Rozdział 9

159 20 5
                                    

  *27 lat wcześniej*

- Witam Państwa. Tak jak rozmawialiśmy przez telefon, dzisiaj nastąpi spotkanie. Proszę się przygotować. Mała jest trochę płochliwa.

Na twarzy Victorii Brown było widoczne napięcie. Nie umiała ukryć swojego zdenerwowania. Bała się, że dziecko to wyczuje, a nie chciałaby go wystraszyć. Jej mąż, Phillip próbował ją jakoś wspierać, trzymając za rękę. Był tam tylko ze względu na żonę. On nie marzył o potomstwie. Nie, po ostatnio zaistniałych wydarzeniach.

- Jeśli chcą Państwo spędzić z nią trochę czasu, to proszę bardzo. A jeśli nie, to należy zastukać dwa razy w drzwi. Chciałbym zauważyć, że nie powinno się decydować pod wpływem emocji. A w naszym ośrodku znajduje się bardzo dużo dzieci, jeśli nie ona, to może ktoś inny, prawda?

Dla Victorii jego słowa wydały się okrutne. Mówił o tych dzieciach jak o towarach, nie tak postępuje się z ludźmi!

- Dobrze. Co miałem jeszcze... Wiecie państwo, nazywa się Elizabeth, to już chyba mówiłem. Dla jasności, to imię otrzymała tutaj. Pierwotnego nie zdołaliśmy się dowiedzieć, przybyła do nas w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedyne co przy niej znaleziono to pluszak i koc, a na nim dziwny haft. Nie wiemy do końca co miał oznaczać. Przedstawiał dziwne kółka i na nich jakieś kropki. Nie otrzymaliśmy żadnych informacji o jej rodzicach czy prawdziwym imieniu. Możliwe nawet, że pochodzi z innego kraju. Dziecko w tym wieku jeszcze nie mówi w pełni, ale powinna posługiwać się chociaż prostymi słowami. Mamy wrażenie, że nie zawsze rozumie to co mówimy. Stąd to podejrzenie. W każdym razie teraz jest już lepiej niż na początku. Zaczyna coraz lepiej reagować, ale czeka ją trochę nauki.

- To jak mamy się z nią na początku porozumieć? Przecież musimy ją jakoś poznać.

- Wie Pani jak to z dziećmi. Samo jej zachowanie, uśmiech lub jego brak. Wszystko da się odczytać z mimiki. Spokojnie, będzie dobrze.

Phillip dalej siedział w ciszy i tylko przysłuchiwał się rozmowie. Typowe dla niego, ale Victorii to nie przeszkadzało. To ona rządziła w tym związku, a on to doskonale wiedział i nie sprzeciwiał się jej.

- Dobrze. W takim razie, udajmy się do Elizabeth.

Weszli do małego szarego pokoju. Wyglądał bardzo depresyjnie. Victorii przypominał najgorsze sale w szpitalu, gdzie pracowała. Znajdowało się w nim dużo mebli, w tym dwa łóżka piętrowe oraz jedno osobne, nieco mniejsze, specjalnie przeznaczone dla Ellie. Tylko ono było w jakiś żywszych kolorach. Uwagę zwracał wystający łóżka, duży, różowy pluszak. Miał kształt robaka, co Victorii wydało się obrzydliwe. Ulubiona zabawka małej dziewczynki. Przed przyjściem państwa Brown, poproszono resztę dzieci, by wyszły z pokoju. Chciano, by mieli jak najwięcej intymności, spokojnej rozmowy, a raczej wspólnej zabawy.

Dostrzegli małą, ciemnowłosą dziewczynkę. Siedziała obok łóżeczka i malowała okręgi na kartce papieru. Wydawała się tym niezwykle zajęta, zawzięcie powtarzała ten sam wzór. Nie zwróciła uwagi na nowe osoby pojawiające się w pokoju.

Victoria ubrana w obcisłą spódnicę z trudem usiadła obok niej. Phillip stwierdził, że jak zawsze woli obserwować i usadowił się na jednym z łóżek.

- Zostawię was samych. - poinformował Dyrektor

Pani Brown pokiwała głową i zagaiła do małej dziewczynki:

- Witaj Elizabeth. Nazywam się Victoria. A to - pokazała na męża - jest Phillip

.Wreszcie zyskali jej uwagę. Z ciekawością popatrzyła na ich dwójkę.

- Ceś. - powiedziała z lekkim wysiłkiem.

- Fajnego masz pluszaka. Ma jakieś imię?

- Tsepiotka.

- Może się nią pobawimy? - zapytała Victoria, chcąc wziąć zabawkę do ręki.

Mała dziewczynka szybko rzuciła się z krzykiem w stronę różowego robaka.

- Nje! Ona moja. Moja ona.

Ostatnie zdania małej Lizzy wyraźnie rozbawiły siedzącego na łóżku Phillipa, który skrycie uśmiechał się, nie chcąc zwracać na siebie uwagi.

- Oj, dobrze. Przepraszam, nie gniewaj się na mnie Ellie. To co? Lizak na zgodę? - spytała, wyciągając z torebki duży, kolorowy łakoć.

Dziewczynka wzięła go z zachwytem. Na jej twarzy po raz pierwszy pojawił się uśmiech.

- Mam nadzieję, że będzie Ci smakował.
Na chwilę obie ucichły, a mała wolno jadła swoją zdobycz.

- Co rysowałaś zanim przyszliśmy? Może porysujemy razem?

A w jej stronę powędrowała mała rączka z różową kredką.

- Mas. Lazem.

Victoria w tym momencie już wiedziała, że ta słodka istotka zostanie jej córką.

I właśnie tak się stało.

Nieziemskie MarzenieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora