70

3.4K 205 97
                                    

-Hej DJ - mówię do przyjaciółki, gdy wchodzi do mojego salonu.

Już dawno ustaliłyśmy z nią, Normani i Ally, że jeśli drzwi są otwarte, to nie muszą dzwonić dzwonkiem. Mogą po prostu wchodzić. Gorzej z ich domami. Dziewczyny mieszkają z rodzinami, więc normalnym jest, że wciąż dzwonię dzwonkiem, gdy przychodzę do którejś z nich. Oczywiście to wszystko nie tyczy się Lo, która posiada klucze do mojego domu i może przychodzić, kiedy chce. Nie ważne czy jestem w środku, czy mnie nie ma.

-Hej Mila - blondynka podchodzi i mnie przytula - jest może u ciebie Lauren? Byłam u niej i dom jest zamknięty.

-Wiesz, że mogłaś napisać? Nie musiałabyś wtedy tyle chodzić.

-Wiem, ale z tobą też chcę porozmawiać, więc stwierdziłam, że po prostu wpadnę. To problem? W czymś przeszkadzam? - pyta ze zmarszczonymi brwiami.

-Nie, no co ty, siadaj - wskazuję ręką na kanapę - chcesz coś do picia?

-Um... - osiemnastolatka wygląda jakby zastanawiała się nad odpowiedzią na najtrudniejsze pytanie świata - wodę?

-Robi się - odpowiadam, po czym wstaję, by przynieść blondynce szklankę wody.

Podchodzę do lodówki, a następnie otwieram ją, by wyjąć dzbanek z wodą z cytryną.

-Może być z cytryną?! - krzyczę, by się upewnić.

-Tak! - nalewam pełną szklankę, a następnie wracam do salonu chowając uprzednio dzbanek z powrotem do lodówki. Kładę szklankę na stoliku obok kanapy, aczkolwiek niepotrzebnie, gdyż Dinah od razu bierze ją w dłoń i pociąga duży łyk - dzięki.

-Luz - uśmiecham się lekko do dziewczyny i siadam na kanapie - tylko jak będziesz gadać z Lauren to ostrożnie dobieraj słowa. Okres jej się spóźnia i jest z tego powodu strasznie przewrażliwiona. Oprócz tego, ma pełno ran po tym całym... zdarzeniu i jak tylko przypadkiem dotknie uszkodzonych miejsc, to od razu zaczyna ją boleć, co wcale nie pomaga jej w pozostaniu spokojną.

-Chwila. Jak to okres się jej spóźnia? - mimika twarzy DJ wyraża mocne zaniepokojenie. Myślałam, że to przez informacje o ranach Lo, a nie przez spóźniający się okres.

-No normalnie. Mówiła, że powinien się jej zacząć jakieś pięć dni temu - trochę nie rozumiem skąd pytanie brązowookiej - no nieważne. O czym chciałaś ze mną porozmawiać?

-Lauren śpi? - o co chodzi? Czemu olała moje pytanie?

-Dinah co się dzieje?

-Ugh, po prostu chcę mieć pewność, że tutaj za chwilę nie przyjdzie - dlaczego każde następne zdanie wychodzące z jej ust niepokoi mnie bardziej i bardziej?

-Tak, śpi. Teraz powiesz mi do czego zmierzałaś?

-Tak, słuchaj, chodzi o tego ohydnego gościa, który zrobił to Lauren - że co? Co niby z nim nie tak? Ma trafić do więzienia. To i tak mała kara za to okropieństwo, które zrobił mojej księżniczce. Gdybym to ja dorwała go przed policją, miałby znacznie większy problem.

-Mówiłaś, że zostanie skazany. Że pójdzie siedzieć. Nawet mi nie mów, że coś się w tej sprawie zmieniło.

-Nic się nie zmieniło, na pewno skończy w pudle. Chodzi o to, że... on zeznał, że nie zrobił tego tak po prostu, ale za wszystko zapłaciła mu niejaka Lucy Vives - no na pewno.

O ta podła szmata. Jak można być aż tak nieludzkim? Wiedziałam, że jest suką, ale w życiu nie pomyślałabym, że dopuści się czegoś takiego. I to wszystko tylko dlatego, że uwzięła się na Lo? Niech ją tylko dorwę. Nie zostanie z niej nic, co by chociaż w połowie przypominało człowieka.

But my heart knowsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora