Rozdział 3

219 23 7
                                    


Witam ;) Byłoby mi bardzo miło jakbyście zostawiali jakiś ślad po sobie jak czytaliście. Jestem ciekawa, czy to co pisze jest w ogóle warte zachodu. Proszę o odzew! Miłego czytania

***


Dziś miarka się przebrała. Kończę z tym.

Tego dnia Elizabeth stwierdziła, że to przewyższyło już wszystko. Więcej nie zniesie.  Napisała te dwa zdania w łazience, w firmie, gdzie pracowała. Postanowiła, że zawiesza swój dziennik. Miał pomagać w sytuacjach kryzysowych... Niestety to co działo się w jej głowie, nie dało opisać się w słowach. Przynajmniej ona tak twierdziła.

Jednakże co stało się tego dnia?

Zacznijmy od samego początku...

Lizzie wstała o 5, by zdążyć wykonać wszystkie niezbędne czynności przed wyjściem do pracy. Jak zwykle zaczęła od dobrej kawy z ekspresu i smacznego śniadania. Uważała, że dobry dzień należy zacząć od dobrego posiłku.

„Jak mawiała moja mama: „ Zjedz porządne śniadanie, to nie tylko poprawi twój nastrój, ale i efektywność  tego co robisz!"

Tak... Jej matka pisała testy do reklam, jeśli się nad tym zastanawialiście.

Codziennie rano po zjedzeniu, brała zimny prysznic, jakoś musiała się obudzić. Tak sobie to tłumaczyła.  Później następowały inne czynności jakie wykonuje normalny człowiek. Gdy zostawał jej czas, wychodziła wcześniej, by zakupić jeszcze gazetę przed jazdą autobusem lub wejście do metra. Poranne przygotowania, to był swego rodzaju jej rytuał. Zawsze wyglądał tak samo.  Dlatego też, ten dzień nie zaczął się dla niej inaczej. 

Za racji tego, że nie mieszkała wcale tak blisko centrum Londynu, codziennie musiała dojeżdżać. Podróż autobusem zajmowała około 2,5 godziny, a metrem około 40 minut. Widać i czuć różnicę, jednakże nie zawsze metro jest bezpieczne, dlatego często, gdy nie śpieszyła się zbytnio, korzystała także z autobusów. W Londynie komunikacja miejska jest nieźle ukształtowana, więc problemów dużych nie miała. Jako dobry pracownik nigdy nie spóźniała się do pracy. W sumie, nic ją nie trzymało w domu, brak życia towarzyskiego powodował, że i tak wychodziła dość wcześnie.

Tego dnia - sprecyzujmy go do czwartku- zdecydowała, że jednak pojedzie szybszym środkiem, tak zwanym „ tube".  Lekko i szybko szła na stację, czuła się wyjątkowo dobrze.  Może spowodowała to też, jej nowa czarna sukienka. Myślała, że zapowiada się -pierwszy od dawna -lepszy moment, że depresja zmniejsza się choć odrobinę.  Z wyjątkowo pozytywnym nastawieniem weszła do metra i usiadła naprzeciwko pani  z małym dzieckiem. Przyglądała mu się z uśmiechem, zastanawiając się:

„ Jakby znalazła już swoją drugą połówkę, to od dawna już miałabym takiego bobo... Ale mnie nikt nie chce, Heh... Ale słodko się uśmiecha ten dzieciaczek".

Po  dłuższej chwili koło niej dosiadł się bardzo przystojny mężczyzna, mniej więcej w jej wieku. Niewinnie popatrzyła w jego stronę, aby chociaż przez chwile podziwiać kogoś, kto nigdy nie będzie należał do niej. Był niezwykły. Wysoki brunet z lekkim zarostem i  zarysem mięśni, a jego ciało opinała niebieska koszula w kratkę.  Obserwowała go patrząc od góry, aż do dołu, a potem popatrzyła w stronę jego oczu. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że on także się na nią patrzył. Gdy ich spojrzenia się spotkały,  jego kąciki ust lekko się podniosły, w dość można by powiedzieć, seksowny sposób. Lizzie troszkę się speszyła tą sytuacją i szybko odwróciła wzrok. Rzadko spotykała się z zainteresowaniem płci przeciwnej, więc nie czuła się pewnie w takich tematach. W życiu miała tylko jednego chłopaka, z którym zerwała po bardzo krótkim czasie.  Brakowało jej go, wiele razy planowała, że do niego napisze, zadzwoni. Niestety jej wrodzona nieśmiałość zabraniała jej wychylania się. Zawsze była przez to na siebie zła.

W tym przypadku z niezręcznej sytuacji wyciągnął ją jej przystanek. Szybkim krokiem wyszła metra, obracając się ostatni raz, by spojrzeć na przystojniaka. On też wyszedł. Nie przejęła się tym, po prostu szła już do pracy.

„Nawet nie mam co o nim marzyć... Po prostu pójdę do tej cholernej roboty".

W drzwiach wejściowych biura stał szef. Obleśny gość z dziwną bródką.

- Dzień dobry.

- Witaj Lizzie. Super wyglądasz! – przyjrzał jej się od dołu do góry, w dość perwersyjny sposób.

- Dziękuję Panu- odpowiedziała starając się uśmiechnąć.

Poszła w pośpiechu do windy, aby jak najszybciej oddalić się od mężczyzny. Tego dnia, pracy było bardzo dużo. Miała za zadanie zakończyć kolejny projekt i przygotować się do prezentacji na jego temat.

Elizabeth bardzo nie lubiła publicznych wystąpień. Ogólnie zwracania na siebie uwagi, to krępujące. Zawsze wolała słuchać, być gdzieś z boku. Jednakże w pracy musiała robić takie rzeczy, za to dostawała pieniądze. A  jak mogłaby egzystować bez nich?

Mimo, że nie przepadała za tym co robi, to ten dzień dość szybko jej mijał. W okolicach 2 godzin do końca, do wyczekiwanego wyjścia, zadzwonił telefon.

Nieziemskie MarzenieWhere stories live. Discover now