43. Przemowa

2.3K 119 0
                                    

Melanie

Na weselu atmosfera zmieniła się całkowicie, było głośno, słychać było śmiechy, a w tle leciała muzyka. Wyglądało to, jak dwie strony człowieka, raz spokojny i cichy, w innej sytuacji rozrywkowy i lubiący zabawę. Wynajęliśmy salę na obrzeżach miasta, jak najbliżej osady, żeby wilki nie miały większych problemów z transportem. Eve nie było. Na moim wieczorze panieńskim była tylko do momentu, kiedy już wracałyśmy do ukrytego miasteczka. Nie wiedziałam, czy coś się jej stało, czy Vincent jej nie pozwolił. Miałam przynajmniej pewność, że dotarła do domu. Oczywiście odwiozłyśmy ją zamówioną limuzyną, trzeba się w końcu trochę rozerwać, nie? Ale starałam się cieszyć, w końcu, jak powiedziała wczoraj Aleksa, „ślub jest jeden, więc napić się możesz". Nie stawiałam oporów, Eve z resztą też nie. Na chwilę poszłyśmy do nocnego klubu, ale kiedy jakiś typ „niechcąco" przesunął ręką po Vi, dostał w pijacką mordę i ewakuowałyśmy się z lokalu.
Oprócz ostrych komentarzy dziewczyny, musiałyśmy ją namówić na opuszczenie baru, już wystarczająca ilość osób widziała zamieszanie. Sytuacja, w której zamiast poszkodowana, to typ był na wygranej pozycji. Dodatkowo, jakby wszyscy się wcześniej umówili, nikt z obecnych nie widział,
żadnego napastowania, gdzie żadna kobieta bez zgody dotykana być nie może. Czasami świat schodzi na psy, dlatego miejsc tego typu postanowiłyśmy unikać na przyszłość. Żadna z nas nie wspominała o tamtym incydencie panom, z wiadomych względów, w szczególności mate Veroniki, po co psuć nastrój. Później, kiedy wróciłyśmy, ustawiła tarczę i celowała w nią lotkami. Narzekała, że nie ma tam tego kolesia. Po kolejnym kieliszku wyznała, że jak Greg wyczuje na niej zapach innego faceta, to jej nie da spokoju. Rozpłakała się, a czarny tusz pojawił się wokół jej oczu. Wszystkie obiecałyśmy z ręką na sercu, że jeśli będą z tego problemu, to się za nią wstawimy. Co do tej pory nie było takiej potrzeby.

Miałam przyjemność przedstawić Eric'a cioci i wujkowi, którzy nie spodziewali się wcześniej, że sprawy tak szybko się potoczą. Mama zapewne pochwaliła się siostrze już przed naszym ślubem znajomością. Padło kilka pytań, uśmiechów, złożyli odrazu życzenia i dostaliśmy prezent. Później wszystkie takie podarunki zapakowaliśmy do samochodu. 

Podczas pierwszego tańca, musiałam zepsuć sobie tę chwilę i przypomniałam sobie, co stało się z salonem. Wolałam, kiedy był w stonowanych barwach, ale gdyby te kleksy były bardziej „znośne", nie byłoby problemu, może jakiś inspirujący obraz. Tylko nie były akceptowalne, przez co będzie trzeba przemalować na nowo. Chciałam żyć godnie, a nie codziennie patrzyć na nierównomierne plamy, których cześć spłynęła w dół. I ten piękny napis... mogłam potraktować to równie dobrze za obrazę, co zamierzałam kiedyś wykorzystać. Zawsze lepiej mieć w zanadrzu przykład, którego użyje się w kłótni. Ale koniec teraz z wrogą atmosferą, wesele było delikatne.
Głupio to mówić, ale czułam się jakoś wolna, spełniona. Obawy, że nikogo sobie nie znajdę znikły wraz z założeniem małżeńskich obrączek. Byłam jego, a on był mój. Z każdym kolejnym krokiem w tańcu, widziałam jego śmiejące się oczy, człowiekowi było wtedy lżej.
Miejsce do tańczenia było na świeżym powietrzu, w pobliżu widać było zadbaną altankę, wokół której zasadzono krzewy obrośnięte teraz białymi płatkami. Na jej dachu  wiły się bluszcze.

