30. Cole

730 79 10
                                    

Obudziłem się dość wcześnie rano i zostawiłem Jay'owi karteczkę, że idę na siłownię. Jednak w ogóle tam nie dotarłem. Po pierwsze dlatego, że miałem już dość podnoszenia ciężarów na ten tydzień, a po drugie, dlatego, że musiałem załatwić parę spraw na urodziny mojego rudego przyjaciela.

Kilka dni temu byłem u rodziców Jay'a, którzy poprosili mnie o spotkanie. Dowiedziałem się, że oszczędzali na urodziny ich syna i chcieli, żebym pomógł im z organizacją. Opowiedziałem im o planie moim i Walkera, jednak nie chcieli żeby mój ojciec miał to na głowie. Długo dyskutowaliśmy, w końcu wpadłem na pomysł, żeby przenieść imprezę do ulubionego miejsca Jay'a czyli salonu gier. Przesłałem do wszystkich ściśle tajną wiadomość o zmianie lokalizacji i zacząłem czas przygotowań. Jak ciężko było to ukryć przed Jay'em! Na dodatek jego rodzice poprosili mnie, żebym namówił go na powrót do domu. Jednak wiedziałem, że mnie nie posłucha, dlatego zaproponowałem, żeby wpadli na imprezę. Walker mnie za to zabije! Jednak bardzo chciałem żeby pogodził się z rodzicami. I to nie dlatego, że już mam dość dzielenia swojego pokoju. Wiem, że mu ich też bardzo brakuje i chociaż dobrze nam się razem mieszka, nie czuje się on stuprocentowo jak w domu.

Od rana byłem więc bardzo zabiegany. Pojechałem do cukierni odebrać zamówiony tort, do spożywczego po jakieś przekąski i alkohol, ułożyłem playlistę, zawiozłem wszystko na miejsce i uzgodniłem z właścicielem lokalu dekoracje. Na koniec wpadłem do maka. Należało mi się coś do jedzenia, a poza tym wiedziałem, że Jay się ucieszy jak mu coś przywiozę.

Spędziliśmy razem cały dzień na jeżdżeniu do naszych ulubionych miejsc. I w końcu przyszedł czas na niespodziankę dla Jay'a. Pojechaliśmy do salonu gier, a on nie mógł powstrzymać zszkokowania i uśmiechu na twarzy. Cieszę się, że mogłem go uszczęśliwić. Kiedy mój najlepszy przyjaciel jest zadowolony to ja też.
- Najlepsza impreza urodzinowa w dziejach! - krzyknął piegus i tym rozkręcił przyjęcie.
- Zaczekaj jeszcze - powiedziałem do niego - to nie koniec.
- Cole, nie wiem czy po tym możesz mnie jeszcze zaskoczyć - odparł mój przyjaciel.
- Chcę jednak, żebyś przy nas otworzył to - podałem mu niewielkie pudełko prezentowe.
Chłopak oczywiście nie mógł się powstrzymać i od razu rozerwał wstążkę. Trochę się zdziwił, gdy na dnie zobaczył tylko kawałek kartki.
- Pamiętam jak mówiłeś, że nie stać cię na kurs na prawo jazdy - oznajmiłem - więc złożyłem się z paroma osobami i o to masz.
- Mam najlepszego przyjaciela na świecie - odparł dumnie Jay, a mnie się zrobiło ciepło na sercu.
- Cześć chłopaki - w tym momencie podeszła do nas Nya - nieźle się spisaliście.
- To nie tylko nasza zasługa - odparłem.
- Może w coś zagramy? - zaproponował Jay.
- Muszę jeszcze coś zrobić - powiedziałem - ale wy idźcie zagrać.
Mrugnąłem do chłopaka, mam nadzieje, że załapał o co mi chodzi. Ma chwile z Nyą dla siebie. Niech to dobrze wykorzysta. A ja naprawdę muszę załatwić jeszcze jedną rzecz.

