Wkroczyłam spokojnym krokiem, idąc pod rękę z tatą. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to już dziś. Byłam też ciekawa, co stałoby się, gdybym nie pojechała na tą wycieczkę, co miałam przecież w zwyczaju. Gdyby się zastanowić, to zgodziłam się pod jakimś impulsem. Może to wcale nie był przypadek. Mój sen sprawdził się tylko pod względem wyglądu mojego przyszłego męża, ciemny garnitur wyglądał chyba nawet lepiej. I proszę o uwagę, włosy odrosły i wydawały się jeszcze ładniejsze, puszyste i lśniące niż poprzednio. Według moich sugestii, zostawił na tyle długie, że co jakiś czas musiał zaczesywać je w górę. Zakaz o ścinaniu znał już chyba lepiej niż obietnicę, którą zaraz mieliśmy złożyć. Nie zwracałam specjalnej uwagi na gości, liczyła się tamta chwila, nie ludzie. Skupiłam się na krokach i obrazie przed sobą. Dochodząc już do księdza i Eric'a, ojciec mnie puścił, a ja stanęłam naprzeciwko mojego mate. Po dwóch stronach ustawieni byli druhowie i druhny, oczywiście moją świadkową została Klara, a jego, Nash. Ufałam jej pod względem pomocy, nie musiałam martwić się, że dowie się za dużo, tak musiałabym robić przy Eve. Jeszcze jej dziś nie widziałam. (Mogła to być wina wczorajszego wieczoru panieńskiego, była trochę podpita, jak wszyscy wiemy wilkiem nie była, więc z tolerancja na alkohol była u niej może poniżej przeciętnej.
I oto się zaczęło, ksiądz rozpoczął mszę, po której mieliśmy już zostać oficjalnym związkiem małżeńskim. Patrząc na mojego przeznaczonego wszystkie wątpliwości przechodziły, kiedy ktoś patrzy w taki sposób, człowiek czuje się dla niego ważny.

Przyjaciel Eric'a 

Ślubna pieśń rozbrzmiewała w kościele, kiedy Melanie weszła do budynku. Nie wiem czemu kobiety musiały zawsze kupować takie sukienki, żeby wyglądały na kilka razy większe. Może, żeby wyglądać na te, które rządzą w związku, kto wie? To jest czysta zgoda na niewolnictwo.
I jeszcze radziły sobie z obcasami, miały jakieś potajemne kursy, na których się uczyły jak w tym chodzić? Nie mam również pojęcia jak Eric zmusił swoich wilczych kolegów do przyjechania, ale wszyscy razem siedzieliśmy obok siebie. Nawet ci znad jeziora przyjechali, znałem ich dotychczas tylko z opowieści, kiedy to Eric pomógł im ze szkoleniem patroli czy innych bzdetów. Zbyt dużo to mi ni zdradził.
Raczej rzadko robiliśmy takie śluby, więź mate w zupełności nam wystarczała. Takie coś tylko pokazywało jak wilk może zostać pantoflem. Nasz kumpel dzielnie stał przed ołtarzem oczekując kobiety, która została mu przeznaczona. Miałem szczerą nadzieję, że zaraz moja nie zażyczy sobie takiej ceremonii. Mogłem jednak przyznać jedno, wieczory kawalerskie zawsze były genialne i jak dla mnie, lepsze od całego ślubu. Ceremonia przecież była drętwa, a życie polega na zabawie!
- A tak niedawno chodził na czworakach- zaczął Patrick, kiedy kapłan gadał o wierności, jakby się na tym znał. Jak gość bez kobiety może coś o tym wiedzieć? Nam, wilkom, nie trzeba tłumaczyć co robić, my nie opuszczamy swoich partnerek i nie biegniemy za lepszą. Więź działa bardzo sprytnie, inna kobieta po prostu nas nie „przyciąga". Po prostu sobie żyje i nie możemy tak ocenić, czy jest piękna, bo ideałem dla zmiennokształtnego jest jego mate. Działa to w dwie strony, ale słabiej, jeśli dziewczyna została przemieniona. Natura jest trochę niesprawiedliwa.
- No tak, nieźle wczoraj spędziliśmy ten wieczór kawalerski- zaśmiał się drugi, a odgłos ten odbijał się przez chwilę od ścian budynku. Druhny spojrzały w naszym kierunku wrogo.
W takim momentach człowiek zaczyna się bać własnej dziewczyny i za wszelką cenę stara się unikać wzroku.
W każdym bądź razie, niezła akustyka.
Ale tutaj miał rację. To co wyprawialiśmy przerastało nasze najśmielsze oczekiwania. Co alkohol z niektórymi robi...

