Rozdział 13

243 17 7
                                    

Witam nielicznych. Mam nadzieję, że się wam spodoba nowy rozdział. Już niedługo następny ;) Mam mały problem twórczy, wiem co chcę przekazać, a nie wiem jak. Haha. Może jakoś zbiorę się w sobie i jednak dokończę w najbliższym czasie to ff. :) Pozdrawiam  

Po powrocie do TARDIS Doctor stwierdził, że czas porozmawiać z Elizabeth. Wiedział, że jest ciekawa i chciał jej dużo wytłumaczyć. 

Lizzie stała przy panelu sterowania i z zaciekawieniem  mu się przyglądała. 

- Masz do tego jakąś instrukcję? Chciałabym tym kiedyś posterować.

- Nie TO, tylko JĄ. TARDIS, to ONA.  I nie, nie mam. Wszystko mam tu - wskazał na swoją głowę. 

- Gdzie się tego nauczyłeś?

- Każdy Władca Czasu musi to wiedzieć. 

Na jego twarzy pojawiła się konsternacja. Zastanawiał się czy opowiedzieć jej wszystko, czy tylko naznaczyć ogólny zarys, aby chociaż minimalnie zaspokoić jej ciekawość.

- Jak się zostaje Władcą Czasu Doctorze?

Doctor wziął głęboki wdech, rozejrzał się po sali kontrolnej. Tak niedawno wyglądała zupełnie inaczej. Wiedział, że pewnie w najbliższej przyszłości zmieni się na jeszcze inną. Ale nie tylko ona... On również. Na panelu sterowania świeciły różne kontroli, Doctor bacznie się im przyglądał. Wreszcie wyrwał się z zamyślenia:

- Zacznijmy od tego, że trzeba być Gallifreyańczykiem. Aby zostać Władcą Czasu trzeba uczyć się w Akademii Galliffrey. Każdy jest tam wysyłany w wieku 80 lat..

- Co? ilu? 

- 80 lat, a kończy mniej więcej, gdy ma 350 lat. 

- To ile wy żyjecie?

- Na pewno dłużej niż ludzie - odpowiedział z uśmiechem. - Kontynuując, w Akademii jest podział na rozdziały, mamy: Arcalian, Cerulean, Dromeian, Patrex, Prydonian, Scendles. Każdy określa inny typ osobowości i inne predyspozycje. W Akademii wszyscy otrzymują własną TARDIS, którą hoduje się w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. Coś jakby żłobek.

- Ciekawa jestem, do którego rozdziału ja bym się zakwalifikowała... 

- Jestem pewien, że nie dałoby się Ciebie przydzielić do jednego z nich. Łączysz w sobie za dużo dobrych cech... Gdzie chcesz teraz jechać Elizabeth Brown?

- Nie zmieniaj tematu, opowiedz mi coś jeszcze. A co do następnej podróży... Może weźmiesz mnie na swoją planetę? 

-...

  Niezrażona brakiem odpowiedzi na poprzednie pytanie: 

- Wszystkie TARDIS tak wyglądają? 

- Heh, nie. Moja ma zepsuty Obwód Kameleona i ten wygląd już został. Powiem szczerze, że taka mi się podoba. 

Przybliżył się do panelu, pomasował jego brzeg. 

- Sexy - szepnął.

Nie chciał opowiadać Ellie o Wojnie, nie był gotowy. Samo wspominanie tamtych wydarzeń wzbudzało w nim żal i smutek. Gdyby tylko mógł, cofnąłby się w czasie. Chciałby uratować to wszystko co tak kochał. Tęsknił za swoją ojczyzną, za swoją ukochaną planetą. Co dziwne, Elizabeth wzbudzała w nim coś co kojarzyło mu się z Gallifrey. Dalej nie wiedział co, ale czuł jakieś nietypowe COŚ, gdy tylko znajdował się blisko niej. 

Elizabeth podeszła do zamyślonego Władcy Czasu. 

- Wszystko w porządku? Może jednak nie chcesz o tym mówić?- zapytała z troską, łapiąc go lekko za ramię. 

