a nie smutek, który spowodowany jest błędami innych ludzi. Jeśli nie zastanę jej w domu pojadę do jej pracy. Przejdę wszystkie przeszkody.

Złapałem za kluczyki wiszące na haczyku i wyszedłem ze swojego mieszkania, uprzednio go zamykając. Skierowałem się do windy i wcisnąłem guzik z zerem, by przeniosła mnie na parking. Wystukiwałem palcami o poręcz rytm Witchy Woman The Eagles. Gdy usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwieranej windy wyszedłem z niej i skierowałem się w stronę mojego pojazdu. Otworzyłem drzwi automatycznym pilotem i zasiadłem na miejscu kierowcy, następnie zapinając pasy bezpieczeństwa. Wyciągnąłem jeszcze komórkę i wybrałem numer do Sky, przyłożyłem urządzenie do ucha i wyczekiwałem aż odbierze. Pierwszy sygnał nic, drugi też nic. Dopiero po trzecim sygnale usłyszałem jej głos.

-Słucham?-Powiedziała zaspanym i zachrypniętym głosem.

-Cześć, jesteś w domu?-Spytałem na samym początku.

-Niall, umm.. to nie jest dobry moment byś przyjeżdżał i widział mnie w takim stanie jakim się znajduję.

-Tym bardziej przyjadę. Zaraz będę, nie ruszaj się nigdzie.-Bez wyczekiwania na jej zgodę bym mógł przyjechać rozłączyłem się, a komórkę rzuciłem na siedzenie obok. Odpaliłem silnik i wyjechałem z ciemnego parkingu, gdzie oślepiły mnie promienie Słońca. Wyciągnąłem ze schowka moje czarne Ray Bany i założyłem je na nos. Od razu poczułem ulgę. Po drodze mijałem zwykłych przechodniów, zmierzających wolnym krokiem przed siebie, kolorowe szeregówki i dzieci bawiące się na podwórku. Gdzieniegdzie przechadzały się zakochane pary. Szkoda, że nie mogę być tak szczęśliwy jak oni..

Zaparkowałem na podjeździe pod domem Sky. Kiedy z niego wysiadłem zamknąłem drzwi pilotem z lekkim trzaskiem. Moją uwagę przykuło auto stojące po drugiej stronie jezdni. Mężczyzna w nim był zakapturzony i ubrany na czarno. Nie mogłem zobaczyć jego twarzy ze względu na jego duże okulary przeciwsłoneczne. Kiedy tak mu się bacznie przyglądałem musiał to dostrzec i odjechał z piskiem opon. Wzruszyłem ramionami i skręciłem do werandy. Widocznie Sky nie ma za bardzo przyjaznych sąsiadów. Zadzwoniłem kilka razy dzwonkiem i wyczekiwałem, aż Skylet mi otworzy. Rozglądałem się wokół siebie i zauważyłem piękną hodowlę czerwonych róż; musiała je bardzo lubić. Poprawiłem spadające z tyłka spodnie, a okulary zaczepiłem o kołnierz koszulki. Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na godzinę. Była dopiero dziesiąta pięćdziesiąt. Schowałem urządzenie do kieszeni spodni, kiedy w drzwiach stanęła Sky.

-Jest jeszcze wcześnie, ale chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku.-Wyglądała na przemęczoną, a na jej twarzy można było dostrzec, że dużo wypłakała ostatnim czasem.

-Od kilku dni wszyscy się o to martwią. Poradzę sobie.-Lekko się uśmiechnęła.

-Co im mówisz?-Chciałem jej pomóc w jakikolwiek sposób.

-Że dam radę.-Odpowiedziała krótko.

-Wierzysz w to?-Spytałem zaciekawiony.

-Spytaj jutro. W domu można porozmawiać. Wejdziesz?-Odsunęła drewnianą powłokę zachęcając bym wszedł.

Envy || H. S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz