20. Kandydat na trupa

5.3K 246 0
                                    


Tak, pierwsze wrażenie. Doskonale o tym pamiętałem. Nie mogłem podejść, odepchnąć typa, przytulić i podnieść moją przeznaczoną i wywieść gdzieś daleko. (Na co miałem cholerną ochotę). Ale zawsze jest jakieś „ale". Jeśli bym tak zrobił, to byłbym automatycznie skreślony. Modliłem się, żeby wsiadła do autobusu sama.
I tak się stało.
Nie wiem czemu nie wszedłem za nią, nie zagadałem. Zazdrość kasuje nam cele główne. Blondyn stał nadal szukając wzrokiem dziewczyny. Jak chciałem, żeby te jego oczka powędrowały do ziemi. Wziąłem wdech i podeszłem do blondaska. Pojazd z moją mate gdzieś odjechał i właśnie ją zgubiłem. Popatrzyłem jeszcze na numer odjeżdżającego autobusu, którego później sprawiłem rozkład.
- Jak nazywa się tamta dziewczyna?- zapytałem, gdy powoli odchodził w przeciwnym kierunku.
Odwrócił się tylko głową i zmierzył mnie wzrokiem. Ha, przewaga wzrostu!
- Nie powinno cię to interesować, jest moja.

I coś mnie zakuło. A później nie kontrolowałem wybuchu. Samo wyszło, nic nie mogłem poradzić. Moja pięść jakby przyciągana magnesem przykleiła się do jego facjaty. Miałem ochotę dodać coś w stylu „twoja, to jest głupota".
- Chyba się przesłyszałem- podeszłem bliżej, gdy zrobił krok w tył.
- Albo jesteś głuchy- burknął. Jeszcze nie zwiał, jakieś osiągniecie. Niezły kandydat,
na trupa.

- Nie chcesz mieć problemów, czyż nie?- zapytałem popychając go, aby szedł obok mnie.
Nie muszę opisywać wzroku (pełnego pogardy) wszystkich babć.
- To ty chcesz je mieć- stanął. Dobrze, bo ja lubię zabawę. Mogę to robić aż wycisnę ważne informację, jak resztkę cytryny do herbaty.

Dowiedziałem się, że nazywa się Melanie. Ile bym oddał, żeby sama mi to powiedziała. Ale małe mordobicie też mi nie zaszkodziło.
No ale cóż, wiedziałem do jakiej szkoły chodzi, co było pewnym osiągnięciem. Przewertowałem galerię na stronie jej szkoły, gdzie znalazłem ją gdzieś z tyłu. Bez amanta.
Ulżyło mi. Choć coś w oddali mojego rozumu krzyczało, ale może na zdjęciach nie są razem, a tak na serio...
Nie chciałem tak myśleć. Pragnąłem spotkania.
Nawet jakiegoś przypadkowego na ulicy. Do liceum nawet się nie cisnąłem, nie byłem uczniem, więc byłbym dodatkowo podejrzany.
Nie spotkałem ją przez tygodnie. Czasem nawet przechodziłem niby przypadkowo, gdy mieli kończyć lekcje, ale jej nie ujrzałem.

Wróciłem do domu i przez jakieś półtora tygodnia, obmyśliłem niegłupi plan. Ale wszyscy już go znają, bo został wcielony w życie około cztery dni temu. Uprzedzę pytania, nie wszystko poszło zgodnie z nim.

Nie mowa tutaj o normalnym i spokojnym poznaniu, chciałbym tego o wiele bardziej.
Ale z tymi rzeczami nie miałem szans. Nigdy nie ćwiczyłem tajnych technik podrywu, bo na kim? Dla mnie liczyła się tylko ta jedna, której jeszcze dokładnie nie znałem.

Melanie

Eric jakoś posmutniał na twarzy. Nie wnikałam, zaprosiłam go do mojego pokoju, gdzie chętnie poszedł. Usiadłam na łóżku, niewiedząc co powiedzieć. Oczywiście, zawsze mogłam zapytać, o czym rozmawiali, ale może mama chyba miała rację, to była ich sprawa.

- W sumie to tak pomyślałem, może zaczęlibyśmy to od nowa? Mogłoby wyjść ciekawiej- zaczął niespodziewanie i naciągnął niepewny uśmiech. Usiadł obok mnie, słyszałam jego oddech.
- Fajnie brzmi, tylko jak to zrobić?- zapytałam, bo rzeczywiście lepiej byłoby tak go poznać jak robią to zakochani w filmach. Moja wyobraźnia już kreowała spotkanie idealne.
- Może gdzieś pojedziemy, tak na tydzień- zaproponowałam.
- Małymi krokami i rodzice ulegną, tylko co ze szkołą?
-Małe wakacje nikomu nie zaszkodziły, ale wiesz, że już nie będziesz do niej chodzić?

Gdy zobaczył moją minę dodał, że mogę mieć prywatne lekcje, jak będę chciała. Znajomości i te sprawy. Chwilę jeszcze pogadaliśmy, obejrzeliśmy na laptopie ciekawe miejsca w okolicy i wybraliśmy niewielki miasteczko ze sporym jeziorem, które było niecałe trzysta kilometrów od mojego rodzinnego miasta.
- Skoro już tu jesteś, to pomożesz mi ich przekonać.

Łatwo nie było, mimo takiego właśnie przekonania objaśniłam, napewno zachwyconym rodzicom, pomysł.
- A ja będę za ciebie do szkoły chodził- zawładnął ironią mój kochany tatuś.
- Nadrobię wszystko, obiecuję- przypomniałam sobie o dawno nieużywanych oczach kota ze Shrek'a.- Będę dzwonić codziennie- dodałam na zachętę.
- Wrócimy szybko, to tylko kilka dni- spróbował Eric.
- Już gdzieś to słyszałam- zaśmiała się mama, ale jej oczy wcale tego nie robiły. Była poważna nawet z uśmiechem. Ale i tak wiedziałam, że nam kibicuje.

- Ale na to nie mieliśmy zbytnio wpływu- użyłam argumentu, który został wymyślony przed kilkoma sekundami. Jednak lekcje polskiego na coś się przydały. Pamiętam jak mówiliśmy pani, że argumentowanie nas nie obchodzi. Jak bardzo się myliliśmy.

Postawiliśmy na swoim i otrzymaliśmy rozkaz „pakujcie się". Gdy tata chciał powiedzieć, że nas podwiezie, szybko się wycofał, gdy mama objęła go za szyję.
- Nie potopcie się nas tym jeziorem- zażartował. O to się nie martwiłam, nie dlatego, że umiałam pływać. Mój mate był przy mnie i nic mi nie groziło. Czułam się bezpiecznie w jego pobliżu, a w jego ramionach mogłabym
spać bez koszmarów sennych. Ale jakbym go nie znała i byłby ratownikiem na basenie, to z pewnością zapomniałabym jak machać rękami i nogami.

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now