-Wcale nie. Ona nie potrafi się na mnie obrażać. Prawda, Camila? - zielonooka mówi głośno swoje spostrzeżenia, które poczyniła prawdopodobnie podczas całego okresu naszej znajomości.

Szczerze mówiąc tylko ja wiem jak bardzo ma rację, ale nie przyznam jej tego. Nie w tym momencie. Choć raz chcę to wygrać.

-Wkopałaś się, Jauregui - Ally mówi zafascynowana faktem, że byłam w stanie po raz kolejny nie odpowiedzieć.

-Laur, jeśli dalej tak pójdzie, to będziesz musiała wyjść i wrócić z kwiatami - Mani daje mojej księżniczce ostrzeżenia chichocząc. Wiem co sobie teraz myśli i gdyby nie to, że cały czas, któraś z pozostałych dziewczyn na mnie zerka, to posłałabym swojej przyjaciółce porozumiewawczy, głupawy uśmiech.

Zielonooka nachyla się i odstawia talerzyk z tortem na stolik następnie opierając o niego widelczyk. Wstaje z kanapy i poprawia dół swojej białej sukienki w drobne granatowe kwiatki, która pomimo tego, że jest dość luźna idealnie podkreśla jej ciążowy brzuszek. Jestem tak zajęta podziwianiem, że ledwo się orientuję, kiedy Lauren ponownie siada na kanapie, lecz tym razem zaraz obok mnie. Zgina nogi w kolanach i pozwala im spocząć na kanapie tak, że stykają się z moim udem, a dziewczyna jest lekko zwrócona w moją stronę.

-Camzi... - mówi przeciągle układając jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą zaczesując kosmyk swoich włosów za ucho. Jej twarz jest znacznie bliżej mnie niż się tego spodziewałam.

Czy wspominałam już jak cudownie Lauren dzisiaj wygląda? Jej nie do końca suche włosy opadają falami na ramiona podkreślając szczegóły twarzy, która jestem prawie pewna, że została wyrzeźbiona przez najwybitniejszych antycznych artystów. Tylko ona potrafi wyjść z basenu i wyglądać jakby właśnie spędziła trzy godziny u fryzjera. Jej oczy błyszczą tak bardzo, że mam wrażenie, że gdy nie patrzyłam ktoś zamknął w nich cały wszechświat. Ta dziewczyna powinna uszanować moje prawo do wolności i zakładać opaskę na oczy.

Gdy dociera do mnie, że zaczynam w nich tonąć chaotycznie przerzucam spojrzenie niżej. Błąd. Jej pełne, malinowe usta wręcz testują moją silną wolę i samozaparcie. Gdyby nie to, że usilnie staram się udawać urażenie brakiem poparcia z jej strony jej wargi już dawno dotykałyby moich.

-Camz - mruczy.

Błądzi czubkiem nosa po moim policzku jednocześnie przesuwając dłoń z mojego ramienia na mój kark. Podczas tego gestu jestem jeszcze w stanie nijak nie zareagować, ale gdy zaczyna delikatnie go drapać moje ciało odpowiada gęsią skórką, której nie kontroluję. Przecież nawet najtwardsza skała ma jaką temperaturę topnienia. Dotyk Lauren sprawia, że robi mi się ekstremalnie gorąco.

Dziewczyna to zauważa przez co na jej usta wkrada się usatysfakcjonowany uśmieszek. Powoli gramoli się na moje kolana ostatecznie siadając na nich okrakiem. Wolną rękę podobnie jak pierwszą zarzuca na mój kark, lecz zamiast drapać bawi się moimi włosami.

-Kochanie - szepcze mi do ucha tym swoim cholernie ochrypłym głosem.

Czuję jej gorący oddech na swoim policzku, kiedy jej usta muskają moją skórę. Ale nie całują. Tylko dotykają. Na chwilę zabiera ręce z mojego karku jedynie po to, by złapać moje i opleść nimi swoją talię, a następnie ułożyć jej własne w tym samym miejscu, co wcześniej. Nie zabieram ramion z jej talii, a nawet wbrew sobie przyciągam dziewczynę do siebie na tyle na ile pozwala mi jej brzuszek.

W tle słyszę chichot dziewczyn ale nie jestem w stanie skupić na tym uwagi. Jedyne o czym potrafię w tym momencie myśleć to usta Lauren, które znajdują się coraz bliżej moich. Gdy wreszcie jej wargi lądują na moich w niebywale delikatnym pocałunku muszę zebrać całą silną wolę z mojego ciała i użyć jej na raz, by go nie oddać.

But my heart knowsWhere stories live. Discover now