21. Biali wybawiciele

5.1K 240 16
                                    


Gdy spakowałam się do torby, pojechaliśmy jeszcze po rzeczy Eric'a. Podczas, gdy on poszedł do Alfy, ja poszłam wziąć szybki prysznic. Nie wiedziałam, gdzie będziemy nocować, dopóki Eric nie przyszedł z zawiniętym materiałem z metalowymi prętami obok. - Nie jest za zimno na namiot?- zapytałam wyciągając bluzę z szafy. Nie byłam zachwycona.
- Jest kwiecień, a nie pamiętasz, że masz grzejnik podręczny?- uśmiechnął się w końcu.
Mina ponuraka bardzo nie pasowała do tej jego twarzyczki. Nadal nie wiedziałam czemu po rozmowie z tatą, stracił entuzjazm i był zamyślony. Ale pomyślałam, że przecież każdy ma czasem takie dni i mało osób lubi pytania typu „co się stało".
- Żartuję, zarezerwowałem już mały domek. A na namioty też się wybierzemy.
- Jedziemy sami?- zapytałam, Sara może też chciałaby jechać nad jezioro, a jego brat z nią.
- Nash musi zajmować się osadą, poza tym, wrócimy jak będziesz chciała.

Znowu jechałam autem. Drzewa przypominały mi gdzie jestem i jak bardzo moje życie uległo zmianie. Przepowiadały przyszłość, której się nie spodziewałam. Zastanawiałam się: dlaczego ja? I dlaczego akurat on. Przeznaczenie.
To takie piękne słowo, niezwykle i zaskakujące.
Nieznajome, lecz uzgodnione niewiadomo przez kogo. I te wilkołaki. W życiu nie pomyślałabym, że istnieją naprawdę, że są inne niż mówią o tym filmy. Rzeczywiście pół człowiek-pół wilk nie był zbytnio atrakcyjny i wyglądał na groźną bestię. Byłam ciekawa czy to ewolucja je zmieniła, czy kiedyś tak wyglądali, dlaczego powstali. Choć nie powinnam, bo równie dobrze mogę zapytać, po co są ludzie. Może nie istniejemy w jakimś celu, a sami go sobie ustalamy.

- Jasna cholera!- zaklął Eric i zatrzymał gwałtownie samochód, przerywając moje filozoficzne przemyślenia. Opony zapiszczały ścierając się o asfalt.
- Co się stało?- byłam trochę wystraszona, nie wiedziałam, co wprawiło go w ten stan.
- Pokaż szyję- powiedział stanowczo i dodał pod nosem.- Jak mogłem zapomnieć.

Najlepsze w najgorszym było to, że ja zapomniałam mając to na ciele. Prawie całkiem
zagojone ugryzienie widoczne było po prawej stronie mojej szyi. Przyglądałam się mu przez jakiś czas w lusterku. Opowiadając mojemu przeznaczonemu o wszystkim, co się z tym działo i kilka razy tłumacząc, że wszystko w porządku, kontynuował jazdę. Tylko teraz wbijał paznokcie w kierownicę.
- Napewno nic ci się nie zmieniło? Nic cię nie boli?
- Jeśli coś się będzie dziać, to tobie powiem pierwszemu.

Nie wiedziałam kogo oszukuję, jego czy siebie.
Nie miałam bladego pojęcia czy rodzice nic przede mną nie ukryli. Ale pamiętałam ten węch w jaskini, teraz zanikł, ale bałam się, że cząstka instynktu może się obudzić niebawem:

Jechaliśmy w ciszy, ale czułam jego zdenerwowanie. Był zły na siebie. Chciałam mu powiedzieć, że to nie jego wina, ale nie przyjąłby tego nawet do wiadomości. Bolał mnie brzuch, później i głowa dołączyła do tortur nade mną. Cierpiałam w milczeniu, aby Eric się nie martwił. Wolałam oglądać jego dołeczki, które były jak lek. Nawet, gdybym o tym wspomniała, to chłopak martwiłby się bardziej, a to nikomu by nie pomogło. Chciałam spokoju.