Zaczęło się niewinnie, opaska na oczy i do lasu.
brzmi jak kiepski horror, ale u nas nikt nie zginął. Dalej było tylko lepiej. Z racji, że nie upijamy się szybko i na długo, trzeba było wziąć niemałe zapasy. Najlepsze było to, że Nash'a też w to wyciągnęliśmy.
- Tyle pijesz, ile lat chcesz być ze swoją mate- krzyknął jeden z członków zabawy.
Zasady jakieś muszą być.
- Nie starczy butelek- zaśmiał się Eric zakładając ręce za głowę. Na widok naszego arsenału na twarzy pojawiał się blogi uśmiech.
- Dobra księciu, 100 mililitrów to rok- uśmiechnął się od ucha do ucha Patrick.
- Chłopcy, przecież on nie da sam rady...- zaśmiałem się dołączając do grona imprezowiczów.
- No tak, przecież nasze byłyby zazdrosne- dodał inny chłopak. Już widziałem minę naszych pań. One to nie miały takiego odjazdu jak my. Nudziary. Zabawa miała dla nas całkowicie odmienne znacznie. Była pojęciem względnym. Jak się później dowiedziałem, to wyszły na chwilę na miasto, dalej dla mnie było  ściśle tajne, a na końcu gadały w domu przy winku. Może moja mate to trochę skróconą wersję opowiedziała, ale jak się baby umówią, to nie zdradzą.

Po kilku drinkach zostały zapowiedziany podchody. Żeby z powrotem poczuć ten smak dzieciństwa, zanim Eric już nie będzie mógł nigdzie sam wychodzić. Chyba sam nie wiedział na co się pisze. To było jak przezroczyste kajdany, człowiek mógł poczuć niewolę, ale nic nie widział.
- A czego będziemy szukać?- zapytał jeden z uczestników, podpierał się drzewem. Ledwo co stał, a wyglądał, jakby wietrzyk miał go powalić jak cienkie drzewko.
- Rozumu- zaśmiał się Eric, a atmosfera rozluźniła się jeszcze bardziej. W ruch poszły kolejne kieliszki, a jeden odważny z poświeceniem wyznał, że do odnalezienia będzie jego but.- Stary, cały las go poczuje- pomyślałem i powiedziałem to na głos.
- Trruudeenoo- przeciągnął słowo i kolejny zabrał się za ściganie obuwia. Jednym z powodów, dlaczego musieliśmy go znaleźć był taki, że jutro inaczej pójdzie na boso. Tylko jego strata, gdyby tak pomyśleć, ale kto by się zastanawiał? Nasz ofiarodawca pobiegł gdzieś dalej, nie założył buta aż by się ukrył, co z tego, że on i tak miał tam zostać.

Z powodu, że byliśmy w dziewięciu, rozdzieliliśmy się po dwóch. Więc nasze cztery drużyny poszukiwały gościa trzymającego buta, zataczającego się gdzieś w krzakach. Skończyło się na tym, że wyczuliśmy go po dwóch minutach, leżącego plackiem na ziemi.
Wyciągnąłem buta z jego ręki i krzyknąłem: Zgredek dostał buta, Zgredek jest wolny!
Z jedną stopą w skarpetce, wstał i próbował odzyskać zgubę. Uchyliłem się dobijając do Nash'a, on przechwycił buta i podał rzutem do Eric'a, tamten dał do kolejnego, aż w końcu ktoś trafił na gałąź, która zatrzymała nowy nabytek. No i właściciel wlazł na drzewo, kiedy sięgał po brakująca część ubioru, gałąź zaskrzypiała ostrzegawczo. Przesunął się jeszcze dalej, miał go już w dłoni i uniósł rękę w geście triumfu. Problem w tym, że nie chciał później zleźć, bo wysokość zaczęła mu przeszkadzać.
- Ejj zostaawwmy ggo, jak wytrzeźwiejeee- zaproponowałem i ruszyliśmy w kierunku osady. Po drodze mieliśmy jeszcze kilka planów do zrealizowania po drodze.



A wy już myśleliście, że to już koniec, przecież nie jestem taka zła...

Jeszcze

Kim jesteś? ✔️Место, где живут истории. Откройте их для себя