Nadszedł czas na przemowę, którą zdecydował się wygłosić przyjaciel Eric'a, Sean. Mój świeżutki mąż zapewnił, że będzie świetnie, bo zna go od dziecka i wie, że nic mu nie odpali. Kiedy podchodził do mikrofonu, usłyszałam, że to on wpadł na wybitny pomysł radykalnej zmiany otoczenia cudzego domu. Niech ja go tylko dorwę. Znajomy Eric'a, który zniszczył główne pomieszczenie, miał być dobry w takim wygłaszaniu? To było chyba przeciwieństwo bycia poważnym.
- Najpierw chciałbym przywitać się ze zgromadzonymi, jeśli ktoś nie wie kim jestem, znam Eric'a od czasów, kiedy bawiliśmy się w berka, jak widać był lepszy, bo złapał sobie dziewczynę, a już dzisiaj żonę. Był dla mnie, jak brat, którego zresztą nie miałem. Powiedziałbym, że życzę parze młodej udanej przyszłości, zdrowia, spełnienia marzeń, ale ja nie pójdę tą utartą ścieżką- po tych słowach przysłuchiwałam się uważniej, bo wyczuwałam jakąś nietypowość w przemowie. Chciał modyfikacji, które zrobią go kreatywnym mówcą.- Mam nadzieję, że w tym towarzystwie za rok, może dwa, spotkamy się na chrzcinach- słychać było cichy chichot i szept. Nie ze strony najbliższej rodziny. Myślę, że jeszcze spotkamy się, ale już bez niego- przez moją głowę przeleciała myśl, zerknęłam na mojego mate, czy to wyłapał. Uważam to, za potwierdzenie, bo uśmiechnięty był bardziej niż podczas ślubu, a popatrzył na mnie w stylu zadowolenia.- Żeby nic was nie popchnęło przeciwko sobie i żeby czuwało nad wami szczęście i zgoda, mam nadzieję, że przejdziecie razem przez życie do swoich ostatnich dni i będziecie wspierać się w najtrudniejszych chwilach i pamiętajcie, nie pozwólcie wkraść się nudzie do waszego związku. Za młodą parę i gości- uniósł szampana nalanego do kieliszka i wszyscy wypili toast. Kiedy mężczyzna już odchodził, dodał na końcu: i żeby wszystko było tak dobre, jak ten szampan.
Uniósł kciuki w naszym kierunku, a Eric pokiwał głową jako gest zgody. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam, ale przynajmniej nie powiedział zbyt dużo głupot, więc narzekać nie mogłam. Jeszcze gorszy od tego byłby nudziarz, który nie potrafiłby sklecić zdania, nikt zapewne by go nie słuchał, a tak, to zdobył in zainteresowanie. Zapytałam po namyśle mojego mate, dlaczego jego brat nie przemawiał skoro był jego świadkiem, ale podobno Sean był tak zobowiązany, że nie przeszkadzała mu publiczność. (Nashowi podobno to nie przeszkadzało, ale nie chciał się wcinać, skoro Sean był chętny). Siedzieliśmy przy stole wraz z moimi rodzicami i najbliższą rodziną Eric'a, musiał paść komentarz, czy ta wzmianka o chrzcie była poparta faktami, o czym nie raczyłam wspomnieć. Wybroniłam się, że to nie ja pisałam jego mowę, ale on przecież może wie więcej niż ja. Uśmiech mamy mówił wprost: pamiętaj, trójka. Ojciec, mimo wzruszenia, nie ukazywał tak łatwo swoich przeżyć. Jego twarz wyrażała mniej niż niektóre portrety malowane przed setki laty. Napewno był zadowolony, że jego córka nie będzie już na ich utrzymaniu. Przynajmniej miałam takie wrażenie, choć z drugiej strony, chcieli być przy mnie. W końcu podano obiad, na którego chyba wszyscy z oczekiwali. Wraz z ciepłym posiłkiem grono zaproszonych powiększyło się o dwie osoby, spokojnie, nie było żadnych przypadkowych osób, które chciały załapać się na darmowe jedzenie. Eve znalazła mnie po sukni, która w świetle błyszczała bielą, jak śnieg. Przeprosiła za spóźnienie i opowiedziała mi, że miała problem z upartym Vincentem, który nie pozwolił jej pójść samej, a bronił się, że on tam nie pójdzie. Zapewne tak by się stało, gdyby nie jej silny charakter, podniesiony głos i szantaż. W dodatku Eve nie miała pojęcia o żadnych zmiennokształtnych, watahach ani o więzi, była tego wszystkiego tak samo nieświadoma, jak ja dwa miesiące temu. Wskazałam jej stolik obok, chłopak niechętnie się zmieścił, widać było, że już chce stąd uciekać. Eric też patrzył niego wrogo, a Nash dotrzymywał mu braterskiej pomocy.
- Nie psuj wesela- szepnęłam mu na ucho i dźgnęłam go palcem w brzuch, czego nikt nie zauważył. Uniósł brew i prychnął.
~ On mi go psuje, swoją obecnością.
~ To wyobraź sobie, że go tam nie ma- musiałam przekonywać, jak małe dziecko. Tak samo kapryśny.