Wjechaliśmy do małego miasteczka, większego niż osada. I mogłam się założyć, że było normalne. Tamto miejsce nie wyglądało jak zamieszkane przez zmiennokształtnych. (A niby jak miałabyś ich poznać?)- odezwał się prześmiewczo mój wewnętrzny głos. Jechaliśmy szosą aż dojrzałam kolorową strzałkę z naszym noclegiem. Kawałek dalej były cztery drewniane domki, w dawnym stylu. Miałam nadzieję, że wnętrze będzie normalne.
Chłopak zapukał do większego domu z tabliczką „właściciel".
Ze środka wyszedł gość dobiegający do czterdziestki. Wskazał palcem ostatni budynek i przekazał klucze, czarnowłosy zapłacił odrazu.
Eric wsiadł z powrotem do pojazdu i podjechał pod domek. Widząc mój wzrok, który już chciał zbadać wnętrze, chłopak upewnił mnie, o wyposażeniu.
- Liczy się wnętrze- powiedział z uśmiechem wysiadając z auta.- Jak lodówki.
Energicznie włożył kluczyki do zamka.
W środku było normalnie i nawet przytulnie.

Badając zakamarki, gdy mój mate wnosił bagaże, poczułam dyskomfort. Pobiegłam ostrożnie do łazienki, wyglądając pewnie jak upośledzona sarna. Spojrzałam w dół. No wiedziałam!

Zaczęło się.

-Eric!

Słyszałam chaotyczne tupanie i trzask drzwi Po tym panicznym wrzasku, chłopak uchylił drzwi do toalety. Patrząc na mnie z przerażeniem. Nachyliłam się lekko.
- Jedź do sklepu, kup czekoladę i podpaski.- Oświadczyłam ze spokojem. Gdy mruknął coś niezrozumiałe, dodałam lody do jego listy zakupów. A co, mogę sobie dogodzić. Ja to mam szczęście, akurat te pięć dni... ale mam też farta z tym chłopakiem.

Był z powrotem jakieś pół godziny później.
- Zgubiłeś się tam, czy co?- zapytałam kąśliwie patrząc na torbę z zakupami. Zdążyłam zrobić tosty z serem i szynką z nudów.
- Nie wiedziałem, które chcesz- podrapał się po głowie kładąc wszystko na ziemi. Ściągnął bluzę i wyzuł buty. Naliczyłam cztery opakowania moich białych wybawicieli.
- Przynajmniej kupiłeś mi zapas.- zaśmiałam się wyciągając wszystko z wnętrza. Trzy czekolady, mleczna, karmelowa i z kawałkami ciastek. Pobiegłam z powrotem do łazienki. Jak ja się cieszyłam, że były tam dobre warunki. Przypomniałam sobie o namiotach, o których wcześniej myślałam. Problem z głowy.

Namioty mogliśmy sobie odpuścić. W jeziorze i tak bym się nie kąpała. Nadal było za zimno, a ja zaczęłam śmiać się niekontrolowanie, przez wyobrażenie, gdy Eric wchodzi do wody i podgrzewa cały zbiornik.
Humor to ja miałam specyficzny. Dziwiłam się, że mój mate jeszcze nie uciekł. A tak, jest do mnie uwiązany.

Przyszedł do sypialni, a ja nadal się tarzałam na łóżku.
- To jest normalne, czy masz atak?- zapytał opierając się o futrynę.
- Nie wiem. Nadal mi nie opowiedziałeś o przemianie, a mamy dużo czasu. Już mi nie uciekniesz.- uspokoiłam się trochę robiąc powolne wdechy.
- Nie wiem czy chcesz to słyszeć, początki nigdy nie są przyjemne.- podszedł i zajął miejsce obok. - Ja też mogę być nieprzyjemna jak mi nie powiesz- uniosłam brwi i zatarłam ręce, gdy otwierałam paczkę ciastek.
- Najpierw wyostrzone zmysły, u stuprocentowego wilkołaka jest to od urodzenia. Ale ciebie interesuje przemiana człowieka, nie?
- Uhm- mruknęłam delektując się słodyczem.
- Wydolność fizyczna się poprawia, jesteś pobudzona, a na końcu czujesz się jakby coś z ciebie wyłaziło. A dokładniej ty w wilczej postaci rozrywasz siebie jako człowieka. Zmieniasz kostium. Pierwsze razy mogą trochę boleć, ale później robisz to błyskawicznie i bezboleśnie. Wiesz, wszystkie kości się wyginają, masz futro...

W tamtym momencie gryzłam bardzo chrupiące ciastko. Niczym odgłosy łamanych kości. Ten klimat, jak na strasznych, ogniskowych historyjkach.(Cieszyłam się, że chociaż mają czekoladowy smak)
- Nieźle, jak myślisz, ja nim nie jestem, prawda?

Prawda?

Kim jesteś? ✔️Where stories live. Discover now