-Rozdział 1-

8.3K 292 377
                                    

Biegłam po piaszczystej dróżce, czując w nogach rwący ból. Po moich policzkach ściekały łzy, a włosy, które wydostały się z wysokiego koka, osłoniły moją twarz niczym satynowa zasłona okienną szybę. Odgarnęłam je dłonią, nie zatrzymując się ani na chwilę. Po raz pierwszy w życiu czułam się zdradzona i oszukana. I po raz pierwszy byłam tak cholernie wściekła. Ja, dziewczyna, która nad wszystkim zawsze starała się panować, dała się omamić jak małe, naiwne dziecko. A niech cię, Loganie! — pomyślałam, wbiegając do spowitego mrokiem lasu.

Kiedy znalazłam się na obszarze lasu, który uważałam za moje miejsce na ziemi, moją oazę, zwolniłam. Przez kilka długich minut starałam się unormować oddech, opierając ręce na kolanach i głośno oddychając. Nawet nie wiem, dlaczego biegłam; nikt mnie przecież nie gonił. Chyba najzwyczajniej w świecie pragnęłam znaleźć się w miejscu, w którym od dziecka udawało mi się znaleźć spokój i wewnętrzną równowagę. 

Usiadłam na sporych rozmiarów skale, która mile chłodziła moje rozgrzane ciało, nie przejmując się tym, iż moja nowa sukienka może się przemoczyć od zebranej na niej cienkiej warstwy rosy. Spojrzałam na przejrzysty strumień płynący w niewielkiej dolince przede mną. Tego właśnie mi było potrzeba, pomyślałam, wsłuchując się w kojący szum wody i liści drzew, które otaczały mnie z każdej strony. 

Kiedy nieco się uspokoiłam, do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia sprzed pół godziny.

Razem z przyjaciółkami udałam się na imprezę, której — jak co tydzień — organizatorem był mój chłopak Logan — kapitan szkolnej drużyny koszykówki. Kojarzycie te wszystkie książki, w których „zwyczajna dziewczyna" zakochuje się w przystojnym sportowcu z bogatego domu i, o dziwo, ze wzajemnością? W moim przypadku było podobnie, niestety nie doszło do oczekiwanego happy endu. Na domówce na Exchange Road, która była taka, jaka z reguły powinna być: głośna, zaburzająca spokój sąsiadów i przepełniona alkoholem, nakryłam swojego „księcia z bajki" w łóżku z jedną z tych dziewczyn, które należą do grupki pustych, wrednych i nakładających zdecydowanie zbyt dużą ilość tapety na twarz. Niezłe upokorzenie, co?

Dziwiłam się, dlaczego akurat zrobił to z  n i ą. Była ode mnie ładniejsza? Ani trochę. Mądrzejsza? Ha. Ha. Jasne. Miała większe cycki i tyłek?

I tu leży pies pogrzebany. 

Od zawsze wiedziałam, iż Logan lubi, jak on to mówił, „ładne i kształtne kobiety", które mną nie były, nie sądziłam jednak, że wykroczy poza przestrzeń zwyczajnego patrzenia na nie. Jasne, byłam idiotką. Większość ludzi ostrzegała mnie, że ten przystojny mięśniak będzie w stanie mnie zranić, ale ja — jako człowiek o naturze buntownika — postanowiłam sama się o tym przekonać. Tak więc teraz siedziałam na środku lasu, z rozmazanym tuszem na połowie twarzy (że też musiał skończyć mi się ten wodoodporny!) i wypłakiwałam oczy, mimo iż z Loganem byłam raptem pięć miesięcy w związku. Długo wytrzymał, nie ma co!

Poczułam wibracje dochodzące z wnętrza mojej pokrytej cekinami torebki. Kiedy wyciągnęłam z niej telefon komórkowy, na wyświetlaczu dostrzegłam imię Rebekki.

 — Gdzie ty, do diabła, jesteś?! — wydarła się w momencie, w którym przystawiłam telefon do ucha.

Skrzywiłam się.

Pewnie, ucieknij z imprezy, na której zdradził cię facet, a twoja przyjaciółka jeszcze na ciebie nawrzeszczy.

— Wróciłam do domu — odparłam zmęczonym głosem. Nie chciałam jej okłamywać, ale gdybym powiedziała, że w całkowitej ciemności udałam się do lasu, uznałaby mnie za wariatkę. Do tego kazałaby mi stamtąd uciekać, by przypadkiem ktoś mnie nie zamordował. W normalnych okolicznościach też pewnie bym na nią nawrzeszczała i to jeszcze głośniej niż ona na mnie, ale w tamtym momencie zwyczajnie nie miałam na to siły. 

Pod osłoną nocyWhere stories live. Discover now