33. Czyli nie?

3.1K 176 8
                                    

Życzenia złożył mi, kiedy wypakowaliśmy się
całkiem. Przeprosił, że może za bardzo przesadza, ale wytłumaczył, że się martwi.
Przez gardło nie przeszłoby mu, że jest zazdrosny, męska duma. Zapytał czy wszytko w porządku, bo wyglądam, jak dziecko w wesołym miasteczku- nie wiem gdzie mam patrzeć i co robić. Ale mogłam z radością przyznać, że energię mam właśnie jak mała dziewczynka. Kiedy był w końcu blisko mnie, mogłam być spokojna, ale nadal czułam jakiś niedosyt.

Później, gdy cała rodzina była już razem, zebrała się w sporej jadalni. Znowu mogłam poczuć się odmienna. Siedziałam pomiędzy Klarą a Erickiem, obok niej siedziała mała. Łącznie było dwanaście osób, bo najstarsza para się do nas przyłączyła. Ale musiałam przyznać jedno, wyglądali na czterdziestkę.
Nie mam pojęcia jak te geny wilka ich tak odmładzają, ale gdyby jakaś firma z kosmetykami takiego dorwała, to napewno coś by wycisnęła. Jak ja błagałam w duchu, żeby nikt mnie o nic nie zapytał, ale prawdopodobieństwo na rozmowę, wzrastało z każdą minutą. Kiedy zjadłam obiad, zaburczało mi znowu w brzuchu, ale to zignorowałam. Byłam w ten dzień jakaś zepsuta. W pomieszczeniu zaczęło być głośniej, kiedy rozpoczęto temat, kto zaprowadzi pannę młodą do ołtarza. Skoro ich rodziców nie było, bracia się nawzajem spierali. W końcu padły kolejne argumenty.
- Jestem starszy- upierał się Nash.
- Ale kocha bardziej mnie.
Było tak jeszcze przez chwilę. W takich momentach głupio jest się uśmiechać, dlatego ledwo się powstrzymywałam. Ciemnowłosa przerwała sprzeczkę.
- Zrobi to jeden z was, a jak się nie pogodzicie, to sama pójdę.
- Jak zwierzęta- zaśmiał się brat Raymonda, który poszedł w jego ślady.
- Dobra, możemy zmienić tak, że pójdziemy razem- zadecydował pan młody. Czekał na odpowiedź.
- Tak zrobimy- popatrzyła na braci z górującym uśmiechem. Wysłuchałam jeszcze kilku planów związanych z ceremonią. To miało być nietypowe przyjęcie. Wieczór kawalerski i panieński mieli mieć w niedzielę, więc nie wiedziałam, jak Eric się zbierze. Wiedziałam jednak, że przedłużymy pobyt, bo nie pozwolę mu prowadzić, kiedy będzie pijany. Nie ma szans mnie od tego odwieźć, ja dobrze wiem, że tam na trzeźwo długo nie będą. Mieliśmy jeszcze połowę dnia na odpoczynek. Chciałam coś zrobić, ale sama nie wiedziałam co. Nadal czegoś mi brakowało.

Eric sobie pięknie zaplanował niespodziankę.
Na chwilę wyszedł i wrócił z tortem. Przestępczość zorganizowana, zaczęli śpiewać sto lat. Każdy zna ten niezręczny moment, kiedy nie wiadomo co zrobić z rękami, gdzie się trzeba patrzeć. Wszyscy uśmiechają się głupawo i dodatkowo kierują wzrok na ciebie. A ja większości jeszcze nie znałam. Myślałam, że na końcu, we fragmencie: a kto? Ktoś zapyta jak mam w ogóle na imię, ale jak już wspomniałam, wszystko było ustalone. Ciasto było naprawdę dobre, wyobraziłam sobie mojego mate w fartuszku, który piecze czekoladowy wypiek. Na mojej twarzy ukazał się banan. Ale to nie było możliwe, on napewno nie potrafił stworzyć czegoś tak smacznego.

Dostałam czerwone róże, które włożyłam do wazonu w domku, postawiłam go na stole.
Odrazu było bardziej przytulnie. Zbliżał się wieczór.

Eric

Dzień był idealny i nic nie miało prawa nam przeszkodzić. Jakby zaczęło padać, to wylazłbym tam na górę i przerwałbym ulewę. Słońce zaczynało powoli się zniżać, a niebo pozbyło się wszystkich szarych chmur. Spacer po plaży był najlepszym rozwiązaniem. Schowałem dyskretnie pudełeczko do największej kieszeni spodni i zaprosiłem moją mate na przechadzkę. Zebrała się w kilka sekund i wyszła wręcz biegiem, energii miała tyle co małe dziecko. Nigdy nie zmęczone. Przeszliśmy niedaleko chodnika i dotarliśmy na plażę. Dopiero wchodząc na piasek, zaczęła iść monotonnie, jakby bryza ją nieco otrzeźwiła.
- Za niedługo będzie zachód słońca- oceniła spoglądając przez chwilę na jasne światło na niebie. Spostrzegawcza jesteś- miałem ochotę odpowiedzieć, ale to miała być miła końcówka dnia. Uśmiechnąłem się na tą myśl. Ściągnęliśmy buty i powędrowaliśmy w lewo. Milcząc szliśmy obok wody, a co jakiś czas morze zamaczało nam kostki.
- Ja rozumiem, że taki spacer ma urok, ale pobawmy się chwilę w berka- zatrzymała się odkładając adidasy. Sięgnąłem do tylnej kieszeni, żeby upewnić się, czy wszystko jest na swoim miejscu. I na szczęście było.
- Nie masz szans- powiedziałem z uśmiechem rzucając obuwie obok.
- To włączam tryb łatwy- odpowiedziała i pognała w kierunku, w jakim przed chwilą spokojnie zmierzaliśmy. Nie wiedziałem kiedy mam wdrożyć mój plan w życie, ale wierzyłem, że trafię na idealny moment. Może wszystko się samo ułoży- miałem nadzieję. Nie wiem kiedy Melanie zaczęła trenować, bo nie była już tak wolna.
Co nie zmieniło faktu, że po chwili to ja uciekałem.

