29. Kierunki

3.1K 174 5
                                    

Eric

Kiedy jechałem do szkoły Mel, zadzwoniła do mnie siostra, która nie dawała znaków życia od dwóch lat. Zapewne czegoś potrzebowała, zjawiała się, gdy miała taką potrzebę. Podała mi miejsce spotkania i zgarnąłem ją, pojechaliśmy dalej, wszystko jej wytłumaczyłem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ona. Była moją młodszą siostrą o cały rok. Opowiedziała mi, że znalazła sobie w końcu mate. Zachwalała go, jaki z niego facet idealny.
Mieszkali spory kawałek od naszej watahy, planowali już ślub, ale resztę miała mi opowiedzieć później. Chciałem przedstawić jej moją przeznaczoną, bo była wyraźnie tego ciekawa. Zaparkowałem przed ogrodzeniem, sporo uczniów wychodziło z budynku. W kocu dojrzałem Melanie, która długo się przyglądała, wyglądała, jakby próbowała wyostrzyć obraz w lornetce. Gdy jej się to udało, a moja kochana siostrzyczka musiała przywitać się „tak na poważnie", ruszyła w naszą stronę. Mieliśmy w genach, że lubiliśmy czasem robić na złość. Czułem się jak ten gość z czerwoną flagą, który stoi przed bykiem. Była już trzy metry, dwa, a odliczanie skończyło się, gdy mnie walnęła.
- Nie chcę cię znać!- krzyknęła po wymierzeniu policzka, a ja nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Popatrzyła gromiącym wzrokiem na Evelyn. Nie wiedziała chyba do tej pory, że tak potrafi. Odeszła odrazu w stronę, w którą nie był jej dom. Miałem ochotę krzyknąć, że pomyliła kierunki, ale wiedziałem, że nie powinienem jej drażnić.
Podeszłem do niej szybko i zacząłem tłumaczyć, ale na początku mnie ignorowała.
- Kochanie, to moja siostra, zatrzymaj się wreszcie, chciałem cię przedstawić.
Podziałało, ale nie wiedziałem na jak długo. Nadal była naburmuszona, a jej źrenice dosyć sporo się powiększyły. Zawróciła.

- Miło mi poznać jestem Evelyn- uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. Toczyły ze sobą coś w stylu walki na spojrzenie.
- Melanie- w myślach dodałem, że „mi wcale nie jest miło", a na twarz powędrował mi uśmiech. Była urocza, kiedy była zazdrosna, mogłem się założyć, że ja tak nie wyglądałem.
- Muszę ci skarbie zaparzyć melisę, ale nie wiem czy podziała- dodała Evelyn.

W samochodzie nie zaczynałem nic o złamaniu zakazu i spódnicy. (Krótszej chyba nie miała).
Miałem to w planach po pożegnaniu się z siostrą.

- Byłaś już u Nash'a?- zagaiłem, gdy usiedliśmy w ogrodzie Melanie.
- Zaraz do niego jadę, ale najpierw zaproszę was, w sobotę będzie moje wesele. Nad morzem.
Podała mi kartę z zaproszeniem
- Przyjechałam osobiście, żeby wam to przekazać, z pocztą różnie to bywa.
- A telefon?- wypaliła Mel.
- Wyobraź sobie, że numery się zmieniają, a wolę informować ludzi raczej na żywo, jeśli to coś ważnego. To trochę mało eleganckie, na przykład ktoś umiera i wysyłasz SMS-a?
- Napewno przyjedziemy- wtrąciłem się.- A dzień wcześniej będziemy świętować siedemnastkę Mel.
- Małolata- uśmiechnęła się brązowooka, ale  moja mate wtedy na nią nie popatrzyła. Pewnie zabijała ją w myślach.
- Dużo lata... raz do sklepu raz do szkoły- zaśmiałem się.
Moja przeznaczona nie uczestniczyła w dalszej rozmowie i wstawała, mówiąc że umówiła się z koleżanką.
- Zgoda. Ale najpierw przebieraj kieckę- wskazałem ręką na jej dom.
Ciężko westchnęła i zniknęła w budynku. Czy ja naprawdę jestem taki zły i tak wiele wymagam?

