40. Szkarłat

2.5K 140 12
                                    

Dziękuję za pomoc w pomysłach, bez ciebie to nie byłoby to samo ❤️@ZapomnijMnie
Wiem, że za to mnie zabijesz.

Wrócił się później do auta i po cichu przetransportował sobie ubrania. Wlazł pewnie później oknem. W tamtym czasie biegiem ogarnęłam się, żeby na mnie później nie czekał. Mój genialny mózg uwierzył, że zdążę jeszcze umyć włosy. Kiedy byłam w piżamie, a na głowie zamontowałam niestabilny turban, zauważyłam leżącego Eric'a. Nie wiedziałam, czy rodzice zdawali sobie sprawę, że ktoś u nas nocuje. Jednak chyba lepiej by było, gdyby nie byli tego świadomi. Mimo że nie lubiłam rozmawiać o szkole, teraz musiałam. To był jeszcze mój obowiązek.
- To kiedy zacząłbyś być naszym wuefistą?- naprawdę już to widziałam. Nie podobało mi się tylko, że inne przedstawicielki płci pięknej będą blisko niego. A jak znajdzie ładniejszą?- odezwał się złośliwy głosik, który zadomowił się gdzieś we mnie. Był takim nieproszonym gościem, który ciągle wcina się w moje życie. Ale przecież miał rację, a co jeśli? Wsunęłam się pod kołdrę, choć wcale nie było mi zimno. Oparłam głowę o rękę i leżałam skierowana twarzą do narzeczonego.
- Może od następnego roku, postaram się czegoś dowiedzieć za niedługo.
Ale jak to miało wyglądać? Głupia siedemnastka z panem od wf-u, z pewnością dyrektorka przymknie na to oko... Jeśli chodzi o miejsce, nie powinno być problemu, byłby trzecim nauczycielem od wychowania fizycznego, a sprawowałby się z pewnością lepiej niż ten jeden po czterdziestce. W jaki sposób zdobędzie papiery, jak to wszystko będzie? Los to wiedział, ale to co się ma stać, się stanie. Był gdzieś zapisany i zaplanowany niewiadomo przez kogo. Ale przeznaczenie musiało istnieć, to przecież ono skrzyżowało nasze drogi.
Nie wszystko jest zależne od nas, ale możemy pomagać losowi. Mając marzenia i Eric'a przed sobą, zasnęłam. Czułam jeszcze tylko, jak obejmuje mnie i odrzuca mokry ręcznik.

Miesiąc później

Weszłam po schodach do kościoła, zgodnie z wolą rodziców. Przynajmniej niech to odbędzie się tradycyjnie. Leila przytrzymywała biały materiał sukni, aby nie jechał po ziemi i nie zbierał wszystkich zanieczyszczeń. Miała wrócić do swojej mamy, kiedy już będziemy w środku. Drzwi do świątyni otwarły się wpuszczając więcej światła.