Ale nie spodziewałem się, że po chwili zostanę obciążony balastem, a jeszcze później ten ktoś pociągnie mnie na glebę. Muszę zacząć ćwiczyć koordynację, rozleniwiłem się przy niej. Zdążyłem jeszcze pochylić się bardziej do przodu, przez co siedziałem kilka centymetrów przed Mel, a nie na niej. Zaczęła śmiać się jak opętana.
- Game over- powiedziałem pomagając jej wstać. Otrzepaliśmy się i wróciliśmy w stronę butów, których wciąż nie mogliśmy znaleźć.
- Trudno, chodź, nie marnujmy czasu- Melanie powiedziała niecierpliwie. Nie opierałem się. Najwyżej jutro rano przyjdę i będę biegał za bucikami, plan idealny.
Ściemniło się jeszcze trochę, ale wciąż wszystko widzieliśmy. Nie chciałem dopuścić, żeby nic nie było widać. Słońce zaczęło oświetlać nasze twarze swoimi resztkami.
- Melanie?- zapytałem stając przed nią, na szczęście do mnie nie dobiła.
- Tak?
Wyciągając opornie granatowe pudełeczko, uklęknąłem przed dziewczyną.
- Wyjdziesz za mnie?- zapytałem i byłem pewny, że moje oczy lśniły jakimś blaskiem. Cieszyłem się, ale to zbyt długo trwało, pojawiło się napięcie, brakowało mi tylko takiej muzyki, jak w filmie akcji.
Czekałem na odpowiedź jak przed jakimś katem. Patrzyła w moje oczy, a po chwili wrzasnęła. Jej oczy wręcz zaświeciły żywiej. Opadła na ziemię z krzykiem, a ja spanikowany nie wiedziałem, co zrobiłem źle.
- Czyli, że nie?- zapytałem, a moja twarz zrzedła. Czułem się beznadziejnie bezsilny i coś we mnie zgasło.
Mel zaczęła płakać i zaczęła zwijać się na piasku. Padłem obok niej, aby jej pomóc, choć nie wiedziałem jak. - Co ci jest? Melanie?- próbowałem dowiedzieć co się dzieje. Może była jeszcze szansa? Usłyszałem ryk, a później strzelanie kości, jakby jakaś babcia przykucnęła, a jej kolana miały zaraz pęknąć. Humor mi przeszedł, gdy zrozumiałem co się dzieje, a towarzyszyło to strzelaniu materiału.
- Tylko spokojnie- nie wiedziałem kogo uspakajam, siebie czy ją. Byłem strasznie spięty .
- Czemu nic nie mówiłaś?- zapytałem, ale nie wiedziałem czy mnie słyszy. Krzyknęła jeszcze raz, a ja odsunąłem się trochę. Musiała mieć miejsce.
~ Wyobraź sobie siebie jako wilka- poinstruowałem. Miałem nadzieję, że jakiś to pomoże.
Po chwili krzyku, włosy mojej mate już nie opadały zasłaniając głowę, skróciły się pokrywając ją całą. Szara sierść wyrosła  wszędzie. Czułem, jakbym widział to pierwszy raz. Ściągnąłem bluzę, a potem spodnie. Pozostawiając w bokserkach, przemieniłem się dołączając do mojej przeznaczonej. Przestąpiła z łapy na łapę, a jej zielone oczy bacznie przyglądały się nowym kończynom.
~ Eric?- usłyszałem głos mojego aniołka, w końcu. Była już spokojna i nie słyszałem w końcu cierpienia. To sprawiło ból i mi.
~ No?- zapytałem penetrując ją wzrokiem. 
~ Zgadzam się- powiedziała nawiazując kontakt wzrokowy. Napewno wyglądało to dziwnie, dwa wilki (na plaży), które trącają się łbami. ~ Musimy wrócić bardziej lasem, żeby w mieście nikt nas nie zobaczył.
Pokiwała wilczą głową. Próbowała robić kroki.
A to wcale nie było trudne, było łatwiej niż na czworakach, dostosowanie do środowiska było praktyczne.
~ O Jezu- stęknęła, chyba nadal była w szoku.
Będzie musiała zmienić swój tryb życia. Ale nie przeze mnie. Ten kretyn wszystko przyspieszył. Została mi jeszcze kwestia oznaczenia, żeby żaden kolejny baran nie raczył jej tknąć.
~ Eric? A nie zgubiłeś pierścionka?- zapytała przerażona, jakby to było teraz najważniejsze.
~ Włożyłem z powrotem do spodni. Teraz spróbuj swojego berka.
Chwyciłem zębami ubrania i pobiegłem za szarą wilczycą, której nie tylko warstwa zewnętrzna odmieniła się tego dnia. Narodziła się na nowo.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now