Melanie

Jego siostra wyglądała niemal jak jego żeńska wersja. Ciemnowłosa, ale tym razem oczy jak drugi brat, orzechowe. Oni wszyscy mieli coś ze sobą wspólnego, (oprócz rodziców). Miałam dziesięć minut, więc szybko się przebrałam. Do jeansów przyczepić się już nie mógł. A tak, mógł „zbyt obcisłe". Wsadziłam telefon do torebki i opuściłam teren jego wzroku. I tak z resztą już ich nie było. Eric pewnie zawiózł ją do osady.

Ruszyłam chodnikiem, przypominając sobie trasę do domu Laury. Pogrzebałam w torebce i na szczęście znalazłam zeszyt do angielskiego. Miałyśmy zrobić jakiś dialog o aktorze. Kiedy byłam prawie na miejscu, dziewczyna napisała mi, że będzie w domu za chwilę, miał mi otworzyć jej brat. Odruchowo odwróciłam się, jakbym spodziewała się mojego mate. Nikogo jednak za mną nie było. Na drodze też było raczej pusto, tylko co jakiś czas zabłąkany kierowca przejeżdżał przez boczne drogi. Dom z numerem 73 wyglądał na dziwnie pusty, ale podeszłam do drzwi. Poprawiłam torebkę, która zsuwała mi się z ramienia. Zapukałam.
Dziewczyna nie kłamała, otworzył mi chłopak starszy ode mnie. Jeśli dobrze pamiętałam, to miał około dwudziestki.
- Laury jeszcze nie ma- powitał mnie bardzo uprzejmie.
- Wiem, napisała mi, że zaraz będzie.
- Korepetycje to ona kończy dopiero za kilkanaście minut- odpowiedział, czułam się, jakby zaraz miał zamknąć mi drzwi przed nosem. Byłam po prostu zachwycona. Niestety precyzja niektórych orientujących się w czasie, była do poprawy. Wycofywałam się już i miałam odejść, ale mnie zatrzymał.
- Możesz zaczekać, zaraz do niej zadzwonię- wpuścił mnie do środka, a ja niepewnie weszłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które okazało się salonem połączonym z kuchnią.
- Obejrzyj coś w telewizji, a jakbyś czegoś potrzebowała, to będę na górze
Pokiwałam głową i odłożyłam torbę obok kanapy, wyciągnęłam zeszyt i długopis. Skoro miałam czas, mogłam już zacząć. Wzięłam pilota do ręki i włączyłam losowy kanał, żeby chociaż trochę zagłuszyć ciszę. Zawsze, kiedy było cicho, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

Po jakimś czasie, chłopak do mnie dołączył i zapytał co robię. Opowiedziałam o zadaniu i chwilę porozmawialiśmy, przedstawił się jako Michael. Do drzwi zadzwonił dzwonek, a on dziwnie na mnie popatrzył.
- Klara i rodzice mają zazwyczaj klucze- powiedział, jakby do siebie i wstał. Podszedł pewnym krokiem do wyjścia. Nie pofatygował się nawet sprawdzeniem przez wizjer, kto nas zaszczycił.
Słyszałam tylko otwieranie drzwi, pytanie skierowane do przybysza i huk. Coś zdrowo walnęło w ścianę. Domyśliłam się, że to nie jego rodzina. Wychyliłam się, aby zobaczyć kogo przywiało. I nie zaskoczył mnie bardzo widok Eric'a. Wszedł dalej, zasłaniając drzwi.
- Lubisz tak się bawić?- zapytał, a jego oczy nie pasowały do reszty. Widziałam w nich żal, który nie ukrywał się pod maską.
- Ale ja nie...- moje tłumaczenie zostało przerwane, a chłopak do mnie podszedł.
- Jeżeli mnie nie chcesz, to wystarczy, że powiesz. Chcę wiedzieć, że jestem dla ciebie nikim, zanim zniszczysz mnie całkiem- zabolało mnie to. Uważał, że chcę się bawić kosztem jego uczuć. Ja tylko żyłam, a wszystko robiło mi na złość. Coś wykorzystywało fakt, że robię cokolwiek i wysyłało małych żołnierzy, którzy mieli mi uprzykrzać życie. Miałam zadanie naprawić, to co innym się wydawało.

Wyszedł. Po prostu opuścił mieszkanie i zostawił mnie samą sobie. A i jeszcze nieprzytomnego chłopaka, który leżał pod ścianą. Brakowało tutaj do szczęścia tylko jego rodziny w progu.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now