Po zjedzeniu, zapowiedziany został wynajęty zespół który zaczął puszczać przyjemne dla ucha melodie, wyszliśmy razem z innymi na parkiet. Eric chyba się bardziej rozluźnił, może dlatego, że zachęciłam go do ruszenia się, a mógł być wtedy z dała od nieprzyjaciela. Charlotte zaczęła pląsać w pobliżu, a Tom musiał ją chwycić, żeby przestała, niczym pacjenta w psychiatryku. Zwróciła uwagę większości osób. Aleksa przytargała Harrego obok i zaczęła śmiać się z przyjaciółki. Tamta pokazała jej język i również odpowiedziała śmiechem. Kiedy Leila podeszła do naszej grupki, chcąc zatańczyć, jak to na siedmioletnią
damę przystało. Stanęłam obok i obserwowałam pokaz. Eric uniósł bratanicę w górę, jakby szybowała, usłyszałam odgłos darcia ubrań. No kto by się spodziewał?

Odruchowo zaczęłam w zdenerwowaniu szukać kto raczył się przemienić. Nie widząc żadnego wilka na horyzoncie, trochę ochłonęłam i spojrzałam na Eric'a, który odstawił dziecko kucając. Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.
~ Muszę jechać zmienić spodnie, podasz mi marynarkę?- nie powiedział tego na głos zważając na otoczenie, które nie było wolne.
Spojrzałam na niego dziwnie i zamiast posłusznie pójść po okrycie, popatrzyłam na niego od frontu. Miałam za nic, że dziwnej wyglądał pan młody w kucającej pozycji, osłaniający się, w gronie tańczących par. Ładne spodnie właśnie pękły na szwie w kroczu. Może to dlatego, że bronił się zaciekle przed krawcową. Zawróciłam do krzeseł, gdzie wisiała beztrosko granatowa cześć garnituru.

Obwiązał się w pasie i ustawił rękawy, aby zasłaniały dziurę, w obecności kolegów zmiennych, nic nie umknęło ich uwadze.
Jeden z nich rzucił:
- A w serduszka nie miałeś?- ze śmiechem zapytał Patrick.
- Do filmów już wszystkie wykupili- uzupełnił Sean.

- Za niedługo będę, jedziesz ze mną?- zapytał czarnowłosy kiedy uwolniliśmy się od tłumu.
- Jasne, sama tam siedzieć nie będę. Przebiorę wygodniejszą sukienkę.
Takiej odpowiedzi pewnie oczekiwał. Mimo niezręcznej sytuacji, był widocznie z siebie dumny. Kierując się na parking, mężczyźni wyszli specjalnie na zewnątrz. I głośno rozmawiając znowu padł temat chrzcin. Nudziło im się chyba za bardzo, ale alkoholem nie gardzili, przecież umilał on atmosferę. Wszystko było dla nich wtedy zabawne.
- Ja wam mówię, kupujcie już prezenty, bo czas naszego kolejnego takiego spotkania może się skrócić.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now