28. Cel

3.4K 185 2
                                    

Melanie

Człowiek nienawidzi, kiedy nie wie co się dzieje, a ja byłam właśnie w takiej sytuacji.
Nikt również nie lubi być o coś oskarżany.
Czułam, jakbym zrobiła coś złego, a ja nawet nie wiedziałam co. Gadał bez sensu, a jego twarz mówiła jedno: rusz się gdziekolwiek, a zaprzyjaźnisz się z ziemią.
- Jutro nigdzie nie pójdziesz, spakuj się- wydał rozkaz. Byłam jakby skazywana na coś okropnego przed sądem.
- Muszę skończyć szkołę, rodzice mnie nigdzie nie puszczą- postawiłam się, choć wątpiłam w swoje słowa, on mógł robić co zechciał. Tylko skąd miał taką władzę? Kto powierzył tą siłę w jego ręce.
- Musiałabyś chodzić chyba tylko do damskiej, a z tego co wiem, to już chyba takich nie ma. Wracasz ze mną- ton zmienił mu się na ostrzejszy. Ranił uczucia jak nożem. Gdzie prysnęło dawne zaufanie? Odeszło razem z uśmiechem.
- Ty będziesz się im tłumaczył- burknęłam ściskając mocnej plecak. Wysiadłam lekko trzaskając drzwiami.

Byli w pracy. Nie musiałam nikomu mówić, dlaczego przyszłam wcześniej. Nie była to moja wina i nie zamierzałam się przez to im spowiadać. Wchodząc do pokoju, zamknęłam drzwi i okno. Zasunęłam zasłony, chociaż nadal był dzień. Chciałam mieć pewność, że nikt mnie nie obserwuje. Czułam się jak w jakimś filmie akcji, zatuszowując czyjąś śmierć. Nie wypakowałam książek, ani nie odrobiłam lekcji. Czekałam na coś, co miało przyjść samo.
A było to pewne.

Łącznie z rodzicami, którzy przyszli z pracy w podobnym czasie między siedemnastą, zostało zadane najlepiej sprecyzowane pytanie. Każdy chyba to zna: „Jak było w szkole". Przez kogoś, beznadziejnie- ile razy tak pomyśleliśmy, a nigdy tego nie wyjawiliśmy.
- Super.
Moje ulubione kłamstwo.

Nie miałam ochoty nic robić, włączyłam muzykę, aby odłączyć się od problemów. Szkoda, że nie dało się zrobić tego całkowicie.
Zagłuszałam myśli, jak tylko mogłam.
Kiedy czekasz, czas dłuży się bardziej. Tak tez się czułam, jakby się zatrzymał. Eric nie zjawił się w poniedziałek, a wtorek krzyczał: Jesteś gotowa na jutro do szkoły? Wieczór leniwie się zbliżał, a my gdzieś od siebie się oddalaliśmy.
Byłam chyba odsunięta od normalnego życia, może cały czas byłam w innym miejscu, może to tylko wyobraźnia. Wszystkie obrazy były piękne, ale takie nieprawdziwe. Kłamstwa zapętlały się jedno na drugim. Zawijały się wokół mojej szyi. Nie mogłam nawet zanucić.
Sorry, sorry, I'm sorry.
Wszystko musiało się psuć, jakby to ja była wszystkiego powodem. Zawsze coś było, bo ja coś zrobiłam.
Tak działa wina. To wszystko przez ciebie.

A może to przez kogoś, kto chce, aby rozpadło się twoje szczęście, bo jego nic nie może zaspokoić. Pomyślałam odruchowo o Marcie,
paznokcie wbiły się w moje dłonie pozostawiając ciemne ślady. Tak mogłyby wyglądać rany na sercu, które pokazywałyby wylane łzy. Martwiłam się, a sama nie wiedziałam o co. Wiedziałam tylko jedno, to stworzenie żerujące na nieszczęściu musiało być złe. Zagryzłam zęby, jakby ktoś dawał mi lekarstwo, a po moim policzku popłynęły gorzkie krople.

Wstałam, kiedy w pokoju było jeszcze trochę ciemno. Patrzyłam tępo w sufit. Gdzie jest mój rycerz na białym koniu? Gdzie jest zagubiony wilczek, a gdzie jest mój rozsądek. Gubię wszystko, kiedy tego potrzebuję. Tracę, to, na czym mi zależy, mimo że się staram. Widocznie za mało. Zamrugałam, aby oczyścić oczy, nadal czułam skorupę z łez. Wstałam powoli, nigdzie mi się nie spieszyło, straciłam cel. Część siebie. Uchyliłam okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza.
Lekkie zimno przebiegło po moim ciele. Rano tak było, trzeba było czekać na słońce, które rozświetli dzień. Które ogrzeje. Które sprawi komuś uśmiech na twarzy. Rozsunęłam zasłony, a cząstka światła wpadła przeganiając mrok. Jakiś samotny ptaszek zaczął melodię, a po chwili przyleciał drugi. Dołączył się do piosenki i pięknie tworzyli duet. Obserwowałam w skupieniu ich ruchy, zbliżały się do siebie. Skocznie przemierzały gałęzie, aby dotrzeć do nowo poznanego osobnika. Wtedy przyleciał trzeci. Zanucił on nową melodię, a pierwszy ptaszek kontynuował nowy refren. Nowy przybysz, jakby zatańczył. Odleciały, ale ten jeden został sam. Brązowy ptaszek, który zaśpiewał jako drugi. Siedział na gałęzi czekając na kolejnego towarzysza. Ktoś ukradł mu szczęście. Miałam ochotę drzeć się jak opętana: Nie! Ale co by to dało? Musiałam ustabilizować swoje życie, a nie być swatką dla drozdów. Może mi też ktoś się przyglądał i chciał doradzić.

Byłam gotowa przed czasem. O godzinie siódmej trzydzieści, stałam przy wyjściu. Nikt nie mógł mnie podwieźć, więc wyruszyłam sama. W końcu byłam już samodzielna, a do szkoły miałam kilka minut drogi. A co zrobisz, gdy znowu przyjedzie?- zapytałam sama siebie. Nie wiedziałam. Ubrałam czarno-białą spódniczkę. Jak łamać zasady, to na całość.
Bo co właściwie on mógł mi zrobić? Czy był zdolny mnie skrzywdzić, mimo obietnic?

W drodze do budynku, złapała mnie dziewczyna z mojej klasy. Odruchowo się wzdrygnęłam. Ta z pierwszej ławki.
Była miła i nie obchodziła mnie opinia księżniczek. Umówiłyśmy się po szkole. Wierzyłam, że dam radę tam dotrzeć, nawet jeśli Eric wyciągnie mnie wcześniej ze szkoły.

Pierwsza lekcja i jeszcze kolejne odbyły się, nic im nie przeszkodziło. Jak głupia czekałam na jakiś znak, jednak się nie pojawił. Wychodząc po piętnastej, zauważyłam znajomy cień. Miał założone ręce i opierał się o samochód. Nie wyszedł mi na spotkanie. Próbowałam się przyjrzeć, czy to napewno on, jednak moje oczy mnie zawiodły. Jak na złość nie mogłam go rozpoznać. Jednak samochód się zgadzał. Parzyłam w tamtą stronę, dopóki nie zatrzymał mnie cały obraz. Jakaś ciemnowłosa żmija właśnie obejmowała mojego mate. Nie obchodziło mnie czy to jego podstęp, żebym była zazdrosna. Tego sprawdzać nie musiał. Nie odsunął się od niej. Przyspieszyłam.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now