120

2.1K 132 20
                                    

Podchodzę do czajnika, gdy woda jest zagotowana i zalewam nią herbaty. Dodaję do nich cytrynę i stawiam na stole obok tostów, które przygotowałam chwilę wcześniej.

Spałam dzisiaj lepiej niż pamiętam w ostatnim czasie. Nie wiem czy to przez ulgę z powodu tego, że Lauren znów była ze mną, czy przez coś innego, ale nie zamierzam się skarżyć. Planuję wrócić do zielonookiej, żeby nie była sama, gdy się obudzi. Nie chcę żeby jakiekolwiek negatywne emocje nią targały. Po prostu chcę dla niej spokoju, na który zasługuje bardziej niż inni.

-Camz! Camz! - słyszę krzyk szatynki oraz bardzo szybkie odgłosy kroków, co ewidentnie wskazuje na to, że biegnie w moją stronę - Camila! - przeklinam się w myślach za to, że nie przyszłam do niej na czas. Tak czy inaczej nie przypuszczałabym, że gdy się obudzi będzie aż tak przerażona.

Ruszam w kierunku, z którego dochodzi krzyk, by jak najszybciej dać Lo do zrozumienia, że tutaj z nią jestem i nie musi się martwić. Nim w ogóle zdążam opuścić kuchnię para ramion owija się wokół mojej szyi, a drobne ciało wpada na moje z takim impetem, że jestem zmuszona zrobić kilka kroków w tył dla utrzymania równowagi. Gdy na swoich ustach czuję moją ulubioną parę warg i to, że wykrzywiają się w uśmiech, jestem bardziej zdezorientowana niż śmiałabym przypuszczać.

Jej uśmiech powinien mi się udzielać, lecz w tym przypadku powoduje niepokój. Nie wiem jak mam odbierać takie zachowanie w sytuacji, kiedy ostatnie o co posądziłabym zielonooką, to uśmiech. I to tak szeroki jak czuję na swoich ustach. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że nawet nie oddałam pocałunku, aczkolwiek zamiast zrobić to po czasie odrywam się od dziewczyny i patrzę na jej twarz, by upewnić się, że mi się nie zdawało.

Uśmiecha się. Szeroko. Właściwie, to na twarzy ma coś na wzór radości, a nawet ekscytacji.

-Nie miałam dzisiaj koszmaru - mówi uśmiechając się jeszcze szerzej niż dotychczas, rujnując moje założenie, że to niemożliwe.

Analizuję w głowie jej słowa. Wyspałam się dzisiaj i faktycznie nie przypominam sobie, żebym została obudzona w nocy. Nie było płaczu, nie było przerażenia w zielonych oczach.

-Nie miałaś dziś koszmaru - mówię bardziej do siebie niż do dziewczyny, aczkolwiek po chwili przenoszę na nią całą swoją uwagę - Lo, nie miałaś dziś koszmaru! - na mojej twarzy pojawia się uśmiech podobny do tego u szatynki, gdy wreszcie do mojej świadomości trafia sens tych słów.

W przypływie emocji podnoszę osiemnastolatkę i obkręcam parę razy wokół własnej osi. Po odłożeniu jej, przyciągam ją do siebie najbliżej jak to możliwe chwytając w talii. Tym razem to ja jestem tą, która napiera na usta drugiej. Głupia byłam, że tyle myślałam poprzednim razem zamiast cieszyć się miękkością jej warg. Zielonooka układa dłonie na mojej twarzy i przytrzymuje mnie jeszcze na kilka sekund od momentu, gdy próbowałam się odsunąć.

-To dzięki tobie - szepcze w moje usta opierając czoło o moje i głaszcząc palcami moje policzki - śniłaś mi się. Wszystko dzięki tobie.

Przesuwa jedną z dłoni na mój kark, by przyciągnąć mnie do kolejnego pocałunku, który tym razem trwa zaledwie kilka sekund. Dopiero teraz zauważam, że wciąż ma na sobie moją koszulkę. Zapewne musiała wstać i od razu tutaj przybiegnąć.

W zupełności ją rozumiem. Samej ciężko mi dobrze określić jak bardzo szczęśliwa jestem, że po tylu miesiącach wreszcie miała chociaż jedną spokojną noc. Zaczynałam się już bać, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, księżniczko - mówię w jej włosy, gdy jest do mnie całkowicie przytulona - dziewczyny dzisiaj przychodzą, będziesz mogła im powiedzieć. Przynajmniej Dinah. Będzie bardzo szczęśliwa.

But my heart knowsWhere stories live. Discover now