Rozdział 17 MKID

33 1 0
                                    


-Magenta... - szepnął- Magenta... Tylko czemu Magenta?- popatrzył szaleńszym wzrokiem na Elizabeth. Niemożliwe. Niemożliwe?- mówił do siebie, po czym zwrócił się do niej-  Elizabeth nie uwierzysz co Ci teraz powiem... Nie dość, że jesteś z Gallifrey, to do tego jestem prawie pewny, że znam twoją matkę. Może bardziej... znałem. Mam dla Ciebie dobrą i złą wiadomość. 

- Zaczynasz mnie przerażać. Ale w sumie już się zrobiło dziwnie, więc dawaj, ciekawe z jaką bombą teraz mi wystrzelisz. 

- No to... tego. Po pierwsze to co wspominałem o niebiańskim owocu... To dotyczy magenty, typowej na Gallifrey, a co ciekawe...

- tak? 

- To imię twojej mamy, przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedyś znałem pewną Magentę, była w związku z Kadenem. Przed Wielką Wojną mieli córeczkę. Myślę, że to ty.  Niestety nie wiem co stało się z nimi później. 

- W sumie, to mnie nie zdziwiłeś, bo skoro jestem z Gallifrey, to raczej wiadomo, że moi rodzice są stamtąd.  Pomożesz mi ich znaleźć? Mówiłeś, że nic nie zostało z tej planety, ale może zdążyli uciec. TARDIS może zna odpowiedź, może spróbujemy sprawić by nas tam zabrała?

Doktor dalej, po tylu latach, czuł wstyd i całą gamę negatywnych emocji w związku po utracie jego ukochanego domu. Poczucie winy nie dało mu zapomnieć o tak wielkiej tragedii. Myśli o tym nawiedzały go codziennie. Teraz, koszmar się pogłębił. Istna pamiątka tego pamiętnego wydarzenia, teraz stała przed nim. Piękna, wysoka, 30 letnia kobieta. A do tego prawdopodobnie, córka znajomych mu Gallifreyańczków. 
 W tle ich rozmowy, ich przemyśleń, poza ich bańką chwilowych wzburzeń, TARDIS dalej szalała. Jej wnętrze zmieniło się, ale nie w całości. Doktor zauważył, że niektóre z elementów już zna, a inne są mu jeszcze zupełnie obce. 

- Czy TARDIS zmieszała się między moimi wszystkimi regeneracjami?- pomyślał.

Jednakże fakty, miał tuż przed sobą. Popatrzył na konsolę, tak bardzo skojarzyła mu się z Rose. Chwilowa dawka ciepła przepłynęła przez jego ciało. Wydawało mu się, że czuje zapach morza, widzi ziarenka piasku obok schodów na piętro. Wspomnienia osłabiły jego ciało, jednakże umysł musiał dalej być dostępny. Był świadomy, że teraz to ona pomogłaby mu rozwiązać całą sytuację. Tak bardzo za nią tęsknił, lecz nie okazywał tego światu zewnętrznemu. 

- Czas ruszyć dalej- rzekł

- Co masz na myśli?

- Aaa mówię do siebie.- odpowiedział. Wskazał na wnętrze TARDIS- Najwyraźniej moja kapryśna dama chce nam coś powiedzieć. Pomieszała elementy. To pewnie twoje działanie, twoja obecność.

Wskoczył na schodek we wnętrzu pojazdu. Rozejrzał się jeszcze raz. Na stoliku obok, stał kubek z ołówkiem w środku. 

- Ha! Donna. - powiedział cicho z nostalgią. - Elizabeth wsiadaj, lecimy się przewietrzyć. - zakończył. 

Ogromna przestrzeń, wiatr we włosach i zapach świeżości, cudowna mieszanka. Stali na szczycie klifu, najpewniej gdzieś w Szkocji. Bryza przeszywała ich ciała, ale wcale im to nie przeszkadzało. 





Nieziemskie MarzenieWhere stories live. Discover now