Mój tata zaczął prowadzić mnie do ołtarza, widziałam już mojego mate. Dumnie wyprostowany, wciśnięty w w elegancki garnitur, na który go namówiłam. Granat jakoś mi się podobał u mężczyzn, taki oficjalny. Mój przyszły mąż wyglądał niczym ósmy cud świata. Miał być już mój w stu procentach. Nieważne, czy patrzeć z daleka, czy z bliska, zawsze wyglądał przystojnie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Widziałam gości w dwóch rzędach ławek, które przyozdobione były w czerwone kwiaty. Wśród zgromadzonych, gdzieś z boku mignął mi obraz ciemnej postaci. Była podobna do cienia, a jej twarz była ukryta. Mimo że starałam patrzyć się naprzód, zaczęłam szukać kątem oka podejrzanego przybysza. Byłam zbyt nerwowa, mój organizm sprawił, że buchnęło na mnie gorąco. Powiedziałam sobie w myślach, żeby się uspokoić, bo to tylko wyobraźnia. Stresowałam się tym ślubem, może dlatego, że wszyscy na mnie patrzyli, nie lubiłam być aż tak w centrum uwagi. Wzięłam wdech i spojrzałam na Eric'a, jego twarz wyrażała grymas krzyku. Chciałam się uspokoić, a to pogorszyło jeszcze sprawę. Ale co się stało? To mi się tylko wydaje? Jego wrzask dobiegł do moich uszu, kiedy poczułam odcinające uczucie z tylu ciała, a chwilę potem gwałtowne szarpnięcie. Tak, jakby coś wbiło mi się gdzieś w plecy, przekręciło, a potem ktoś to odrazu wyciągnął. Nie mogłam nawet dokładnie zlokalizować tego miejsca. Opadłam bezwładnie, jak marmurowy posąg. Nie roztrzaskałam się jednak z takim hukiem.
Mój ojciec zniknął, jego dłoń już mnie nie trzymała. Byłam sama. Wszystko stało puste, jakby nic to się nie działo. Mieliśmy się przecież ożenić, to nie jest nic! Leżałam już na zimnej, kamiennej posadce, próbując złapać oddech. Moja dłoń później zamoczyła się w jakimś płynie, był dziwnie ciepły, podniosłam ociężale kończynę, jakby była prawie bezwładna. Moje oczy próbowały się zamknąć, nasuwając mi czerń. Moja głowa przestawała pracować, zwalniała i wszystko zaczęło mi się zamazywać. Podczas kolejnego otwarcia oczu, widziałam leżącą dziewczynę obok. Nie mogłam się mylić.
Stałam po prostu obok siebie. Tej samej Melanie, za którą jej mate zatęskni. Tej, która rumieniła się często w odpowiedzi. I tej samej, która była najszczęśliwsza do tej pory dziewczyną. Moje powieki były zamknięte, a śnieżno biała suknia już taka nie była wszędzie. Po bokach ubrudzoną była czerwienią. Wyglądało to jak okładka filmu romantycznego, kolor róż idealnie pasował do scenerii. Tylko pozostawało jedno pytanie: gdzie ja do cholery jestem? Czym właściwie jestem?
Tą inną mnie, Eric podtrzymywał w ramionach, nadal nikogo więcej tam nie było. Wyglądał, jakby próbował ożywić ciało, delikatnie przez chwilę nim potrząsał.
- Melanie, obudź się kochanie, proszę, nie rób mi tego- pierwszy raz widziałam, jak płacze. Zerwał z siebie marynarkę i owinął ją wokół. Wierzył, że nie jest za późno. Jego mina wykrzywiła się niepodobnie do niego. Pochlipywał tak samo, jak mały, bezbronny chłopczyk. Mi samej zrobiło się smutno. Jednak nie mogłam płakać, jakaś niewidzialna siła mi to uniemożliwiała. Czułam się nieludzko, naprawdę niczym statua. Ruszyłam czymś, co było moją tymczasową nogą i podeszłam do mojego mate. Czułam się lekko, ale byłam częściowo unieruchomiona. Moje emocje zaczęły się psuć, powinnam siedzieć tam z nim i opłakiwać swoją śmierć. Ale coś po prostu mną sterowało. Ile bym oddała, żeby to była głupia gra.
Pogładziłam go ostrożnie po policzku, był tak ciepły, że moja ręka oderwała się, jak poparzona od ognia. Odwrócił się w moją stronę. Popatrzył mi przez chwilę w oczy, ale nie miałam pewności, że naprawdę mnie widzi. Nie odezwał się, ani się nie poruszył. Ja sama nie widziałam, swojej sylwetki. Wątpiłam w jakiekolwiek moje istnienie. Coś działo się ze mną, o czym nigdzie nie wspominano.
Odgarniając włosy martwej dziewczyny, sięgnął po zdobioną broń, leżącą obok. Była ubrudzona przez jej krew, popatrzył na to z obrzydzeniem i goryczą. Z żalem, który drżał w jego zielonych oczach. Straciły pigment, zaczęły robić się nijakie, szarawe. Ta żywa zieleń gdzieś odchodziła.
Złożył delikatny pocałunek na policzku panny w sukni, tak jak żegna się dzieci do snu. Trzymał rączkę przez cały ten czas, próbował ogrzać, nie zważał, że on też jest już ubrudzony.
W szkarłacie też było mu do twarzy. Popatrzył jeszcze raz na ostrze, po sekundzie już nie było w jego ręce, wykonał tę czynność, jak rzecz codzienną. Krzyknęłam bezdźwięcznie, ale to nie było to samo.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now