- Nie powiedziałem Ci jeszcze czegoś...Jestem Władcą Czasu, to już wiesz... Ale nie takim tam Władcą Czasu. Jestem ostatnim, jedynym we wszechświecie, Elizabeth Brown... I już nigdy nie zobaczę innego. Nie zobaczę rodziny, nie spotkam moich przyjaciół... Nie zobaczę cudownie pomarańczowego nieba, tych srebrzystych liści błyszczących przy każdym podmuchu wiatru, czerwonej trawy... I pól pełnych Arkytiorów... Moich kochanych Arkytiorów. - podszedł do krzesła znajdującego się blisko panelu i oparł się na nim całym ciężarem. Następnie usiadł ciężko wzdychając. 

- Och Doktorze... 

Usadziła się obok niego. Nie wiedziała jak się zachować, nie umiała pocieszać. W takich sytuacjach nigdy nie wiadomo co powiedzieć.  

- Doktorze... Nie chcę żebyś cierpiał, naprawdę. Jeśli nie chcesz, to nie opowiadaj.

- Na Gallifrey była wojna. Wielka wojna Czasu z Dalekami. Walczyliśmy, przegraliśmy. Planeta zniknęła na zawsze. 

- To naprawdę przykre. Jak Ci się udało uciec? Czemu tylko Ty przeżyłeś?

- Gdybym tylko mógł, to cofnąłbym się w czasie i wszystko naprawił. Niestety, nie jest to możliwe. 

- Czemu? Przecież mówiłeś, że TARDIS może podróżować gdzie tylko chce i kiedy tylko chce. 

- Nie w tym wypadku. Nie zrozumiesz... To takie wibbly, wobbly.. timey, wimey rzeczy. A teraz powiedz mi czy dalej chcesz ze mną podróżować?

- Oczywiście, że tak!

- To gdzie lecimy teraz?

- Może podrzucisz mnie do domu po kilka rzeczy... Niby jest tu wszystko co potrzeba, ubrania, jedzenie... Ale jednak wolałabym zabrać kilka swoich przedmiotów. 

Przenieśli się  z powrotem do Londynu. Wylądowali idealnie w salonie małego mieszkanka Lizzy. Czerwona kanapa zyskała kilka nowych zarysowań i przetarć dzięki TARDIS. Wszystkie kartki przyklejone do ścian  spadły wraz z podmuchem wiatru towarzyszącemu przylotowi niebieskiej budki. Znajomy dźwięk hamulców zadźwięczał w uszach ich obojga. 

- Tylko coś wezmę i lecimy. - Powiedziała szybko wyskakując z kosmicznego pojazdu.

Doktor wyszedł tuż za nią, usiadł na kanapie i porozglądał się trochę po pomieszczeniu. Na ścianach znajdowały się fragmenty taśm, po kartkach. Były to głównie jakieś zapiski, ale też zdjęcia. Po lewej stronie, tuż obok TARDIS stało biurko, na nim ogromna ilość zapisanych papierów, ułożona, a raczej chaotycznie rozrzucona po całej jego długości. Przez chwilę przyglądał się krzątającej Elizabeth. Wstał i zamierzał zajrzeć też do innych pokoi. Jednakże, gdy tak chciał zrobić, zrzucił z kanapy biały kocyk. Wylądował na ziemi. Doktor schylił się i podniósł kawałek materiału. Wyglądał na stary i wręcz wskazane byłoby wypranie go. Zdziwił się, gdy dotknął tak przyjemną tkaninę. Dawno się z nią nie spotkał. 

- Przecież to niemożliwe... 

Rozwinął go bardziej. Na rogu znajdował się wyszyty napis w Circular Gallifreyan. 

- To nie jest możliwe.

- Doktorze? Jestem gotowa, idziemy?

- Elizabeth, skąd masz ten kocyk?

- Nie wiem, jest z dzieciństwa. Chyba dostałam go jeszcze od biologicznych rodziców. Wydaje mi się, że mnie w nim znaleziono. A co?

- Wiesz co jest tu napisane?

- Mówisz o tych dziwnych kółkach na boku? To chyba nic nie znaczy.

-Elizabeth... To jest napis w rdzennym języku Gallifrey.  

- Jak to? Co oznacza ten napis?

- "Kocham Cię". 

Nieziemskie MarzenieUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum