21. Lloyd

940 96 8
                                    

Nie powiem, że nie byłem zdziwiony kiedy wczoraj ojciec powiedział, że zabiera mnie następnego dnia do kina. Poza domem, szkołą i samochodem nie widuje go nigdzie indziej. Mówił też coś o poprawie naszych relacji, ale czy ja wiem. Nagle zaczęło mu zależeć? Myślę, że może czegoś ode mnie chcieć. Ale czego?
Mimo tej niewiedzy, zgodziłem się z nim pójść. Nie chciałem sprawiać mu przykrości, a poza tym, kto nie poszedłby do kina jak proponują ci za darmo?

Tak myślałem wczoraj wieczorem, ale dzisiaj, kiedy ubierałem bluzę zacząłem się zastanawiać, czy to był na pewno dobry pomysł. Pewnie się tam zanudzę. Ojciec nie ma pojęcia jakie filmy lubię.

W końcu jednak zszedłem na dół i wcale się nie zdziwiłem, kiedy ojca tam nie było. Wziąłem klucze, zamknąłem drzwi i wpakowałem się na przednie siedzenie obok ojca.
- Na co idziemy - spytałem w połowie drogi, nie mogąc znieść już tej ciszy.
- Zobaczysz - odpowiedział tylko, nie odwracając wzroku z drogi.
Czego ja się spodziewałem. Rozbudowanego wypracowania na temat filmu, na który idziemy? Przecież to było pewne, że nic się nie dowiem. Dlatego nie odezwałem się do niego do końca drogi, a on do mnie. Widać jak zależy mu na odbudowaniu naszych relacji.

Zostałem jednak strasznie zaskoczony, kiedy podeszliśmy do kasy i ojciec poprosił o dwa bilety na nową część ,,Fritza Doneganna". Tata sam na pewno nie poszedłby na ten film. Spojrzałem na niego pytająco, ale on jak zwykle na mnie nie patrzył. O co chodzi? Przejrzał mój pokój? A może pomyślał, że na to się chodzi z dziećmi, więc mnie zabierze, bo nie da się ukryć, że byłem jedynym szesnastolatkiem na sali kinowej, który przyszedł z ojcem. Większość osób była oddemnie młodsza. Nie licząc ich rodziców oczywiście.