Wyszedłem na zewnątrz, gdzie czekali już na mnie rodzice Jay'a.
- Możecie wejść - zapewniłem ich.
- Powiedziałeś już Jay'owi? - spytał mnie Ed.
- Jeszcze nie - przyznałem - ale jest w dobrym humorze. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko rozmowy z wami.
Niestety nie byłem jednak tego pewny. Ale co miałem powiedzieć?
Weszliśmy więc do środka. Przyniosłem rodzicom mojego przyjaciela po kieliszku szampana, jednak nie chcieli go wypić. Na szczęście nie zmarnował się, bo Kai szybko go nam skonfiskował, to znaczy wypił za nich. Daliśmy Jay'owi chwile na granie w gry. Obserwowaliśmy go jak tańczy z Nyą na tej konsoli do tańca, po czym poszedłem po niego.
- Jay, ktoś chce z tobą pogadać - powiedziałem.
- Kto? - spytał, jednak po chwili osłupiał, gdy zobaczył przy drzwiach swoich rodziców. - Nie będę...
- Proszę, chociaż ich wysłuchaj - przerwałem mu.
- Słuchaj Cole, nie rozumiesz - westchnął - nie powiedziałem ci ostatnio o czymś.
- Wiesz, gdyby to nie były twoje urodziny to bym się obraził - zaśmiałem się.
- Mówię poważne - zauważyłem, że teraz nawet zbyt poważnie jak na Jay'a.
- O co chodzi? - spytałem.
- Ostatnio dowiedziałem się... kto jest moim biologicznym ojcem
- Naprawdę? - uniosłem brew ze zdziwienia - kto?
- Cliff Gordon - westchnął Jay.
- Nie mówisz poważnie.
- Przecież ci mówiłem że tak - odparł chłopak - jak ja mam niby o tym pogadać z rodzicami?
- Jay, jeśli nie jesteś gotowy to im o tym nie mów - powiedziałem - przyjdzie odpowiedni czas, ale chodź wysłuchać chociaż co mają do powiedzenia.
- No dobrze - uległ w końcu - ale idziesz ze mną.
- Przecież to nie moja sprawa - odparłem, jednak nie miałem wyboru, bo chłopak pociągnął mnie za sobą.
- Jay! - krzyknęła matka rudzielca, gdy zobaczyła, że się zbliżamy - jak dobrze cię widzieć.
- Wszystkiego najlepszego synu - Ed wręczył Jay'owi małe pudełko, które chłopak oddał mnie, a ja odłożyłem je na stertę prezentów.
- Mamo, tato - odparł ponuro mój przyjaciel, spoglądając na rodziców.
- Skarbie, proszę wróć do domu - odrazu do konkretów przeszła Edna - wiesz, że chcemy tylko twojego dobra.
- Nie chcieliśmy cię skrzywdzić - ciągnął dalej Pan Walker - wiedzieliśmy, że masz prawo wiedzieć i od dzisiaj możesz podejmować wszystkie decyzje sam, bo jesteś pełnoletni, ale wiedz, że dopóki żyjemy, możesz mieszkać na złomowisku.
- Też nie chciałem was skrzywdzić - odparł w końcu Jay - przepraszam was, po prostu musiałem sobie to poukładać w głowie.
- Och Jay - oboje przytulili swojego syna.
- Tęskniłem - wyszeptał.
Uważałem, że jestem już zbędny w tej rozmowie, więc powoli odszedłem do tłumu ludzi. Dobrze, że pogadali. Czuję, że zrobiłem wszystko, żeby impreza się udała. Teraz przyszedł czas na zabawę. Jednak przez rodziców Jay'a, automatycznie pomyślałem o swoich. O ojcu, dla którego jestem rozczarowaniem, przez to, że nie chcę iść w jego ślady. I o matce, która zmarła dawno temu, kiedy byłem mały. Lou i Lily. Nie chciałaby, żebym kłócił się z ojcem. Powinienem coś z tym zrobić.
Poszedłem, więc do Jay'a i powiedziałem mu, że załatwię coś bardzo dla mnie ważnego i wrócę. Później mu wszystko wytłumaczę. Wsiadłem do samochodu i jechałem z około 40 minut. W końcu dojechałem na miejsce. W sam raz, żeby zdążyć na ostatni występ. Podszedłem pod wielką scenę, która stała na środku rynku. Zobaczyłem mojego tatę i jego przyjaciół jak robią to co kochają, czyli tańczą i śpiewają. Jak na swój wiek naprawdę dobrze się trzymają. Od dawna nie widziałem występu Kowali Melodii. Ojciec się przyzwyczaił, że nie chcę z nim jeździć na koncerty. Jednak dzieci jego przyjaciół czasem się pojawiały. Musiał być smutny, gdy inni mieli kochające ich osoby przy sobie, a on nie miał nikogo.
- Jestem okropnym synem - zdałem sobie sprawę.
Powiedziałem to na głos, więc ludzie stojący dookoła mnie, dziwnie się na mnie spojrzeli.
Gdy piosenka się zakończyła, poszedłem za kulisy. Od razu zauważyłem ojca i podbiegłem do niego.
- Cole, co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Przyjechałem cię zobaczyć - odpowiedziałem mu.
- Myślałem, że nie obchodzą cię takie rzeczy...
- Może to nie jest moje hobby - przyznałem - ale chcę cię wspierać w tym co robisz.
- Cole... - zaczął ojciec, jednak nie dałem mu skończyć.
- Chcę być chociaż w połowie takim synem, jakiego zawsze chciałeś mieć.
- Cole, zawsze chciałem takiego syna jakim ty jesteś - powiedział tata i przytulił mnie, na co się zdziwiłem, bo w naszym domu dawno nie było takich czułości.
- Kocham cię tato - również się do niego przytuliłem.

Jak przeżyć liceum i nie zwariować /Według Lloyda Garmadona/Onde histórias criam vida. Descubra agora