Wychodząc z seansu, cały czas myślałem o tym co dopiero zobaczyłem i nawet nie zauważyłem, że weszliśmy do kawiarni, gdzie ojciec zamówił dla siebie kawę, a dla mnie shake. Tata nie jest takim zwolennikiem herbaty jak jego brat.
- Jak podobał ci się film? - spytał się mnie ojciec po raz pierwszy, kiedy czekaliśmy na nasze zamówienie.
Zdziwiłem się, że to on zaczął rozmowę. Skończyłem, więc rozglądać się po lokalu i spojrzałem na niego.
- Skąd wiedziałeś co lubię? - spytałem, bawiąc się przy tym serwetką, po którą przed chwilą sięgnąłem.
- Czyli ci się podobał? - powiedział, czekając na moją reakcję. Jednak gdy nie usłyszał odde mnie odpowiedzi, westchnął i powiedział - spytałem się twojej mamy, na co byś chciał  pójść.
- A od kiedy z nią gadasz? - spytałem, trochę już zdenerwowany - i pewnie to wcale nie był twój pomysł, tylko jej.
- Lloyd... wiem, że nie jestem idealnym ojcem, ale chcę to jakoś naprawić.
- Wiesz, mam już szesnaście lat - odparłem chyba trochę za głośno, bo ludzie przy stoliku obok się na nas spojrzeli - chyba jest trochę za późno.
- Nie unoś się - upomniał mnie ojciec, sam przy tym podnosząc głos. Zabawne - Sam wiesz, że jako dziecko byłeś... - zaczął, jednak skapnął się o czym zaczął mówić i w połowie przestał.
Nie musi mi przypominać jaki byłem. Wszyscy doskonale w rodzinie pamiętają jaki byłem okropny i jak dużo robiłem problemów. Obiecaliśmy jednak do tego nie wracać. Zmieniłem się i chciałem, żeby ludzie widzieli we mnie teraz tylko tego Lloyda. Ale jak widać niektórzy nie potrafią!
- No śmiało - krzyknąłem - powiedz wszystkim jaki to byłem pyskaty, kłamliwy i zbuntowany! Jeśli nadal mnie takiego widzisz, to czemu nie.
Po tych słowach, wstałem od stolika i wybiegłem z kawiarni. Ręce mi się trzęsły, więc straciłem kilka sekund, otwierając drzwi i ojciec dogonił mnie zaraz po przekroczeniu progu lokalu.
- Lloyd, przepraszam - powiedział i wskazał mi ręką, żebym usiadł na pobliskiej ławce.
Nie wiem czemu, ale go posłuchałem i usiadłem, zakrywając dłońmi oczy. Lloyd spokojnie, powiedziałem do siebie w duchu, gdy poczułem jedną pojedynczą łzę, spływającą mi po twarzy.
- Nawet nie wiesz jak ciężko jest żyć z rozwiedzionymi rodzicami - szepnąłem, już nie chamując łez.
Poczułem, że usiadł obok mnie. Nie spojrzałem na niego. Nie chciałem, żeby ktokolwiek zobaczył moje oczy teraz. Chłopacy w liceum nie płaczą. W ogóle chłopacy nie płaczą. Przez to wszystko stałem się bardziej wrażliwy.
- Wiem, że nie jest łatwo - powiedział w końcu Garmadon - i wiem, że z matką ci tego nie ułatwiamy... Ale pamiętaj, że oboje zawsze będziemy cię kochać.
- Po co mi to mówisz? - spytałem, wycierając nos o moją zieloną bluzę.
Będę musiał ją później dać mamie do prania.
- Bo to prawda - westchnął ojciec.
- Dlaczego... - zacząłem, ale słowa uwięzły mi w gardle - dlaczego, się mną nie interesowałeś przez te ostatnie kilka lat?
- Naprawdę tak to odbierałeś? - westchnął ponownie.
- A jak miałem niby odbierać twoją totalną ignorancję?
- Spokojnie - powiedział, słysząc ponownie mój podniesiony ton, pewnie się bał, że znowu ucieknę - chciałem tylko, żebyś się dobrze zajął edukacją... żebyś w przyszłości miał dobrze.
- Ale ja chcę żyć teraźniejszością - sapnąłem - i czy na pewno nie martwiłeś się, jak ty będziesz wyglądać w świetle moich poczynań?
- Lloyd nie ważne - odparł - ja też chce się zmienić, tak samo jak ty się zmieniłeś. Ludzie popełniają błędy.
- Nie chcesz zacząć od pozbycia się tych mundurków - zażartowałem - są okropne.
Ojciec spojrzał na mnie, a potem zaczął się śmiać.

Po tym co mi przed chwilą powiedział, dało mi nadzieję. Naprawdę uwierzyłem w jego słowa i mam nadzieję, że nie są one rzucone na wiatr. Czy nie jestem zbyt łatwowiernym człowiekiem? Może. Ale zacząłem wierzyć w ludzi. Moja zmiana sprawiła, że rozumiem, że każdy może stać się kimś zupełnie innym jeśli tego zapragnie. Dlaczego w takim razie tak wątpiłem w Morro? Wyrządził mi krzywdę to prawda, ale czy ojciec mi jej też nie wyrządził? A jemu chcę dać szanse.
- Mam pomysł - powiedziałem nagle do ojca - możemy zrobić w któryś dzień kolację i pozapraszać gości?
- Jeśli tego chcesz - wzruszył ramionami ojciec.
- Zaprosimy naszych starych przyjaciół i rodzinę - zaproponowałem - spotkamy się wszyscy i wyjaśnimy sprawy.
- Wiesz, że to nie będą łatwe rozmowy - spojrzał na mnie tata.
- Tak - odpowiedziałem - ale mam nadzieje że zakończą się z uśmiechem na twarzy.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Donde viven las historias. Descúbrelo ahora